Heroic Heroes, 2009-11
Z Janą Romanovą (ur. 1984), która na Portfolio Review zajęła III miejsce nie miałem okazji rozmawiać w Bratysławie. Dopiero w Polsce poznałem jej twórczość, która rozwija się w kilku kierunkach. Przedstawię jeden z nich. Waiting ukazuje młode pary śpiące w swych łóżkach, wszystkie sfotografowane w intymnych ujęciach z góry. To znany pomysł, także z fotografii polskiej.
Bardziej spektakularny i konceptualny jest Heroic Heroes 2009-11 [Heroiczni bohaterowie] (posiadający drugi tytuł Special conditions [Wyjątkowe warunki]), pokazujący na zasadzie niekonwencjonalnych, "zwykłych" portretów ratowników w ich bazie, często śmiało kadrowanych, zestawionych w dyptyki ze zdjęciami relacjonującymi w Tv autentyczne wydarzenia z katastrof, w których biorą oni udział. Zderzenie dwóch obrazów tej samej, lecz innej egzystencji, obrazu "zimnego" z telewizji i "gorącego" artystki, okazało się bardzo ciekawą medialną grą między dwoma zestawionymi fotografiami. Cykl nie został zakończony, artystka dalej nad nim pracuje. Prace te można porównać do badań parakonceptualnych i zarazem fotograficznych Krzysztofa Wojciechowskiego z Warszawy, wciąż niedocenianego, wyjątkowo bogatego duchem, choć konceptualnego z założenia artysty.
Drugi cykl, który mi się podoba to W. Na swoim blogu Romanava napisała: "Kiedy byłam dzieckiem, moja babcia powtarzała mi, że jedynie piękną rzeczą w kobiecie są jej nogi.... Czym jest piękno?" W cyklu, który ma charakter osobisty i dotyczy autoportretu, artysta zestawia ze sobą różne młode i piękne dziewczyny w podobnych gestach i pozach. Pyta czy piękno jest zjawiskiem związanym z fizjonomią i strojem czy też z wnętrzem, i kobiecą naturą. Ten bardzo interesujący cykl ma także lekko konceptualny i teatralny charakter, gdyż jest działaniem w typie performance. Poza tym mamy tu do czynienia z pięknymi pejzażami. Cykl ten zaczyna się ukrytym autoportretem, ponieważ nie widzimy twarzy Romanovej. Później już jej nie skrywa, ujawniając całą swą fizjonomię.
Wartość tej pracy polega na tym, że w kilkunastu zdjęciach artystka przedstawiła nie tylko różne przesycone metaforą pozy ciała, będące próbą "łapania" ulotnego piękna, ale także potencjalne historie z własnego
życia lub każdej z innych portretowanych dziewczyn. A jednak koniec cyklu ma wymiar trochę pesymistyczny, być może w nawiązaniu do mitu o Pigmalionie(?). Widzimy Romanovą naśladującą pusty gest z rzeźby, jakby życie zamieniło się w sztuczność i zrazem archaiczną podniosłość.
W, 2011
W, 2011
W, 2011
W, 2011
W, 2011
To nie jest tylko "nowy dokument", to coś więcej. Dla mnie jest to nowatorska forma mówienia o ludzkiej możliwej przemianie/zamianie i różnej potencjalnej formie egzystencji, która dla kobiet, nawet tych niezbyt urodziwych, jest przede wszystkim ciągłym poszukiwaniem piękna. Jak wiemy, jest ono krótkotrwałe i ulotne, jeśli jest możliwe do osiągnięcia. Gdzie ono jest i jak może się manifestować? O tym przekonywająco opowiadają niebanalne i mocno zintelektualizowane prace Jany Romanovej, które kojarzą mi się z Autoportretami wyciszonymi Magdy Hueckel.