Najważniejszym cyklem, jaki wykonała mieszkająca w Linzu Gerlinde Miesenböck (ur. 1978) jest seria Das Erbe (Dziedzictwo), która należy do kategorii "nowego dokumentu". Czym charakteryzuje się ta popularna na całym świecie stylistyka w przypadku twórczości Gerlinde? Odkrywaniem własnego domu rodzinnego, powrotem do świata dzieciństwa, wspomnieniami związanymi z poczuciem nostalgii, może osamotnienia? Ale w cyklu tym, w przeciwieństwie do polskiego "nowego dokumentu", nie ma ironii i dadaistycznego ludyzmu.
Bardzo istotna jest natomiast fragmentaryczność widzenia i lekko surrealne asocjacje obrazu, który zderza ze sobą poszczególne części pracy. Pewnie należy w tym zabiegu widzieć raczej tradycję "nowego widzenia" z lat 20. i 30. XX wieku, niż dokonania Roberta Franka z albumu Amerykanie.
Gerlinde poznałem w Bratysławie kilka temu podczas Porfolio Review i zapamiętałem jej zdjęcia. W tych fotografiach podoba mi się to, że poszukiwała czegoś trwałego w tradycji kultury austriackiej, starając się określić różnicę pomiędzy tym, co stare i nowe. Tym, co musi zniknąć i tym, co pozostanie na dłużej w pamięci, jak np. babcia artystki.
Stefanie Hoch w krótkim tekście na temat tego cyklu, napisanym przy okazji Triennale w Linzu, słusznie akcentuje najważniejsze aspekty tego memoratywnego widzenia, jak widoki poszczególnych pokoi, ludzkie gesty, czy intensywny kolor fotografii. Jednocześnie Gerlinde ukazuje zanikającą starą strukturę układu rodzinnego, która właśnie poprzez kadrowanie i niedopowiedzenie jest podważana. Tak, tradycyjna rodzina jest w kryzysie! Z kilku powodów, także przynależności do "nowego dokumentu" i akcentowania ekspresji poprzez kolor, można jej prace porównać ze zdjęciami Krzysztofa Zielińskiego.
Niektóre zdjęcia pełne są napięcia emocjonalnego, inne chłodne i prawie wyobcowane. W "nowym dokumencie" często operuje się zmiennością ujęcia i rożnym kadrowaniem. Raz widzimy prace z leżącymi na śniegu owocami, za moment beznamiętnie stojące na blacie kuchennym kwiatki. Czym jest obraz i czym pamięć obrazu? To pytanie wielokrotnie powraca w tym ciekawym cyklu.
Ale najważniejsze jest tu niedopowiedzenie i zderzenie detalu ze znikomością niewidocznego, bo znajdującego się poza kadrem człowieka. Ludzie przeminą, przedmioty zaś mają szansę pozostać.
Niedawno dowiedziałem się o wystawie indywidualnej Gerlinde w Środkowoeuropejskim Domu Fotografii w Bratysławie zorganizowanej w 2011 roku, na której pokazała nowy cykl Landscapes: Finland. Ale jest on dla mnie zbyt estetyczny, w typie fotografii z lat 80. XX wieku Konrada Pollescha. Napisałem więc do Gerlinde, że romantyczne piękno, w wydaniu jakim prezentuje, już przeminęło i chyba już nie powróci. Ale może się mylę?