Szukaj na tym blogu

piątek, 12 listopada 2010

Nasz sukces na FIAC – Bogdan Konopka po raz wtóry…


Dotarła do mnie, i nie tylko do mnie, optymistyczna wiadomość. Na pewno bardzo istotna dla mistrza Bogdana, gdyż w tym roku był on obok Romana Opałki jedynym z nielicznych artystów polskich biorących udział w prestiżowych targach sztuki FIAC w Paryżu. Informacja ta jest także mniej budująca, gdyż w tym roku nie pojawiały się w Paryżu żadne polskie galerie! Trzeba dużo zainwestować, żeby sprzedawać klasykę sztuki modernistycznej i postmodernistycznej i Polaków niestety na to niestety nie stać! Odnotujmy innych polskich artystów biorących udział na FIAC, przede wszystkim Paulinę Ołowską, która wystawia w słynnej nowojorskiej Metro Pictures, sprzedającej prace Cindy Sherman. Z innych polskich twórców obecnych na tych prestiżowych targach wymieńmy także: Romana Opałkę, Anetę Grzeszykowską, Agnieszkę Kalinowską i Michała Budnego. Ale być może kogoś pominąłem, gdyż przeglądanie setek prac w Internecie jest nużące i jak to na targu bywa  znajdziemy praktycznie wszystko co dusza zapragnie, w każdym rodzaju i stylu, zaczynając od klasyki awangardy (Laszlo Moholy-Nagy) a kończąc na Mirosławie Bałce.

Bogdan Konopka i François Paviot na targach FIAC w Paryżu, 2010 

Bogdan Konopka napisał mi kilka dni temu istotne informacje odnośnie zamieszczonej poniżej pracy. Oto fragmenty z kilku maili: „Moja galeria pokazała tylko jedną moją fotografię styk z 8x10 cala zrobioną pięć lat temu. Zdjęcie limitowane jest do pięciu egzemplarzy. […] Na FIAC kopii sprzedało się cztery a piąta - ostatnia jest zarezerwowana. Czyli że można powiedzieć, iż poszedł cały nakład. To dość wyjątkowa sytuacja , przynajmniej w mojej karierze. Raz tylko zdarzyło mi się na targach ART Moscou pokazać w galerii GLAZ 14 (ale rożnych) fotografii i wtedy poszły wszystkie co do jednej jak leci. To było w 2008 tuż przed kryzysem”.
 
 Bogdan Konopka, Hommage  á Andy Warhol, 19.04.2005

Dlaczego ta fotografia sprzedała się w całym nakładzie. Czy potencjalni odbiorcy chcieli mieć „dwa obiekty w jednym”, czyli przypomnienie mitu Warhola w wydaniu Konopki? Być może, ale polski artysta długo pracował na swój sukces i jest rozpoznawalną postacią na mapie fotografii nie tylko francuskiej (i oczywiście polskiej), ale europejskiej. Operuje bardzo wyrazistym stylem, którego się trzyma przynajmniej od kilkunastu lat w odróżnieniu od tzw. polskich „nowych dokumentalistów”, którzy wątpią w dokument oraz poczucie stylu. 


Warto zaznaczyć, że dokument w Polsce od początku lat 80.  istnieje bez kontekstu i związków  z tzw. „nowym dokumentem” i ma się całkiem dobrze dzięki: Konopce, Andrzejowi Lechowi, Wojciechowi Zawadzkiemu i Ewie Andrzejewskiej. Był jeszcze jeden bardzo zdolny fotograf w tym zakresie – Eryk Zjeżdzałka (zm. 2008), lecz okrutny los, pozbawiał go szansy rozwoju artystycznego. Mamy też nowego fotografa w tym gronie – Katarzynę Karczmarz, która tworzy przekonywujące portrety i martwe natury. Za moment ukaże się mój tekst na ten temat w „Exitcie”.

 Etykiety wystawowe z Galerii François Paviot - Konopki i Brassaïa

Bogdan Konopka zapracował sobie na ten sukces – artystyczny i finansowy. Zachęcam do przeczytania naszego wywiadu z książki wydanej wraz z Krzysztofem Makowskim, (którego  serdecznie pozdrawiam w trudnych dla niego chwilach), pt. Słowo o fotografii (2003) oraz najnowszego wywiadu, jaki przeprowadził z Konopką Marek Grygiel w „Fototapecie”, pt. Co się widzi, a czego się nie dostrzega. Rozmowa z Bogdanem Konopką, który z pewnością zasługuje na bardziej wnikliwą analizę, ze względu na kontrowersyjne wypowiedzi obu rozmówców. 


P.s. Dziś rano, czyli 13.11.10 uświadomiłem sobie, że zapomniałem o jeszcze jedynym prawdziwym dokumentaliście, czyli fotografie z takim potencjałem. Jest nim Marcin Sudziński z Lublina - autor przejmującej ekspozycji o swym ojcu i przeczuciu zbliżającej się śmierci, pokazanej w 2010 na Fotofestiwalu w Łodzi. Oosbiście dla mnie była to najciekawsza wystawa indywidualna. Jego prace dotyczące Wisconsin Death Trip, wykonane razem z Katarzyną Majak, pokazałem także na Biennale Fotografii w Poznaniu w 2009 roku.

wtorek, 2 listopada 2010

Keymo’s Gallery of Photographs. Artystka końca epoki



Władysława, 2009


Autorka skrywająca się pod pseudonimem Keymo działa na polu fotografii portretowej, malarstwa i rysunku. Jest absolwentką ASP w Krakowie.


Ada, 2009

Pozostawmy na razie jej dokonania z zakresu tradycyjnych technik i zastanówmy się nad fotografią. Jaki uprawia styl? Dlaczego jest tak blisko fotografii mody, czego nie potrafię do końca zrozumieć. Chyba, że pragnie pokazać prawdziwe oblicze tego środowiska, jeśli jest to możliwe. Jej fotografia jest bardzo sugestywna i przypomina mi perwersyjną ekspresję w stylu Egona Schielego – wielkiego artysty ciała, który musiał zaistnieć, aby powstała twórczość Hansa Bellmera.


Asia, 2009

Bez tytułu, 2009

Jest to jednocześnie rodzaj narcystycznego fotografowania, w którym znajdziemy kilka wzajemnie uzupełniających się konwencji. Jest to trochę styl zbliżony do „lekkiego” („soft”) antyfeminizmu Helmuta Newtona. Kiedy indziej zbliża się do dokonań: Nobuyoshi Arakiego („znęcanie” się nad kobietą), ekshibicjonizmu Nan Goldin, amatorskości "prawdziwego" ujęcia Juergena Tellera. Jeszcze innym razem do surrealistki Claude Cahun, przełamującej dominujący schemat płci. Jest to także sugestywna fotografia portretowa o charakterze fetyszu, mocno erotyczna i niezwykle silnie przesiąknięta seksualnością. Niektórych widzów może odrzucać wątek sadomasochistyczny i perwersyjny. Całość wydaje się być na razie mocno eklektyczna i manieryczna, ale żyjemy w takich czasach. Czyżby była to dekadencka wersja końca pewnej epoki?


Kat, 2009



Jednak zdjęcia, szczególnie barwne, dzięki wykorzystaniu analogowych materiałów posiadają określoną temperaturę uczuciową i wielki potencjał malarskości, w tym tradycji Witolda Wojtkiewicza. Jestem pod ich wrażeniem! Wszystko to dzięki Rafałowi Piekarzowi - kuratorowi wystawy zbiorowej Pink Cube w krakowskiej Galerii Olympia, gdzie do 27.11.2010 r. można oglądać wybór 21 fotografii Keymo.


 
Sabinacity, 2009

Oto fragment maila Keymo do mnie (01.11.2010) na temat "pesymistycznej" według mnie wymowy jej prac: "Perwersja obecna w mojej fotografii nie jest pesymistyczna, to pewna estetyka ciała, która dla mnie pozostaje najciekawsza.... perwersja pozwala wydusić z ciała prawdziwe piękno, to trochę jak z owocem, trzeba go zgnieść, żeby uwolnić soki, poczuć zapach miąższ....tradycyjne akty patrzą na ciało, jakby głodny zaglądał  przez witrynę do sklepu pełnego żarcia... a ja staram się raczej wejść do sklepu i coś podpierdolić :)".


 Fashion, 2009

Mam jednak nadzieję, że ten czar szybko nie pryśnie. Ale muszę zaznaczyć, że przeszkadza mi w tych pracach pesymistyczne przesłanie. W latach 90., w podobnym „stanie” wizualnym powstawały zdjęcia Sławka Beliny, który praktycznie przestał już tworzyć. Czasami stać go tylko na żart. Ale to za mało, aby na dłużej przetrwać w ludzkiej pamięci!


 Martine, 2009

czwartek, 28 października 2010

Pożegnania i nowe znajomości. Portal http://o.pl/


Zbliża się 1 listopada - czas wspomnień o tych, którzy odeszli. O najbliższych i wciąż o Eryku.


Właśnie tak się stało, że definitywnie pożegnałem się z "Kwartalnikiem Fotografia" (nr 34) publikując tekst Czym jest i może być "archetyp fotografii"?, który nie jest recenzją z własnej ekspozycji z Gdańska, ale namysłem krytyczno-teoretycznym nad psychologicznym statusem twórczości. Nie odpowiada mi obecny program magazynu, zarówno większość publikowanych zdjęć, jak i tekstów o nich. Być może zgodnie z zasadą "wiecznego powrotu" kiedyś jeszcze coś napiszę dla "KF". Kiedyś, dokładnie w 2002 roku, pożegnam się już z pismem "Format".

Z periodykiem "Kwartalnik Fotografia" związany byłem od samego początku, czyli od 2000 roku, kiedy pismo prowadził Zbyszek Tomaszczuk, a potem Eryk Zjeżdżałka. I był to świetny okres, gdy promowano nie tylko polską (np. Magda Hueckel, Sylwia Kowalczyk czy Andrzej Dudek-Dürer), ale i zachodnią fotografię (np. Miroslav Tichy, Diane Ducruet). Od numeru 35. nie będzie mnie już wśród współpracowników pisma. Szkoda, ale nie uczestniczę w zjawiskach, których nie akceptuję, gdyż szanuję swoje nazwisko. Zresztą, mam zupełnie inną wizję fotografii i jej relacji w kulturze artystycznej.

Jednocześnie rozpocząłem współpracę z krakowskim portalem o kulturze http://o.pl/, prowadzonym z sukcesem przez Mikołaja Dunikowskiego. Opublikowałem tam tekst o świetnej łódzkiej wystawie intermedialnej Roberta Morrisa pt. Robert Morris nie tylko w wersji minimal-artu. Zwracam uwagę na jego znakomite filmy o charakterze performance, strukturalnym, w tym lingwistycznym. Zamieściłem także artykuł o bardzo ważnej kolekcji fotografii Cezarego Pieczyńskiego i ekspozycji w PGS w Sopocie w nowej siedzibie pt. Oh no, not sex and death again, która pokazała wiele światowych prac, w tym takich autorów, jak: Thomas Ruff, Nan Goldin, Jan Saudek czy Ewa Świdzińska i Magda Hueckel, która wyrosła na bardzo ważną osobowość dla polskiej fotografii z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, a w jej generacji wiekowej - najważniejszą. I wcale nie rzucam słów na wiatr! Jej twórczość obserwuję od roku 2003.

Oczywiście są inne wartościowe postaci, których nie ma w kolekcji Galerii Piekary, jak: Magdalena Samborska, Katarzyna Karczmarz czy Keymo, odkryta przez Rafała Piekarza i pokazywana obecnie na wystawie w galerii Olympia w Krakowie, o czym napiszę niedługo na blogu.


Keymo, Bez tytułu, 2010 

Niedawno na wspomnianym portalu www.o.pl zamieściłem tekst pt. Konceptualizm. Medium fotograficzne, poświęcony ważnej ekspozycji historycznej, przygotowanej przez Marikę Kuźmicz w ramach Fokus Biennale w Łodzi,  prezentującej doświadczenia i kontynuacje polskiego konceptualizmu w fotografii. Mogliśmy zobaczyć i ocenić np. prace Wiesława Hudona i skonfrontować je z bardziej znanymi Andrzeja Lachowicza czy Zbigniewa Dłubaka. Ekspozycji towarzyszy dobrze opracowany katalog, który z pewnością posłuży do kolejnych analiz, gdyż jak na razie poza moją recenzją, nie znam żadnej innej. Dlaczego nikt inny nie napisał do tej pory analizy z tak dużej wystawy? Nie wiem, ale myślę, że się jeszcze pojawią, gdyż ekspozycja na to zasługiwała.

Pożegnania i  nowe znajomości, a nawet przyjaźnie. Życie w całej swej okazałości, choć skryte i ledwo widoczne - jak poranna mgła za oknem. Pożegnania dotyczą także słowa drukowanego na papierze, który ma swój zapach i miękkość. Odchodzi on powoli w zapomnienie, choć nie do końca, jak fotografia analogowa(!), przegrywając konkurencję z internetem i e-bookami. Cywilizacja nasza jest i będzie cyfrowa, czy chcemy tego czy nie. Jednym z jej proroków był Andreas Müller-Pohle  - niemiecki teoretyk i w mniejszym stopniu artysta, posługujący się fotografią.

czwartek, 21 października 2010

Trochę historii. Czyli jeszcze raz o moim blogu

Dziś, czyli w wietrzny dzień 21.10.2010 roku przypadkowo, jeśli przypadek istnieje, bo wcale tego nie jestem pewien, przeczytałem blog http://dagmarella.blog.onet.pl, gdzie znalazłem miłe dla mnie refleksje po zakończonym dawno konkursie na Blog Roku zorganizowanym przez portal Onetu. Oto interesujący fragment z tekstu (posta) Blog Roku 2009 (12.02.2010): "Konkurs za nami ;) Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tegorocznym zwycięzcą - jest nim bardzo dobry blog literacki: http://zimno.blog.pl/ Wpadł mi w oko już wcześniej, kiedy drogą sms-ową znalazł się w dziesiątce i z tejże dziesiątki wyraźnie się wyróżniał, choć, mimo że wielu narzekało na poziom, dało się znaleźć sporo dobrych blogów. Najbardziej z literackich wyróżniały się też moim zdaniem: Coryllus  http://coryllus.salon24.pl/  i Refleks http://refleksje-wspomnienia.blog.onet.pl/.  W kategorii kultura nagrodę zdobył interesujący i profesjonalny blog filmowy Michała Oleszczyka http://michaloleszczyk.blogspot.com/, chociaż nie mniej ciekawy był http://www.jureckifoto.blogspot.com/. Sama w wolnej chwili na pewno będę odwiedzać te blogi. Trochę rozczarowała mnie kategoria "Ja i moje życie". Nie żeby wytypowani przez jury byli słabi, natomiast prawda brutalna jest taka, że "zwykłym" ludziom, którzy piszą o swoim zwyczajnym życiu ciężko jest startować w jednej kategorii z ludźmi piszącymi o chorobach. Spośród kilku interesujących blogów, w finale znalazły się trzy blogi o chorobach. Owszem, wartościowe, ale pominięto moim zdaniem rewelacyjny i fascynujący blog http://chatamagoda.blogspot.com/, o życiu w Bieszczadach, z intrygującymi zdjęciami i wcale nie gorszym tekstem". 

Zgadzam się, że  z wielu podobnych konkursów właśnie ten jest najbardziej prestiżowy, choć przyznane nagrody dotyczą głownie problemów nieszczęścia, epatowania(?) chorobą. Czy tak powinno być? Jak porównać sprawy nieporównywalne, czyli zagadnienia fotografii czy kultury z blogiem politycznym pani prof. Joanny Senyszyn? Nie da się tego zrobić, gdyż polityka dominuje nad refleksją typu kulturalnego, choć w perspektywie czasowej może być zupełnie odwrotnie. Nazwisko Czesław Miłosz mówi nam dużo więcej niż np. Józef Tejchma czy inny Józef - Cyrankiewicz. I bardzo dobrze! 

Niedawno, w ubiegłym miesiącu, miało miejsce 25-tysieczne wejście na mój blog istniejący od końca 2008 roku, adresowany do określonego typu czytelników zainteresowanych głównie tzw. "sztuką wysoką" ("high art"), gdyż tylko taka mnie interesuje. Nie piszę i nigdy nie będę snuł swych refleksji o komiksie, designie, modzie, bo szkoda mi na to czasu. Zmieniłem także formułę mojej refleksji na bardziej teoretyczną oraz staram się uprawniać "krytykę pozytywną", polegającą na nie atakowaniu swych potencjalnych przeciwników. Staram się uprawiać inny typ krytyki niż blog The Krasnals czy detektywistyczny Galerii Browarnej. Szczególnie blog Krasnali zaczyna mnie nużyć...

Będę poszukiwał nowych i pomijanych ciekawych artystów, nie tylko z kręgu polskiej fotografii i wideo, ale także europejskiej. W tym celu wybieram się na Miesiąc fotografii do Bratysławy.

p.s. Niestety cytowany przez mnie blog został skasowany! W internecie są tylko kopie niektórych wpisów. 

środa, 20 października 2010

"Duma" (2010) Tomasza Adama Fularskiego


O pracach studenta fotografii WSSiP w Łodzi Tomasza Adama Fularskiego pisałem już na blogu przy okazji jego wystawy w Łódzkim Towarzystwie Fotograficznym w 2009. Jego talent rozwija się w sposób zaskakujący! Oczywiście w polskich pismach fotograficznych czy na portalach nie zobaczymy jego dokonań, ani nie dowiemy się o dużym sukcesie artystycznym, o czym za chwilę. Dowiemy się za to o kolejnej wystawie fotografii szkoły filmowej, nawet realizowanej na płocie, lub zobaczymy kolejną płytę DVD ze zdjęciami absolwentów ASP w Poznaniu. Ilość wykonywanych i prezentowanych prac najczęściej nie przekłada się na jakość. 


Duma, 2010




Oto fragment maila z października 2010 Tomasza Fularskiego do mnie: „W sierpniu bieżącego roku ogłoszone zostały wyniki w odbywającym się w USA międzynarodowym konkursie fotograficznym "International Photography Awards" (IPA). W tym roku do IPA zgłoszono ponad 15 tysięcy fotografii ze 103 krajów świata. Honorowe wyróżnienie w kategorii “Fine Art” otrzymały moje – jeszcze nigdzie nie wystawiane – prace z cyklu Duma.”. Sądząc po składzie jury można ryzykować, że jest to poważny konkurs.

Duma, 2010

Jak rozpatrywać te niebanalne i wybijające się na tle modnego „nowego dokumentu” prace?
1.      W bardzo świadomy sposób artysta zbliża się do nowej koncepcji fotografii i eksploruje problem rzeźby czy - precyzując - obiektu przestrzennego w typie prac Edwarda Łazikowskiego. Kolejnym etapem jest wykonanie przed kamerą fotograficzną rodzaju performance, w którym odkrywa swą nagość i pragnie dokonać transformacji własnej osoby i natury a nawet uczynić z niej Boga(?) Myślenie romantyczne przekłada się tu na oryginalną i indywidualną formę.

  1. To przykład inscenizacji, ale odwołuje się w przemyślany sposób do zdjęć amatorskich wykonywanych przez strażników amerykańskich w więzieniu Abu Ghraib w Iraku. W tych pracach Fularski mówi także o swym zniewoleniu fotografią i sztuką, dla której konstruuje i buduje ołtarz!

  1. Efekt pracy jest bardzo zgrafizowany, przybliża się do kategorii akwatinty, przez co artysta pragnie odróżnić się od nijakości standardowych wydruków. Ale co do materii tych prac mam pewne wątpliwości, gdyż chcąc niechcąc wracamy do formy piktorialnej z końca XIX wieku i do twórczości o tradycji akademickiej, od której, co warto zaznaczyć, „uciekł” wspomniany Łazikowski – wybitny, lecz niestety zapomniany artysta.

Duma, 2010



I jeszcze jeden fragment maila Fularskiego do mnie (19.10.2010): „A co do występujących na zdjęciach "konstrukcji", to fotografia jest dla nich najważniejszą formą życia. Choć ich przygotowaniu poświęcam często bardzo wiele dni, a nawet tygodni, wszystkie one zaistniały tylko po to, by dalej żyły na fotografiach. Są więc równie "ulotne", jak cała inscenizacja. Pozostaje tylko fotografia.”

Duma, 2010

p.s. Eksponowanie prac na płocie szkoły czy galerii świadczy o braku poszanowania dla fotografii, które narażone są na uszkodzenie, jeśli nie unicestwienie.

Duma, 2010


środa, 13 października 2010

"Pasażerowie"/ "Passengers" Diane Ducruet (2005-2006). Wyjątkowej klasy fotografie cyfrowe


[The all different text The world as unlimited (re)construction about Diane Ducruet in English version has published on the website German magazine "Foreigner".  Diane Ducruet I know from Portfolio Review in Bratislava on Month of Photography in 2006 and  after that I organized her solo show in Wozownia Gallery in Toruń in 2007]

 Z cyklu Pasażerowie, 2006

Twórczość Diane Ducruet – pisałem w „Kwartalniku Fotografia” w numerze 22 z 2007 roku – jawi się jako całość monumentalnego projektu, który do pewnego stopnia zastępuje tradycyjną sztukę, przedstawiając ją jako życie chwytane wprost, bez podziału na sprawy prywatne, pejzaż czy portret. Być może jest to stan określany jako życie „post” po-człowieka w post-feminizmie w aspekcie po-sztuki.

 Z cyklu Pasażerowie, 2006

System analogowy powoli znika z dzisiejszej fotografii, często występuje w postaci hybrydowej, powstałej ze skanowania zdjęcia i naświetlania na papier żelatynowo-bromowy („gelatin silver print”). Powszechnie znika wiara w inne jakości/wartości fotografii, jak „balsamowanie czasu”, „magiczna siła obrazu, ale i jego negatywu”, czyli jakości „fotogenii”. Przez pewien czas będzie istniała dychotomia wyrażająca się w określonej specyfice obrazu cyfrowego, który sięgał będzie do techniki i estetyki poprzedniego okresu. Ten aspekt zauważalny jest między innymi w twórczości Diane Ducruet, podążającej kilkoma tropami. Jeden z nich wywodzi się ze sztuki feministycznej (Autoportrety), inny rozwija się w fotografii portretowej i krajobrazowej – francuskiej, niemieckiej, skandynawskiej, choć trudno dokładnie powiedzieć jakiej. Artystka używa zarówno fotografii negatywowej, jak też cyfrowej obróbki zdjęć.

 Z cyklu Pasażerowie, 2006


Tradycyjny sposób myślenia o fotografii? Rzeczy i słowa (Things and Words)
Cykl Rzeczy i słowa (Prolegomena do historii Niemiec) powstaje od 2005 roku. W dużej mierze odpowiada najnowszej fotografii niemieckiej (Juergen Teller, szkoła düsseldorfska Becherów), a w szerszym aspekcie także europejskiej, choć precyzyjne do tej pory podziały, ze względu na przemieszczanie się ludzi, jak i bardzo szybkie przenoszenie się idei i stylistyk artystycznych, zaczynają się zacierać. W przypadku Diane Ducruet będzie to raczej odwołanie się do własnych stanów emocjonalnych, niż podążanie za ściśle określoną estetyką. Jest to związane z myśleniem o konkretnym miejscu, poszukiwaniem więcej niż jego specyfiki, wczuciem się w daną sytuację (Emily) i niepowtarzalny moment, który dotyczyć może monumentalnej architektury, stanu przyrody czy wizerunku kota. Wiele z tych fotografii traktuje o zmęczeniu, przybliża się do pojęcia melancholii, czyli cierpienia naszego „bios”, które nie może pogodzić się z uciekającym wciąż światem, z jego pięknem i hedonizmem życia.


Z cyklu Pasażerowie, 2006

Dlaczego ten cykl wywodzę z tradycji fotografii? Tkwi w nim empatia wobec świata, wobec siły wydarzeń historycznych związanych z pamięcią (ślady II wojny światowej, a później komunizmu). Artystka ujawnia zainteresowanie najnowszą tragiczną historią. Nie wiem, na ile zdaje sobie sprawę z siły oddziaływania obrazu pokazującego obóz koncentracyjny czy pozostałości pomników komunistów z byłej NRD? Dla nas jest to bolesna historia, świadcząca o tym, że fotografie mogą mieć moc – magiczną i metafizyczną, która przywołuje pojęcie śmierci jako najważniejszej dla fotografii kategorii (Roland Barthes, Susan Sontag).
(...)

Przyszłość tkwi w symulacji? Pasażerowie
Ten cykl pierwotnie w 2005 roku nazywał się Luwr. Najsłynniejsze muzeum świata postrzegane może być jako skamielina kultury. Potem pojawił się nowy tytuł – Pasażerowie (Passengers). Dlaczego właśnie taki? Dlatego, że możemy być „pasażerami”, którzy przemieszczają się z miejsca na miejsce, z kraju do kraju. Artystka używa techniki fotomontażu komputerowego, w którym łączy realność (portrety znajomych osób) z antycznymi rzeźbami z Luwru. W serii tej obserwujemy zmianę fizjonomii twarzy, które przemieniają się w kamień. W ten sposób artystka splata różne przejawy rzeczywistości, ale ostatecznym efektem jest symulacja (…)



Z cyklu Pasażerowie, 2006 

Na fotografiach Diany człowieka trawi choroba, nieokreślona bliżej zaraza powodująca jego zamianę w kamień. Kiedy zaczął się koniec człowieka w myśli filozoficznej i artystycznej? Wraz z postulatami poszukiwania „nadczłowieka” przez Fryderyka Nietzschego, będącymi krytyką czy, jak chcą inni (Jacques Derrida), końcem metafizyki europejskiej. (…)

 Z cyklu Pasażerowie, 2006


W którym kierunku?
W którym kierunku należy rozwijać twórczość w sytuacji, kiedy dla wielu artystów, w tym Diane Ducruet, zniknął horyzont/cel sztuki (thelos)? Trudno powiedzieć, która koncepcja fotografii tworzonej przez Diane będzie kontynuowana w następnych latach? Dla niej nie ma różnicy między obrazem analogowym, podlegającym digitalizacji a montażem obrazu cyfrowego! Dla mnie jest. Tkwi ona w przekonaniu, że fotografia analogowa związana była bądź z tradycją sztuki dawnej, czyli w konsekwencji z metafizyką bądź z modernizmem artystycznym, który chciał ją ograniczyć, aby pokazać nowoczesne, w tym biedne i niegodziwe życie (np. Henri de Toulouse-Lautrec, Brassai). Fotografia cyfrowa unieważnia te aspekty, gdyż tworzy nowy świat – sztuczny i idealny, bez artystycznej walki. Obraz cyfrowy i jego specyfika najlepiej spełniają się w reklamie i cyberprzestrzeni. Sądzę, że musimy i powinniśmy pozostać w realności, gdyż „sztuczne raje”, które powstają od czasów Charlesa Baudelaire'a, prowadzą donikąd. Są ułudą i jedynie transpozycją oraz substytutem rzeczywistości. Jednak obecnie fotografia cyfrowa jest główną domeną eksploracji technologicznych i estetycznych. 



Z cyklu Pasażerowie, 2006

p.s. Moim zdaniem te fotografie mają szansę trafić do światowej historii fotografii, co powiedziałem na otwarciu wystawy w Galerii Sztuki Wozownia w 2007 roku. Może ktoś pamięta? Cykl składa się z 15 zdjęć wydrukowanych na papierze bawełnianym (Ink-jet print on cotton paper) w formacie 30 x 30 cm, edycja 1x1m. Inna praca artystki znalazła się na okładce „Kwartalnika Fotografia”, co było zasługą Eryka Zjeżdżałki, z którym świetnie mi się współpracowało przy redagowaniu magazynu.

czwartek, 7 października 2010

„Wizerunki” Waldemara Jamy w Galerii-pl (Gdynia, 24.09-26.10.2010)


Z cyklu Wizerunki, 1997

W Gdyni na ul Abrahama 27a powstała nowa prywatna galeria prowadzona przez absolwenta fotografii ASP w Gdańsku Piotra Laskowskiego. Ma pokazywać raz na kwartał nową wystawę z zakresu nie tylko fotografii, ale także malarstwa czy tradycji „sztuki krytycznej” (instalacja, wideo). Czy stanie się ona stałym elementem kultury na mapie Pomorza a może Polski? Wkrótce zobaczymy?


Z cyklu Wizerunki, 1968

Galeria zainaugurowała swą działalność wystawą historyczną pt. Wizerunki Waldemara Jamy, prof. ASP w Gdańsku i przez długie lata na ASP w Katowicach. Na początek przytoczmy słowa autora niebanalnych prac, które były pokazywane na wielu wystawach w Polsce i za granicą: „Poszukiwanie własnej tożsamości, poprzez wizerunki innych to motto; przesłanie mojego fotografowania. Wizerunkiem może być wszystko”. Podobnie myślał o istocie wizerunku w latach 80. Bronisław Schlabs, który wykonał ciekawy cykl pod tym samym tytułem. 


Z cyklu Wizerunki, 1991

Klasyczny montaż dwóch negatywów (tzw. sandwich) pozwolił Jamie połączyć czas i różnorodne miejsca i motywy. Forma zdjęć rozwijana przez ok. 30 lat cyklu jest różna, trochę dokumentalna, innym razem romantyczna, a jeszcze innym mocno zgrafizowana. Negatywy były wykonywane w dużym przedziale czasowym od lat 60. do początku 90., ale dla datowania zdjęć liczy się w tym wypadku ich ostateczna materializacja na papierze fotograficznym. Najciekawsze są chyba prace ukazujące przesłanie dokumentarne, w tym cmentarze i nagrobki żydowskie, gdyż jest to istota potencjalnego i idealnego obrazu fotograficznego. Oczywiście autor nie uzyskuje żadnego efektu magicznego w tych pracach, gdyż nie wierzy w taki rodzaj fotografii. 

Bardzo ciekawe są prace o efekcie piktorialno-postsurrelistycznym, ponieważ bardzo ciekawe zostało opracowane zarówno niematerialne tło, jak i formuła martwej natury, składającej się także z postaci kobiety i wyobrażenia manekina. W tym momencie odwołuję się do pracy zamieszczonej w unikatowym katalogu, w którym  w czterech różnych wersjach zamieszczono oryginalne i sygnowane odbitki Jamy, choć szkoda, że bez podania ilości w jakiej zostały wykonane. Tak więc jest to gratka dla kolekcjonerów i miłośników fotografii.


Z cyklu Wizerunki, 1991

Waldemar Jama to także bardzo ważny pedagog i wnikliwy obserwator sceny artystycznej. Odporny jest, jak napisano w katalogu, na wszelkie „izmy” artystyczne. Pracuje przez lata długimi cyklami, w których tworzy swoją refleksją o bliskiej mu sztuce (np. o Hansie Bellmerze) i odpowiada na współczesne wyzwania  dotyczące istoty Śląska (Ankry – Śląskie Rydwany). Warto podkreślić, że m.in. z jego koncepcji fotografowania powstała i ukształtowała się wybitna twórczość Wojciecha Prażmowskiego, który w końcu lat 80. i na początku 90. wyszedł z podobnej tradycji myślenia o poetyckim i zgrafizowanym obrazie fotograficznym.

sobota, 2 października 2010

Bezkres i siła przestrzeni. Na przykładzie wizyty na sopockim molo (styczeń 2010)

K. Jurecki, Bezkres, 2010

Zima tego roku była okrutna. Pewnego dnia, chyba w piątek lub sobotę w styczniu 2010 roku, byliśmy wraz z Waldkiem Jamą na spacerze w Sopocie. Jakże lubię to miasto, które posiada swój urok, osłabiany jednak przez tłumy pędzących nie wiadomo gdzie i po co turystów.  Oczywiście trafiliśmy też na molo i obserwowaliśmy rzadkie zjawisko, jakim jest kra na morzu. Mróz i śnieg, a nawet silny zimny wiatr towarzyszył nam przez cały czas kilkugodzinnej wędrówki.

Oprócz zdjęć, które zamieszczam poniżej wykonałem także krótki "zarys" (notatkę) wideo. Jest to zaledwie "próba", która ma na celu utrwalenie w sposób dokumentalny niesamowitej aury i przede wszystkim pływającej swobodnie po bezkresnym morzu kry! Pierwszy raz w życiu widziałem takie zjawisko. Ale nie tak często znowu bywam tu zimą. Filmując starałem się uchwycić lecące ptaki, które są zjawiskiem naturalnym, ale zawsze dodającym czegoś niesamowitego w określonej rzeczywistości. Pierwsze moje skojarzenie dotyczyło słynnego filmu Alfreda Hitchcocka, potem szamańskiego w przesłaniu wideo Marka Rogulskiego z 2006 r. Aspekty ludzkiej więzi z naturą, ruch w powietrzu wywołują uczucie przekraczania granic, chęci bycia niematerialnym - takie jest przesłanie bardzo ciekawej realizacji Marka. Ale to tylko moje, intymne odniesienia. Dla innych ta krótka notatka będzie jedynie zwykłym cyfrowym zapisem, bez dźwięku, który z pewnością dodałby innego wyrazu. 

W ten sposób powtarzają się odwieczne dążenia i pragnienia człowieka. Zobaczyć bezkres oceanu, dżungli,  czy pustyni, zmierzyć się z ich potęgą i mocą. Następnie podjąć wyzwanie i próbować je racjonalnie zrozumieć lub przekroczyć, wykorzystując możliwości transcendencji. W nieznane... lub w znane, wszystko zależy od świadomości wyboru. "To wszystko zależy wyłącznie od Ciebie".


 K. Jurecki, Brzeg, 2010


 K. Jurecki, Trójkąt, 2010


 K. Jurecki, Widok na Sopot, 2010




 K. Jurecki, Ludzie na molo, 2010

Siła obrazu ruchomego wideo kontra statyczny obraz fotografii? Kto wygra? Za czym jestem? Kiedyś  o tym napiszę.

wtorek, 28 września 2010

Wizyta u Andrzeja Różyckiego (sierpień 2010)

Andrzej w kuchni

Andrzej Różycki jest nie tylko znanym, ba, wybitnym artystą i kolekcjonerem sztuki ludowej, ale także wybornym grzybiarzem i kucharzem. O tym fachu mogłem przekonać się w sierpniowe popołudnie, kiedy miałem przyjemność uczestniczyć w uczcie składającej się z barszczu ukraińskiego, kotletów z cukinii i pysznej kawy. Wszystko w stylu konstruktywistycznym, jeśli chodzi o ułożenie warzyw na patelni, potem na talerzach. 



Specjalność gospodarza - barszcz ukraiński 

Zobaczyłem także nowe prace z nieskończonego jeszcze cyklu, w którym artysta "współpracuje" z Zofią Rydet... Tak jednak jest i jako jedna z nielicznych osób ma do tego prawo moralne! Jak wyglądają te bardzo ciekawe fotomontaże i na czym polega wspólna idea postaram się napisać innym razem. Andrzej jest wybitnym artystą od lat 60. i do tej pory mimo kilkuletnich przerw należy wciąż do najważniejszych, gdyż mających wiele do powiedzenia o życiu, Bogu, a nawet polityce. W tej ostatniej materii zgadzam się z nim całkowicie, co należy dziś do rzadkości, gdyż jest to wyjątkowo brudna dziedzina naszej rzeczywistości.



Również mieszkanie mistrza wydało mi wyjątkowo urokliwe i sympatyczne, o czym świadczą dwa ostatnie zdjęcia wykonane przeze mnie telefonem komórkowym Samsung. Jest w nim opiekuńczy duch, który sprawił, że kilkugodzinna wizyta minęła błyskawicznie.  Sacrum i duchowość... A swoją drogą - telefonu zdaniem Piotrka Zabłockiego lepiej i prościej używać zamiast modnej "fotografii otworkowej". Ta sama złudna aura rzeczywistości.

Okno w kuchni Andrzeja

Coś dzieje się za oknem 

 Chrystus