Szukaj na tym blogu

wtorek, 3 listopada 2015

Wystawa "Jan Bułhak - ojciec fotografii polskiej" oraz mój wykład (28.10.2015) w Galerii Negatyw w Katowicach

Ekspozycja ze zbiorów Muzeum Historii Fotografii w Krakowie była pokazaniem dużych reprodukcji, trochę zbyt dużych, w stosunku do oryginałów, ale mogliśmy zobaczyć mniej znaną, głównie powojenną twórczość Buhaka, który współdziałał często z synem Januszem. Jego koncepcja "fotografii ojczystej" owocowała piktorialnym ujęciem, widzeniem świata w melancholijny sposób, wydawałoby się dokumentalny. Styl Bułhaka pod koniec życia radykalizował się na sposób nowoczesny, choć nie radykalny. Ok. 1948 roku Bułhak zbliżał się nawet do konwencji abstrakcyjnej.

Galeria Negatyw prowadzana  jest przez trzyosobowy zespół: Wojtek Kukuczka, Łukasz Pallado i Sylwia Skotniczny. Po upadku galerii PUSTEJ, a właściwie jej exodusie do Jaworzna, stała się nowym i ważnym miejscem na Śląsku. Oczywiście oprócz działającej od dawna galerii ZPAF. Tak więc Katowice są wciąż ważnym miastem  dla polskiej fotografii. Przypominam sobie, że ok. 1992 z inicjatywy Jurka Lewczyńskiego miałem wykład w Galerii ZPAF, ale nie pamiętam o czym?... A w 2006 kolejny, przy okazji wystawy Andrzeja Lecha w PUSTEJ. Tym razem odbył się on w Górnośląskim Centrum Kultury. Andrzeja spotkałem po raz pierwszy od 1989 roku. Zmienił się fizycznie, ale nie zmieniła się jego ulotna fotografia. W trójkę wraz z Andrzejem i Kubą jedliśmy pyszne pierogi. Bywałem też gościem Andrzeja Urbanowicza i dwukrotnie prezentowałem wykłady o fotografii Bellmera. W końcu, w ub roku miałem wykład w Muzeum Historii Katowic przy okazji wystawy Anny Chojnackiej o kryzysie w najnowszej fotografii.



Jan Bułhak, Ruiny gmachu Pasty w Śródmieściu, Warszawa, 1945. Ze zbiorów MFH w Krakowie  

Jan Bułhak i Janusz Bułhak, Żniwo, Ruciane-Nida, 1949. Ze zbiorów MHF w Krakowie    


Jan Bułhak i Janusz Bułhak, Brama cmentarza ewangelickiego, Jelenia Góra, 1946. Ze zbiorów MHF w Krakowie    

Jan Bułhak, Janusz Bułhak, Pola uprawne, Gdańsk - Lipce Gdańskie, 1946. Ze zbiorów MHF w Krakowie  

Wernisaż. Fot. Dominika Tomaszewska

Chyba najlepsze prace Bułhaka na ekspozycji w Negatywie? Fot. Marta Jura

Mój wykład pt. Fotografia polska w kręgu estetyki Jana Bułhaka - wczoraj i dziś dotyczył recepcji zarówno myśli teoretycznej, jak też praxis, która następowała już w latach 20. XX wieku, a także do drugiej wojnie i praktycznie trwa do dziś. Anonsując swój wykład napisałem do Kukuczki: "Celem wykładu będzie pokazanie oddziaływania estetyki i programu "fotografii ojczystej" w latach 20. i 30. XX wieku oraz po II wojnie światowej (Tadeusz Wański). Przedmiotem analizy stanie się zagadnienie realizmu socjalistycznego lat 50., Kielecka Szkoła Fotografii (Paweł Pierściński), twórczość z zakresu "fotografii elementarnej" (Andrzej J. Lech) i szkoły jeleniogórskiej (Ewa Andrzejewska) oraz PAcamra Club z Suwałk (Stanisław Woś)."

Na Facebooku ktoś spytał Wojtka Kukuczkę czy wykład był nagrywany (wideo). Nie był. Ale swoje wystąpienie oparłem na publikowanym tekście, który miał się ukazać w katalogu Bułhaka, wydanym przez MN w Warszawie, której byłem inicjatorem ok. 2004 roku. Nie ukazał się jednak. Ale został opublikowany pt. Naśladowcy i kontynuatorzy. Bułhak i estetyka piktorializmu, „Biuletyn Fotograficzny. Świat Obrazu”, 2008 nr 7-8. 

Mówiłem także o Zofii Rydet i Zdzisławie Beksińskim w kontekście fotografii Bułhaka. Podkreśliłem również znaczenie fotografii Staszka Wosia i Tomasza Mielecha. W drodze powrotnej Sławek Jodłowski pytał mnie "czy go cenię [Bułhaka - KJ], bo był tradycjonalistą". Odpowiedziałem, że doceniła go także pod koniec życia Urszula Czartoryska i nawet zorganizowała mu w Muzeum Sztuki w Łodzi dużą ekspozycję. Oczywiście potrafię znaleźć w twórczości Bułhaka także słabe strony, ale to już inna historia.

Galerii Negatyw życzę wszystkiego dobrego w promowaniu najnowszej fotografii oraz organizowaniu ważnych wystaw historycznych! Wszystkiego dobrego także dla  Galerii Pustej cd. w Jaworznie, która za 2014 rok opublikowała ciekawy katalog wystaw.


Wojciech Kukuczka i K. Jurecki

Wykład

Omawiam pracę Jana Bułhaka pt. Artyleria, 

Szacowna publiczność. W środku Waldemar Jama, po prawej Zofia Szota

Janusz Musiał

Od prawej: Krzysztof Szlapa i Kuba Byrczek




piątek, 23 października 2015

Marta Pszonak „Butelki po wyparowanej wodzie” (CRP Orońsko, 12 września – 25 października 2015, kurator Leszek Golec)

Prace Marty Pszonak, które widziałem 17.09 września Orońsku były dla mnie ciekawsze od tych, jakie zobaczyłem wczoraj w Zachęcie na głośnym konkursie Spojrzenia 2015. Deutsche Bank Award. Ale tu drobna uwaga, poza monumentalną instalacją Izy Tarasewicz, która jak najbardziej słusznie wygrała konkurs. Przyznanie II nagrody, a wcześniej nominowanie "Lady Ady", czyli słabego odbicia Lady Gagi do Spojrzeń, jednak bardzo osłabia ideę tego prestiżowego konkursu. Chyba, że polską scenę artystyczną niektórzy z członków jury pragną zamienić na kabaretową? 

Marta Pszonak zajmuje się utopiami, relacją ducha do ciała, materialności do niematerialności, jako istotą twórczości artystycznej. Być może krąży jedynie wokół problemu, niż go definitywnie próbuje rozwiązywać? Ciekawa jest tu też relacja między rzeczywistością a wirtualnością formy, a w konsekwencji obiektu rzeźbiarskiego, który może być nawet animowanym wideo. Bardzo ciekawa, choć niewielka ekspozycja. Powstaje pytanie...dlaczego w Łodzi nie mamy szansy obejrzeć takiego pokazu?

Prezentuję kilka zdjęć dokumentacyjnych autorki z Orońska. Po nich ciekawa odautorska egzegeza, która poświadcza, że "mocno" wniknęła w swe eksploracje. 

Czajniczek / Teapot


Czajniczek / Teapot

Czajniczek / Teapot

Googol 

Googol 
Samolot
Samolot (detal)

Gorzki koniec lizaka / Fuzzy end of the lollipop

Gorzki koniec lizaka / Fuzzy end of the lollipop

Czajniczek / Teapot
2015 / stal
Siatka czworokątów opisująca Czajniczek jako obiekt trójwymiarowy powstała w 1975 roku, w środowisku pionierskiego programu do grafiki trójwymiarowej, za sprawą informatyka Martina Newell'a. Jak uzasadnił twórca, Czajniczek pojawił się tam z niedostatku standardowych obiektów geometrii matematycznej. Przed Czajniczkiem w przestrzeni wirtualnej były tylko bryły platońskie oraz fragment nadwozia auta Volkswagen.
Dziś Czajniczek można zobaczyć w muzealnej kolekcji efemerów w „Computer History Museum” w Mountain View w Kalifornii - prototyp - porcelanowy imbryk (fizyczny wzór) oraz na ekranie komputera.
Natomiast środowiskiem naturalnym dla Czajniczka jest grafika komputerowa, film animowany, sieć, gdzie czajniczek multiplikuje się w nieskonczoność niemal jako ikona, fetysz wirtualności. Można go często znaleźć w filmach animowanych takich jak np.: Toy Story (1995, 1999), Beauty and the Beast (1991), Monsters, Inc. (2001), itd.. Na przykład, w Toy Story pojawia się w scenie towarzyskiego spotkania, na którym popija się herbatkę.

Imbryk do herbaty wydaje się nazbyt oczywistym, żeby rozważać o jego istnieniu. Refleksję o istnieniu niematerialnego czajniczka sprowokował już kilkanaście lat wcześniej przed Newell'em brytyjski filozof, pacyfista, naukowiec, matematyk - Bertrand Russell. Celestial teapot (kosmiczny czajniczek) to „stworzony” przez niego obiekt, który krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie. Pojawił się w artykule Is There a God? (magazyn „Illustrated”, 1952 r.) będącym odpowiedzią na przekonanie, że to sceptyk musi udowodnić nieprawdziwości niefalsyfikowalnych postulatów religijnych. Autor pisze:
"Czajniczek krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie, lecz jest za mały do wykrycia przez nawet najlepsze teleskopy. W związku z tą jego właściwością nie można dowieść jego nieistnienia. Wyobraźmy sobie człowieka, który utrzymuje, że czajniczek niewątpliwie istnieje, a skoro nie da się udowodnić, że jest inaczej, to odrzucenie tego twierdzenia przez innych ludzi jest przejawem absurdalnych i nieracjonalnych uprzedzeń."
Do dziś Czajniczek zebrał liczne grono wierzących w jego istnienie.
W skojarzeniu z wyimaginowanym obiektem Bertranda Russella wirtualna kreacja Martina Newella nabiera znaczenia symbolicznego. W tym kontekście realizacja rzeźbiarska jest materializacją niewyobrażalnego obiektu („celestial teapot”). 

Projekt zrealizowany w ramach stypendium Prezydenta Miasta Łodzi (2014)


Googol 
2015 / stal
Googol to nazwa wymyślona w 1938 roku przez dziewięcioletniego Miltona Sirotta, siostrzeńca amerykańskiego matematyka Edwarda Kasnera, który zapytany przez swego wujka o nazwę dla bardzo dużej liczby, odpowiedział mu "googol". Termin ten jako pojęcie dla liczby 10 do potęgi setnej, czyli jedynka i sto zer w zapisie dziesiętnym Kasner ogłosił w swojej książce Matematyka i wyobraźnia w roku 1940.
Omyłkowo przeinaczoną nazwę liczby zdobyła wyszukiwarka internetowa Google, której celem jest gromadzenie i przetwarzanie ogromnych zbiorów informacji, tak by uporządkować całą wiedzę dostępną ludzkości.
Zanim człowiek wymyślił koło, nauczył się obrabiać metal, budować łodzie i nie tylko, jednak dopiero koło napędziło handel a z nim pojawił się pierwotny pieniądz. Od tego wynalazku do okrągłej monety musi minąć jeszcze sporo czasu.
Forma obiektu nawiazuje do rantu monety, na którym nie rzadko występowały napisy przekazujące wartości najwyższe np: "dobro ludu najwyższym prawem", "dobro republiki najwyższym prawem", itd.


Gorzki koniec lizaka / Fuzzy end of the lollipop
2015 / wideo
Obiekt animowany w filmie to wirtualna kopia ubioru, w którym Marylin Monroe wystąpiła w słynnej scenie z filmu "Słomiany wdowiec" w reżyserii Billy'ego Wildera. Wirtualna tkanina - powierzchnia, której można nadać dwie niezależne "tekstury" (cechy wizualne) od wierzchniej strony zobrazowana jako jedwab, po wewnętrznej stronie pozostaje nieokreślona. We własnej odsłonie powierzchnia znika, jest własnym ukryciem. To co tworzy formę, geometria bryły animowanej, ukrywa się za odbiciem fotograficznym tkaniny. Tytuł pracy wideo został zaczerpnięty ze słów Monroe ("Story of my life, I always get the fuzzy end of the lollipop."). 

Kadry i fragment wideo, a właściwie wizualizacji obiektu, rzeźby wirtualnej przesyłam w załączników.
Monitor z projekcją jest zamontowany leżąco na górnej ścianie klasycznego, białego kubiku, gdzie moglibyśmy wypatrywać jakiegoś obiektu.


Samolot
2012 / stal

Praca współfinansowana przez Fundację na Rzecz Promocji Sztuki Polskiej ARGO - organizator Festiwalu Sztuki Współczesnej Arteria

wtorek, 20 października 2015

Malá Úpa (Czechy) - to je ono (plener fotografii 26.09-03.10.15)


Uczestniczy pleneru. Fot. samowyzwalacz aparatu T. Prociaka

Zacznę od początku... Tylko gdzie on jest?... . Chyba na końcu, na drodze. 03.10 w słoneczną sobotę wracałem do Łodzi i 50 km przed Wrocławiem ok. 11 godziny jakieś TIR wpadł do rowu i wysypało się z niego tysiące paczek, które potem zbierano wózkiem widłowym, skutecznie tamując ruch pojazdów. Stałem więc dwie godziny w korku liczącym ok. 8 km, ale pogoda była ładna, wiec można było porozmawiać z okolicznymi turystami. W drugą stronę (Jelenia Góra) także wszyscy stali, bo był jakiś wypadek. To coraz częstsze przypadki na polskich autostradach i drogach szybkiego ruchu. A co było na początku? Na kilka dni przed wyjazdem Puszek (mały piesek) przegryzł mi kabel do zasilacza laptopa... i nie mogłem przez kilka dni przyszykować zdjęć do pokazów. Ale w końcu kupiłem nowy zasilacz.

Zamieszczam kilka zdjęć z pleneru. Trzeba pamiętać, że wszystkie powstały pod czujnym okiem opiekuna - Tomasza Mielecha. Czasami trudno je atrybuować... i w tym przypadku nie jest to najważniejsze.

Fot. Ewa Wenta

Fot. Katarzyna Warańska

Fot. Małgorzata Bruj [nietypowa praca, kiedy estetyka błędu wzmogła ostateczny wyraz estetyczny]

Fot. Michał Sowa

A sam plener? Żywe dyskusje, pokazy prac. Zaprezentowałem także swój cykl Śmierci naszej oblicza różne. Miały miejsce także długie i jakże potrzebne dla uciemiężonej przez materializm duszy, wędrówki po Karkonoszach, w tym na Śnieżkę. Góry po stronie czeskiej są bardzo piękne, aby wymienić nie tylko szlaki i schroniska, ale niewielkie miejscowości, jak Hostinné z ciekawą galerią rzeźby i małą "czeską" kawiarenką w samym uroczym ryneczku. W tym miejscu Tadek opowiadał nam o kulisach kapitalizmu dolnośląskiego z lat 90., co byłoby dobrym scenariuszem na film w typie Drogówka. Może przeczyta to Wojciech Smarzowski? Jestem wciąż pod wrażeniem wielkiego barokowego zespołu architektonicznego w miejscowości Kuks z niezwykłymi rzeźbami, np. Betlejem, w pobliskim w Nowym Lesie, wykonanymi przez Mateusza Bernarda Brauna.

Fot. Patrycja Pitra [Mocny wyraz twarzy, świetnie "grają" oczy]

Fot. Stanisław Kawa

Oprócz zajęć teoretycznych (Tadek Prociak, K.Jurecki)odbyły się warsztaty z profesjonalistą i wybitnym kontynuatorem stylu "szkoły jeleniogórskiej" - Tomaszem Mielechem, na których uczyliśmy się techniki mokrego kolodionu. 

Kiedy plener może być istotny dla jego uczestników? Wówczas gdy dowiadują się nowych aspektów teoretyczno-historycznych i mogą fotografować pod "okiem" fotografów, mogących "coś" zaproponować w sferze nie tylko techniki, ale idei fotografii. Od krystalizacji "idei" zaczyna się wejście/przejście ze sfery fotografii towarzysko-krajoznawczej do artystycznej, w szerokim sensie tego słowa.

Jestem przekonany, że był to bardzo udany plener. I mam nadzieję, że nie tylko dla mnie.

Fot. K. Jurecki

Praca zespołowa [zabawa, ale z bardzo ciekawym efektem w typie Nieznanego Jerzego Lewczyńskiego]



piątek, 9 października 2015

Issaieff w Art Brut

Od 17 do 19.09. byliśmy w Lublinie. Po drodze zwiedziliśmy wystawę Brandta w CRP w Orońsku, gdzie miło nas goszczono (pani Monika). Widzieliśmy także ekspozycję rzeźb Marty Pszonak, o której niedługo napiszę słów kilka na blogu. 

W Lublinie zawisła niewielka ekspozycja jedynych w swoim rodzaju prac mistrza Issaieffa - artysty niedocenianego, bagatelizowanego i pomijanego przede wszystkim w Łodzi, gdzie mieszka. A gdzie są łódzkie muzea? Słowa kieruję głównie do MMŁ, które interesuje się bardziej Bałutami i podejrzanymi prywatnymi kolekcjami, niż sztuką. 

Następnego dnia zwidzieliśmy też Galerię Labirynt, gdzie odbywała się "naciągana" wystawa o wojnie, m.in. z udziałem Edzia Krasińskiego. Było groźnie, widzieliśmy nawet bombę atomową, całe szczęście że z papieru. W galerii wdaliśmy się w długą i sensowną rozmowę z Jolą. Potem przyszedł Lucjan, mądry lubelski fotograf, a wcześniej spotkałem Marcina, wciąż poszukującego duchowości,  z którym zwiedziłem wystawę w Galerii Gardzienice, ale nie do końca udaną. Z Marcinem rozmawialiśmy o Andrzeju Dudku-Durerze.

najważniejsze... przez dwa dni byliśmy goszczeni przez panią Marię i zespół jej  współpracowników. Zwidzieliśmy kierowany przez jej fundację jedyną chyba tego typu instytucję, czyli Teatroterapię. Skosztowaliśmy także  specjalnie przygotowanego dla nas (dla mnie?) jedzenia. Było otwarcie i miło. Widać, że takie instytucje są bardzo potrzebne. 

Po wernisażu odbyła się interesująca dyskusja między artystą a Sławomirem Marcem, m.in. na temat istoty abstrakcji i jej potencjalnych możliwości w sztuce oraz współczesnego akademizmu. Moim zdaniem racja była po stronie Issaieffa - tylko indywidualny namysł nad sztuką jest istotny, nie zaś obecne wykształcenie akademickie, które rozmija się z pojęciem artystyczności. Nie można nauczyć sztuki.

P.S. Wystawa J.G. Issaieffa w Lublinie otwarta jest do 12.11.15. Zainteresowanym polecam także swój tekst o wybitnym, lecz kontrowersyjnym artyście, pt Rysunek jako stabilność.... świata z najnowszego 71 nu-ru magazynu "Format", który jest bardzo potrzebnym "pismem środka". 



wernisaż Jan G. Issaieff i Maria Pietrusza-Budzyńska, fot. Katarzyna Skawińska

wernisaż Jan G. Issaieff i Maria Pietrusza-Budzyńska, fot. Katarzyna Skawińska

wernisaż  K. Jurecki Jan G. Issaieff i Maria Pietrusza-Budzyńska, fot. Katarzyna Skawińska

Folder do wystawy



p.s. Gdy dojechaliśmy ok. 14 godz. do Lublina było 30,5 C. Czyżby koniec świata był blisko?

poniedziałek, 14 września 2015

O fotografii Zdzisława Beksińskiego. Jeszcze raz....

W związku z publikacją mojego nowego tekstu pt. Między bielą a czernią. Esej i fotografii Zdzisława Beksińskiego nasuwają się stare/nowe spostrzeżenia.

Zdzisław Beksiński, [bez tytułu], 1959, 18 cm x 13 cm, wł. K. Jureckiego

1. Artysta w rozmowach, jakie z nim przeprowadziłem w końcu lat 80. w jego mieszkaniu w Warszawie był bardzo szczery w swych wyznaniach. Niczego zdawał się nie ukrywać. Efektem naszych rozmów był mój ważny, jak sadzę tekst pt. Twórczość fotograficzna Zdzisław Beksińskiego w latach 1953-1960, (”Fotografia” 1987, nr 1). Zresztą był to mój pierwszy tekst, jaki opublikowałem. Potem kilku następnych artykułach, których tytuły można znaleźć na mojej stronie www analizowałem ją w szerszym kontekście twórczości Jerzego Lewczyńskiego i Bronisława Schlabsa. Dlaczego jest to istotne? Do tego czasu, od bardzo ważnego tekstu Urszuli Czartoryskiej o fotografii Beksińskiego pt. Zdzisław Beksiński, ("Fotografia" 1960, nr 5), istniała wielka luka na temat znaczenia fotografii tego wybitnego artysty! Niby był znany, ale przede wszystkim jako malarz. W latach 80. byłem już przekonany, ze w sztuce polskiej pozostanie jako artysta awangardowy, początkowo fotograf, potem, rzeźbiarz, grafik i rysownik. Ale z awangardą rozstał się szybko... Następnie w latach 90. i już w XXI wieku bardzo dużo dla uznania fotografii Beksińskiego uczynił Adam Sobota, a dopiero potem Muzeum Historyczne w Sanoku oraz jego marchand Piotr Dmochowski, który także posiada cenne prace. W tym roku Muzeum w Gliwicach opublikowało, ważne z kilku powodów, listy Beksińskiego do Lewczyńskiego, ale nie wszystkie. 

2. W związku z upublicznianiem jego twórczości fotograficznej, która bardzo ceniona przez kolekcjonerów pojawiają się także niestety w dużej ilości prace sfałszowane, zarówno fotografie, jak i rysunki. Pisałem o tym zjawisku swoim blogu w 2010 w poście pt. http://jureckifoto.blogspot.com/2010/01/kto-faszuje-zdjecia-i-rysunki-zdzisawa.html. Po opisywanej ekspozycji prace Beksińskiego "poszły świat", także do waznych polskich kolekcji prywatnych!! Ale są dalej w obiegu. Ostatnio, według mnie sfałszowaną fotografie Beksińskiego oglądałem w 2015 roku na aukcji kolekcjonerskiej na łódzkim Foto-festiwalu. Za kilka dni w jednym z domów aukcyjnych w Warszawie będą sprzedawane "dziwne" rysunki Beksińskiego, wg mnie także sfałszowane. Oczywiście mogę się mylić, ponieważ prace trzeba obejrzeć "pod lupą", ale nie sądzę, abym się mylił. Piszę to także dlatego, aby przestrzec przed zakupem "wątpliwych", a jakże sygnowanych, z pieczątkami, bo takie oglądem w warszawskiej Asymetrii w 2010 roku i teraz pewnie z potwierdzeniami ekspertów. Aby to takich procederów fałszowania nie doszło, a jakie opisała już Krystyna Łyczywek, trzeba dokonywać bardzo wnikliwej atrybucji.

3. I jeszcze w przyszłości do rozważań pozostanie jedna sprawa: fatum, jakie towarzyszyło życiu Beksińskiego, szczególnie pod jego koniec. Czy sztuka, w tym fotografia a następnie malarstwo ewokowały i zapowiadały szereg śmierci w jego najbliższym otoczeniu, które pojawiały się w latach 90., ostatecznie zakończonych morderstwem artysty w 2005 roku?



Strona www portalu Niezła Sztuka


Screen Print z Facebooka 13.09.2015

Screen Print z 24.11.2015

wtorek, 25 sierpnia 2015

Marek Rogulus Rogulski. Aerolit-zaplatanie energii (Galeria Sztuki Wozownia, Toruń, 10.07-30.08.15)

Rogulus  Performance na trąbce, na tle pracy Rzeźba jako performer, 2007Fot. K. Napiórkowski 

Rogulus Performance na trąbce,  w czasie wernisażu, Fot. K. Napiórkowski 

Rogulus, Nie ma nic. Jest tylko jest, 2000, instalacja, fot. K. Jurecki


Z Rogulusem poznaliśmy się dawno temu na III Biennale Sztuki Nowej w Zielonej Górze 1990, kiedy był jeszcze studentem PWSSP w Gdańsku. Marek pokazał wówczas m.in. wideo pt. 10 Hz, które mam w swoich zbiorach, dotyczące jego szamańskich praktyk.

Za kilka dni kończy się Jego duża monograficzna ekspozycja w Toruniu, na której można zobaczyć prace stworzone we wszelkich możliwych technikach i gatunkach artystycznych, ale dominuje rzeźba. Artysta, jak mało kto, sprawnie wykorzystuje, zarówno rzeźbę, jak wideo. performance, a za moment wróci do malarstwa...

Artysta, mimo ponad trzydziestoletniej działalności na scenie trójmiejskiej (m.in. galeria C 14), udziału w wielu wystawach, w tym w tak renomowanych, jak Muzeum Sztuki w Łodzi czy w CSW w Warszawie (za dyrekcji "otwartego" na innych Wojciecha Krukowskiego), prowadzeniu  od lat 90. "prawdziwej" (nie udawanej) niezależnej galerii, jaką był istniejący do 2015 Spiż 7 w Gdańsku nie jest właściwie komentowany, ba jest omijany przez tzw. establishment artystyczny.

Kiedyś na początku XXI wieku Łukasz Ronduda powiedział mi trochę żartobliwie, "że Rogulskiemu nie jest potrzebna krytyka artystyczna, ponieważ stworzył własny system i obieg,  za pomocą: galerii, wystaw i pisma artystycznego".  Tylko jak reagują na taką twórczość wypasione magazyny, takie jak "Szum", który w nu-rze 8 z 2015 podobno poszukiwał "drugiego kanonu"? Czy szukał czy symulował poszukiwanie? Wg nowego kanonu należą do niego np. od dawna znani: Gruppa, Zbigniew Warpechowski (Azja jest  bardzo popularna już od czasów Lochów Manhattanu), Edward Dwurnik, Przemysław Kwiek, Piotr Uklański i starczy... Po co wymieniać, każdy zna te nazwiska i prace.... Są też nowe/stare nazwiska, np. Laura Pawela, Maciej Świeszewski (!), Gregor Różański (także na okładce "Szumu" - zobaczymy, ile sezonów to kanoniczne już nazwisko przetrwa?). Nowy kanon w rezultacie okazał się starym, z kilkoma perełkami, jak Ostatnia wieczerza. Całość wygląda mało poważnie.

Rogulus, Performance na trące, wykonany w czasie wernisażu

To muzyczne "doświadczenie energetyczne" z kręgu performance zrobiło na mnie i na widach duże wrażenie. Warto zaznaczyć, że artysta jest też bardzo ważnym teoretykiem najnowszej kultury. Od lat tłumaczy, dlaczego i jak należy wyjść po za arkana postmodernizmu.

Okładka katalogu z Wozowni (2015, s. 30, projekt  K. Napiórkowski)

Marek Rogulski na szczęście nie przejmuje się kanonem "Szumu". Jego monograficzną wystawę można zobaczyć do 30.08 w Wozowni. Galeria wydała katalog z tekstami: Rogulusa, Adama Soboty i K. Jureckiego. Odsyłam także do sensownego artykułu Anny Tuschik z "O.pl" pt. Forma a proces twórczy.


Premierowa pracaRogulusa Areolit - zaplatanie energii,  2015, Fot. K. Napiórkowski 

Rogulus, performance, Tape A, Galeria Spiż 7, 1997, fot. tns, wszelkie prawa zastrzeżone


K.Jurecki, od lewej w tle, Judyta Bernaś i Rogulus. Otwarcie wystawy, 10.07.15, godz. 18.15, fot. K. Napiórkowski 

p.s.Tego wieczoru odbył się także wernisaż bardzo ciekawej wystawy z pogranicza fotografii i grafiki Judyty Bernaś Jednia. Jej twórczość sytuuje się blisko eschatologicznych poszukiwań, np. Zbigniewa Treppy.

piątek, 21 sierpnia 2015

Roman Vishniac: Fotografia, 1920–1975 (Polin, Warsaw, curator: Maya Benton, 08.05.-31.08.2015)

I want to announce a very important and  interesting exhibition from ICP in New York now exhibited in Warsaw. Please look at my article in magazine "O.pl" titled Pytanie o styl i przemiany fotografii Romana Vishniaca 




„Roman Vishniac: Fotografia, 1920-1975”, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, 2015 (źródło: dzięki uprzejmości muzeum, fot. M. Starowieyska)