K. Jurecki, List otwarty do Ministra Kultury i Sztuki, 1988
Zbawiciel świata, 1985 wł. K.Jurecki
Bez tytułu [Laleczka II], 1987, wł. K. Jurecki
Bez tytułu [Laleczka I], 1987, wł. K. Jurecki
Film bez tytułu. Zniszczony, 1985-86, wł. K. Jurecki
Pytanie wydaje się banalne i odpowiedź wydaje się prosta, ale tak nie jest. Sam Libera opowiadając o sobie na spotkaniu we Wrocławiu w Teatrze Współczesnym 17 lutego 2010 roku przypomniał, że w latach 80. miał różnego typu wizytówki i w zależności od sytuacji posługiwał się nimi. Mógł być każdym i wcielić się w każdą postać, np. gastryka. I tak pozostało do dziś! W latach 80. i 90. często opowiadał, że był w seminarium o. pallotynów w Ożarowie. Obecnie w mającym więcej mankamentów niż zalet katalogu
Zbigniew Libera. Prace z lat 1982-2008 wydanym przez Zachętę tej informacji już nie ma.
Obecnie bardziej przypomina mi działacza z Komitetu Centralnego, który teraz nazywa się Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej. Nie wiadomo czy z inicjatywy własnej, czy mas Libera pragnął „zdjąć” dyrektora Wojciecha Krukowskiego ze stanowiska w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, co oczywiście byłoby nadużyciem władzy i prywatą.
Wertując katalog Zbigniew Libera. Prace z lat 1982-2008 z Zachęty interesowało mnie, czy będzie w nim wzmianka o moim tekście zamieszczonym w państwowym piśmie, jakim była wówczas „Sztuka”, nr 5/6 z 1988. Był to List otwarty do Ministra Kultury i Sztuki [w sprawie Zbigniewa Libery i Jerzego Truszkowskiego] skierowany do ówczesnego Ministra Kultury i Sztuki prof. Aleksandra Krawczuka, co w tamtych realiach politycznych było dużym ryzykiem. W katalogu mego listu nie ma, a zawarte informacje na jego temat są co najmniej błędne. W następstwie opublikowania go zostałem wezwany do ówczesnego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, który mnie pouczył i spytał „czy wiem, co robię?” Ryszard Stanisławski nie znał takich twórców, jak Libera. Nie byli zupełnie w jego spektrum zainteresowań. Wtedy skończyło się na ostrzeżeniu. Problemy pojawiły się trochę później w związku z Łodzią Kaliską, ale mniejsza o to. Libera dokonując swoistej cenzury pominął w katalogu również inne teksty, które pisałem już w końcu lat 80., a także później: w latach 90. i obecnie (np. w katalogu wystawy Wokół dekady. Fotografia polska lat 90., 2002). Zainteresowanych odsyłam do swej strony www. Wiele błędów i "braków" w katalogu z Zachęty, wskazuję w swym tekście Obóz koncentracyjny według Libery z 32. numeru „Kwartalnika Fotografia” (2010).
Ale większe wrażenie zrobiła na mnie informacja podawana przez Agnieszkę Morawińską, a także kuratorkę wystawy – Dorotę Monkiewicz, a następnie przez Łukasza Rondudę, dotycząca przełomowej w życiu Libery wyprawy do Egiptu w 1989. Mityczna ekspedycja, podobnie jak w życiu Witkacego czy Josepha Conrada, pojawiła się już w następnych omówieniach wystawy! Problem w tym, że dokładnie pamiętam wyjazd Zbyszka, a swe wspomnienia skonfrontowałem także z Jolantą Ciesielską, gdyż pamięć jest zawodna. Libera owszem był w Egipcie, ale na krótkiej wyciecze z biurem podróży, z której wrócił ogromnie rozczarowany! Mamy więc do czynienia ze zwykłą konfabulacją i być może jest ona ważną metodą w działalności Libery, co nie jest rzadkie na gruncie sztuki polskiej. W jednym z wywiadów pt. Chleb czy śrubka udzielonym dla „Dużego Formatu” (11.12.2009 rozmawiała Dorota Jarecka) Libera przedstawił się jako niemalże były kloszard zbierający z żoną pety pod Dworcem Centralnym w Warszawie. Natomiast w ostatnim zamieszczonym w "Wysokich Obcasach" (27.02.2010) jest już artystą innego rodzaju - korzysta z helikoptera do produkcji wątpliwych według mnie panoram fotograficznych. Te, które widziałem w magazynie przypominają kadry z Mad Maxa (1979!), z odrobiną lekcji Jeffa Walla. Nic szczególnego, ale zadziwiający jest ich reklamowy kontekst oraz sposób manipulacji Teorią widzenia Władysława Strzemińskiego, która z tego typu twórczością, jaką obecnie uprawia Libera, nie ma nic wspólnego.
Jeszcze większe zdziwienie wywołał we mnie fakt, że organizatorzy wystawy w Zachęcie nie byli zainteresowani pokazaniem wczesnych prac Libery. Sam prezentowałem niektóre z nich już w 1992 roku na wystawie
Fotografia polska lat 80-tych. Ze zbioru Krzysztofa Jureckiego, Galeria Dziennikarzy, Kutno, czerwiec-lipiec 1992 (kat., ksero). Wiedział o nich oczywiście sam zainteresowany, wiedziała kuratorka, a jedna z nich jest nawet na mojej
stronie internetowej, gdyż są jedynymi odbitkami oryginalnymi z serii wykonanej przez Liberę powtórnie w 2005 roku (złe datowanie w katalogu, gdyż w 1985 roku powstał negatyw). Wczesne fotografie różnią się koncepcją od tych pokazanych w Zachęcie, a poza tym prezentują Themersonowskie „kontrolowane niechlujstwo”, gdyż artysta w tym czasie nie potrafił ich poprawnie odbić. Mówiłem mu o tym, że jest to ich wadą, ale upierał się. Teraz pokazywane są jako perfekcyjne i sterylne odbitki, zupełnie inne (także formatem) od tych nielicznych, tworzonych w latach 80. Które są ważniejsze? Gdy tę historię z pominięciem kilku oryginalnych i ważnych prac odpowiedziałem niedawno Adamowi Mazurowi odpowiedział: „Po co pokazywać oryginały, kiedy te zrobione teraz sprzedaje się po 1500 Euro w Rastrze”? Ewentualny klient chciałby może mieć
vingate, wiec trzeba było go „ukryć”, co jest oczywiście dodatkowym błędem kuratorki wystawy w Zachęcie.
Kilka lat temu dyskutowałem z Przemkiem Kwiekiem na temat, czy Zbyszek jest artystą niezależnym od rynku sztuki. Wydaje mu się, że umie nim sterować, ale jego działalność jest coraz bardziej związana ze sferą biznesową i ideologiczną zarazem (z OFSW, nie mylić z BBWR). Chyba jednak jest zależny od rynku sztuki, gdyż stał się on głównym celem jego działania, wystawiania i istnienia twórczego. Nawet już uwikłanie w zależność z galerią Raster budzi moje poważne wątpliwości, gdyż przypomina mi ona wirtualny twór istniejący dzięki państwowym dotacjom. Tylko, że teoretycznie mamy do czynienia z niezależną galerią, jedną z najbardziej znanych w Polsce, budującą rynek sztuki. Na razie ten skandaliczny fakt ministerialnych dotacji ujawnił blog Galerii Browarnej w tekście
FreeWolny Rynek. To, że Ministerstwo Kultury finansuje prywatny biznes kilku polskich galerii z Warszawy jest bardzo dziwne i niepokojące. I nie są to małe pieniądze!
W wywiadzie przeprowadzonym przez Dorotę Jarecką zamieszczonym w „Wysokich Obcasach” pt. Można wziąć tylko jedną parę butów (27.02.2010) pojawił się wątek znajomości twórczości Libery w Czechach, także wśród studentów fotografii ze Śląskiego Uniwersytetu w Opavie. Być może stało się to w następujący sposób: na zaproszenie dyrektora Vaclava Macka na Miesiącu fotografii w Bratysławie w 2005 miałem wykład pt. Zbigniew Libera and the Youngest Generation in Polish Photography, na którym byli także studenci z Opavy. Jednak studiuje tam dużo Polaków, więc może przebiegło to w ten sposób?... Być może?
Piszę to wszystko, aby przywołać kilka aspektów z życia i twórczości Libery. Adresuję swe przemyślenia do tych, którzy będą pisali biografię a następnie analizowali jego wybitną twórczość i przestrzegam, by nie ufali zarówno wypowiedziom artysty, jak i samemu katalogowi, w którym rozczarowują także teksty, gdyż nie odpowiadają na pytanie o miejsce Libery nie tylko w powojennej fotografii i sztuce polskiej, ale i w światowej. Niektóre jego prace, np. Jak tresuje się dziewczynki, Lego. Obóz koncentracyjny czy Christus ist mein Leben mają szansę zaistnieć w historii sztuki światowej. Tak, to wcale nie jest przesada! Libera stworzył kilkanaście wybitnych prac.
Wiele o postawie, inspiracjach i rozwoju Zbyszka napisał Jerzy Truszkowski w tekście Lagerhaarschneider. Zbigniew Libera ("Exit" 1996, nr 4), który w katalogu z Zachęty ma błędną nazwę. Polecam ten artykuł do przeczytania w celu zrozumienia mechanizmu, który można określić „syndrom Zbigniewa Libery” – groźnego i fascynującego zarazem.