Szukaj na tym blogu

niedziela, 31 maja 2009

Znużenie festiwalami fotografii?

Od dwóch tygodni nie miałem czasu pisać bloga. Najpierw wyjazd do Gdańska na otwarcie wystawy "Andrzej Dudek-Dürer. Droga poprzez czasoprzestrzeń. 40 lat "sztuki butów" (1969-2009)" w galerii Pionova, a teraz do Warszawy i Krakowa, o czym poniżej.

W wielkim skrócie - obejrzałem kilka festiwali fotografii. Nie chcę ich podsumowywać. Najwięcej publiczności spotkałem w piątek na Weegeem w Muzeum Narodowym w Krakowie, wcześniej w Noc Muzeów w Łódź Art Centre w Łodzi, ale już w czwartek w Starej Galerii ZPAF w W-wie nikogo na ekspozycji Vladimira Birgusa. Wystaw jest za dużo. Za moment otwiera się kolejny festiwal w Olsztynie, z kolejnymi mistrzami polskiej fotografii (wg organizatorów). Co wyniknęło przez kilka lat festiwali w Polsce? Jakie odkryto nowe zjawiska, postaci, jakie powstały teksty odkrywające nowe karty historii? Myślę, że bardzo niewiele przy zaangażowaniu wielkich środków finansowych. Rola festiwali stała się przede wszytskim edukacyjna (np. pokazy Augusta Sandera, Zofii Rydet, teraz Weegeego). Nie zapominajmy, że festiwale w Krakowie, Łodzi, Warszawie oraz Biennale w Poznaniu publikuje duże katalogi. Sądzę, że bardzo niewiele powstało ciekawych opracowań i jaka szkoda! Pisałem kiedyś np. o ubiegłorocznym biogramie Michała Szlagi w katalogu fotofestiwalu w Łodzi, gdzie były informacje o psie Michała, a nie było o wczesnych pracach z ASP w Gdańsku. A szkoda, gdyż można pisać nie tylko o poszczególnych fotografach, ale także o całych nurtach, tendencjach, tradycji danego kraju. Można! Powstaje pytanie, które kierujemy do Dyrektorów poszczególnych festiwali - dlaczego nie ma takich takich tekstów?

W czw obejrzałem w Warszawie wystawę fotografii Zdzisława Beksińskiego w galerii Asymetria. (Wcześniej miałem sympatyczne spotkanie z Tomkiem Sikorą i Małgosią oraz Anną Bohdziewicz, potem Teresą Gierzyńską, z którą bardzo lubię rozmawiać o fotografii). Wracając do ekspozycji Beksińskiego wg mojej opinii, która oczywiście może być pomyłką - wszystkie prace były falsyfikatami (!!!) - zarówno rysunki, jak i fotografie. To nie pierwszy przykład wprowadzenia na rynek sztuki sfałszowanych dzieł Beksińskiego.

Na koniec mały apel. IPN w Warszawie w ramach obchodów kultury niezależnej w czasach przygotowuje album na temat fotografii (1976-1989). Gdyby ktoś miał takie fotografie, wiedział coś na ten temat proszę pisać do mnie, gdyż jestem zaangażowany w ten projekt, który powinien być odkryciem nowych fotografii z tego "szarego", choć ideowo czerwonego czasu. Album ukaże się pod koniec 2009 roku.

p.s. Statystyka. W maju na mój blog miał do dziś 1412 wejść, a liczba wszystkich odwiedzin, z których się cieszę to na godzinę 6.40 - 3322.

wtorek, 19 maja 2009

Miesiąc Fotografii w Krakowie (maj 2009)



Wiele nie widziałem, ale polecam retrospektywę Viktora Kolářa w Starmach Gallery, a najbardziej nieco surrealistyczne zdjęcia z górnikami. Największe wrażenie zrobiła na mnie mała wystawa Miroslava Tichý'ego – "Warianty stylu", gdzie pokazano jego malarstwo i twórczość innych Czechów będące fotograficznym wyjściem poza nie! Poprawna jest malutka instalacja Japończyka Masao Yamamoto "KAWA = flow", choć wolę jego wizualne zdjęcia niż eksperymenty z przestrzenią. Prawidłowo i logicznie ukazano dorobek Eryka Zjeżdżałki (1972-2008), w tym po raz pierwszy Jego eksperymenty z kolorem, które są także ważnym dokonaniem. Być może w tym kierunku rozwinąłby swą twórczość.

A w Bunkrze Sztuki rozczarowania i to same! Krzysztof Wodiczko, którego wystawa liczy cztery prace, ale istotne, gdyż konceptualne rozważania połączone były w nich z atmosferą alienacji i zagrożenia. Kolejne rozczarowanie - już większe - to zbiorowa wystawa czeska "W dowolnym momencie", z dużą ilością pustych ścian, ukazująca przemiany modernistyczne w czeskim środowisku, analizująca (czy starająca się to czynić) w konceptualny i socjologiczny sposób przestrzeń, ciało i rzeczywistość. Niewiele było ciekawych analiz. Ale największe rozczarowanie to ekspozycja w tym samym miejscu "Witkacy. Psychoholizm", gdzie pokazano złe technicznie i zbyt duże wydruki, całkowicie mijające się z koncepcją estetyczną autora "Nienasycenia". To przykład, jak nie należy pokazywać czy "poprawiać" Witkacego. W zasadzie nic nowego nie widziałem na tej wystawie, a jej teza o innym stylu autoportretu i innym portretów budzi co najmniej zastrzeżenia. O swym pokazie wideo napiszę następnym razem.

Warto na pewno obejrzeć dużą wystawę Weegeego w Muzeum Narodowym, gdyż to klasyk fotografii światowej, pokazany już 1996 w Łodzi. Podsumowując - nie jest źle, choć nie widziałem głównej ekspozycji poświęconej problemowi archiwum! Warto pojechać do Krakowa.

Zdjęcie w tym tekście:
Eryk Zjeżdżałka, "Kopanki", 2002

piątek, 15 maja 2009

Krzysztof Jurecki "Oblicza fotografii" już dostępne


Moja książka już się ukazała. Sam ją widziałem na festiwalu fotografii w Łodzi. A nawet dowiedziałem się, że mimo braku promocji cieszy się największym zainteresowaniem. Nie chwalę się, gdyż krótka rozmowa odbyła się przy moim studencie. Miło to było usłyszeć!

Wczoraj w Krakowie rozdałem kilka egzemplarzy podczas imprezy Krzyśka Makowskiego z księgarni "f 5" i jego konkursu na "Fotograficzną publikację roku 2008", który uroczyście zakończył się MCK w godzinach wieczornych. Ale nie wszyscy wiedzieli o takim konkursie (np. Galeria Sztuki Wozownia w Toruniu) czy chcieli w nim startować (np. K. Jurecki). Dlaczego nie zdecydowałem się wystawić do konkursu książki "Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce"? Zbyt liczni byli jurory (kilkanaście osób), a do tego do kilku z nich nie miałem przekonania, a nawet mógłbym zarzucić jednej z jurorek plagiatowanie moich tekstów!

Ale taki konkurs jest bardzo potrzebny. Radziłbym Krzyśkowi zmniejszenie ilości członków jury i promowanie przede wszystkim fotografii nie zaś techniki, gdyż ta wypromuje się sama!

środa, 13 maja 2009

Poznań - Biennale (09.05.2009)







"Od problemu symulacji do "nowego symbolizmu". Aspekty fotografii z początku XXI wieku."

(W niektórych innych materiałach galerii Arsenał mój tytuł ma trochę inną oryginalną formę - "Od problemu symulacji do "nowego symbolizowania". Aspekty fotografii z początku XXI wieku"). Tak to czasami bywa.

Przez kilka dni w Poznaniu było miło, pracowicie i ciepło, a na poziomie 2+ w Słodowni nawet gorąco. Chciałbym podziękować w tym miejscu Ani Miczko - studentce ASP w Poznaniu, która jako wolontariuszka bardzo mi pomogła w przygotowaniu wystawy, dosłownie do ostatniej chwili. Incognito przechadzał się po wernisażach Bogdan Konopka, wraz z żoną Jaqueline i Waldkiem Śliwczyńskim (ten ostatni oczywiście nie incognito).

Na wernisaż przybyli prawie wszyscy artyści, których zaprosiłem do wystawy i którzy byli wówczas w Poznaniu. Przygotowałem wystawę problemową na temat ideologii i nawet polityki (Anna Baumgart, Wolf Kahlen). Starałem się zasygnalizować zmianę w myśleniu o problemie "symulacji", bo jest to bardzo ważne zagadnienie teoretyczne. W kolejnej części przeprowadziłem eksperyment polegający na ukazywaniu przeciwstawnych postaw lub kontrastujących ze sobą (poza Natalią LL, Michałem Brzezińskim i Januszem Leśniakiem - wszyscy oni pokazani byli w wydzielonych/autonomicznych przestrzeniach).

Mocne zestawienia na moim pokazie to m.in: Ewa Świdzińska i Adam Rzepecki, Magda Hueckel i Jerzy Wierzbicki, Joachim Froese i Tadesusz Żaczek. Właśnie mieszkającego na zupełnych antypodach, bo w Australii - Froesego wielu moich rozmówców wskazywało jako najciekawszego i zupełnie nieznanego artystę! (Chciałbym mu przygotować wystawę indywidualną w Polsce. Myślę o tym, a nawet próbuję to realizować (na razie bez skutku) od 2007 roku, kiedy poznałem go na Słowacji na Letniej Szkole Fotografii).

Druga część pokazu miała wymiar parareligijny czy czasami medytacyjno-misteryjny (Tadeusz Żaczek, Stanisław Woś, Janusz Leśniak), gdyż chciałam zaakcentować indywidualne wyjścia poza ideologie właśnie w stronę religii czy medytacji! Innego wyjścia nie ma, chyba że wejdziemy w kategorie nicości...

Na końcu wystawy Marek Zygmunt pokazał świetny wg mnie cykl "Czekając na Mahometa", który łączył w sobie aspekt inscenizacji z dokumentem miejsca i ludzi.

Ekspozycja miała bardzo dokładny scenariusz, który udało mi się zrealizować, co nie było łatwe ze względu na ilość prac (188 plus filmy wideo), choć pewnie pojawią się głosy, że wystawa jest "przeładowana". Wolę nadmiar, niż miałbym ograniczyć rzadko pokazywane prace: np. Natalii LL czy A. Rzepeckiego, bądź zaprezentowane po raz pierwszy, czyli premierowo (Ewa Świdzińska, Magdalena Samborska).

W sumie nie jest łatwo mówić o wpływie ideologii na najnowszą fotografię, gdyż przez nasze życie polityczne, mamy jej dość! Wpływ ma też refleksja nad realnym socjalizmem i jego wpływ na naszą świadomość w XXI wieku.

Sądzę, że festiwale czy biennale powinno mieć swój ogólny problem czy hasło wywoławcze, bo inaczej popada się w "wszystkoizm". Ale nie przekonują mnie takie tytuły, jak w Łodzi "atak łaskotek", ale o tym innym razem.

Wszystkim artystom, którzy wzięli udział w moim projekcie dziękuję, w tym panu Marcinowi Sudzińskiemu z Lublina, który okazał się współautorem wraz z Kataryzną Majak pracy "Tryptyk wdt" (2008), czego do dnia otwarcia ekspozycji nie wiedziałem!

Lista zdjęć w tym wpisie:
St. Woś, "Stan skupienia", 2008
T. Żaczek, z cyklu "Prawosławie", 2008
J. Froese, "Wygnanie z raju", 2005
K. Matsubara, "Portret owoców", instalacja 17 zdjęć
A. Rzepecki, cykl "Feminismus", 2004-06
W. Kahlen, z serii "Zraniony Tybet", "Ozdobiony", 2009 (negatyw 1986)

niedziela, 10 maja 2009

Trochę statystyki (10.05.2009)

2 maja 2009 r. wieczorem mój blog miał już ponad 2000 odsłon. Sam byłem zaskoczony, że stało się to w tak szybkim czasie. A stało się dzięki krótkiemu tekstowi o Krzysztofie Hejke i sprawie jego listu do prezydenta Polski.

30 kwietnia miało miejsce 118 odsłon blogu po tekście o Hejke, a w następnych dniach po kilkadziesiąt. Oprócz tego czytano czy poszukiwano informacji o MS2 w Łodzi, A. Dudku-Durerze czy, co mnie cieszy, na temat mojej książki , która już jest dostępna! Dziś miało miejsce 2338 wejście na blog. Niedługo opiszę swoje refleksje po 6. Biennale w Poznaniu i zapowiedzi dyskusji, która ma odbyć się w Krakowie 15.05 w Krakowie na temat festiwali fotograficznych.

Jednocześnie zapraszam na swój wykład i pokaz, czasami unikalnych prac pt. Suplement do historii filmu eksperymentalnego i wideo w Polsce (1983-2005) - 14 maja 2009 w Galerii Camelot w Krakowie o godz. 16.30. Pokażę także to, co potem będzie można zobaczyć m.in. w Bunkrze Sztuki w 2009 r. na Ukrytej dekadzie - zestaw filmów z lat 80. i 90., wbrew tytułowi pochodzących jednak z dwóch dekad a nie jednej.

sobota, 2 maja 2009

Już wkrótce "Oblicza fotografii" K. Jureckiego (maj 2009)


Oblicza fotografii według Krzysztofa Jureckiego
wyd. Kropka, Września
na okładce fotografia Andrzeja J. Lecha
stron 275

Wydawnictwo KROPKA wydało nową książkę krytyka sztuki – Krzysztofa Jureckiego, wykładowcy fotografii w WSSiP w Łodzi i ASP w Gdańsku oraz kuratora wielu wystaw. Jego ostatnia książka "Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce" ukazała się w 2008 roku.

Książkę można już nabyć m.in. na Biennale Fotografii w Poznaniu i Fotofestiwalu w Łodzi.

Publikacja zawiera w pierwszej części dwadzieścia cztery teksty o charakterze teoretycznym i historycznym ("Krótka historia fotografii", "Fotografia a totalitaryzm"). Duża część książki analizuje mało znane wątki z okresu międzywojennego, zarówno z zakresu dokumentu fotograficznego (Józef Szymańczyk), modernizmu (Karol Hiller, Janusz M. Brzeski i Kazimierz Podsadecki) jak i awangardy (Hans Bellmer). Następna część jest rozrachunkiem z polską fotografią awangardową, w tym wiele miejsca autor poświecił: Zdzisławowi Beksińskiemu i Jerzemu Lewczyńskiemu polskim twórcom „fotografii subiektywnej”, o których miejsce w światowej historii fotografii upominał się już od lat 80. i 90. Dużo miejsca Jurecki poświęcił Zofii Rydet, której monograficznej wystawy był kuratorem w 1999 r., Wiesławowi Hudonowi, zapomnianemu przez historyków sztuki artyście, który był jednym z pierwszych polskich konceptualistów na przełomie lat 60./70. oraz próbie oceny twórczości portretowej Krzysztofa Gierałtowskiego. Końcowa część tej historycznej z założenia publikacji poświęcona jest problematyce lat 80. i 90., zarówno w sensie analiz ogólnych, jak i bardziej szczegółowym (Andrzej J. Lech, Eva Rubinstein czy Grzegorz Przyborek, którego twórczość czeka na europejskie odkrycie).

Książka jest bogato ilustrowana pracami ze zbiorów: Muzeum Sztuki w Łodzi (np. Witkacy), gdzie autor był kierownikiem Działu Fotografii i Technik Wizualnych (1998-05), archiwum K. Jureckiego oraz zdjęciami prezentowanych twórców. Niektóre ze zdjęć są publikowane po raz pierwszy (np. Jan Bułhak, Henryk Ross (getto w Łodzi), Bronisław Schlabs, Mariusz Wieczorkowski).

Zdecydowana większość tekstów była już publikowana w różnych czasopismach, katalogach, ale zostały na nowo opracowane i przeredagowane tak, aby stworzyć zarys wybranych zjawisk zarówno o charakterze problemowym i przekrojowym, jak i monograficznym. Celem jej jest wykreowanie najważniejszych zjawisk z XX- wiecznej historii polskiej fotografii.

p.s. Książka miała ukazać się do 31.03.2008 roku, a wydawcą miała być Fundacja Turleja w Krakowie, ale nie wyszła. Był to kolejny termin, który okazał się niemożliwy do spełnienia. Dlatego podjąłem rozmowy z Waldemarem Śliwczyńskim, a dodatkowo w radykalny sposób zmieniłem pierwotną zawartość publikacji i jej materiał ilustracyjny, tak aby była bardziej aktualna i interesująca.

czwartek, 30 kwietnia 2009

Czym zajmuje się prof. Krzysztof Hejke?

Niestety nie fotografią, choć naucza fotografii w filmówce, lecz pisaniem skargi do prezydenta Lecha Kaczyńskiego na temat m.in. uwiedzenia swej żony, którą podpisał jako profesor, aby uwiarygodnić swą wypowiedź! Bardzo dawno temu K. Hejke był zdolnym studentem szkoły filmowej, zorganizowałem mu wystawę w galerii CIK-u w Łodzi w 1990 roku pt. "Strefa". Pomogłem także w zakupie jego prac do kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi. Najlepsze zdjęcia wykonał jednak w latach 80. XX wieku, czyli bardzo dawno temu. Później nastąpiło to, co starałem się zasygnalizować w tekście pt. "Czas zatrzymany" ”Kalejdoskop” [Łódź], lipiec/sierpień 1993. I tak już zostało, niestety.

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Cyberfoto 2009 (RCK Częstochowa, kwiecień-maj)






Dzięki Sławkowi Jodłowskiemu mamy konkurs fotograficzny, z którego "coś" wynika, gdyż z większości konkursów wynika niewiele lub NIC. Co szczególnego zaistniało w Częstochowie przez dwanaście lat? Powstaje polska tradycja obrazu cyfrowego, z jego zaletami i wadami. Można wymienić znanych jurorów czy wykładowców corocznych spotkań. Liczy się przede wszystkim fakt, że mogą się tu pojawić znani i uznani fotografowie, jak Krystyna Andryszkiewicz, nieżyjący grafik/fotograf Marek E. Janicki czy przedstawiciele środowiska suwalskiego, jak Ewa Przytuła czy Jarosław J. Jasiński.

W tym roku wiele prac pretendowało do nagród i wyróżnień. W związku z tym mieliśmy duży kłopot, ale z takich faktów należy się przede wszystkim cieszyć, gdyż wzrasta, przynajmniej w tym międzynarodowym konkursie, poziom estetyczny i artystyczny.

Po raz kolejny mamy ciekawy katalog, m.in. z tekstem wybitnego specjalisty w zakresie obrazu cyfrowego - dra Piotra Zawojskiego, który podążając tropami teorii Zbigniewa Rybczyńskiego, zajmuje się jego paradoksami. Konkluzja jest na pozór zaskakująca - obraz cyfrowy musi być dwuwymiarowy, a także powrócić do obrazu przed otograficznego! Ale oczywiście to jedna z możliwości, bo na przeciwnej stronie znajduje się "obraz trójwymiarowy i PRZESTRZENNY", czyli "virtual reality". Powstaje tylko pytanie, czy będzie można tego typu "obrazy", które nie są obrazami w tradycyjnym sensie, tworzyć w aspekcie artystycznym, a nie tylko technologicznym, jak miało to miejsce np. z fotografią stroboskopową czy holografią.

Pragnę zwrócić uwagę na nazwiska: Olgi Grabiwody (kilkakrotnie już nagradzanej), Jacka Szczerbaniewicza (także nagradzanego już na Cyberfoto), czy działających w formule reklamowo-komiksowej: Michała Sosnę i Kornela Wołodźko. Wygrał, za działanie wbrew logice sprzętu (telefon komórkowy!) i za ryzyko jakie podjął Dawid Krzysteczko.

Za rok kolejne - trzynaste Cyberfoto! Powtórzy się konkurs, na podstawie którego tworzy się najnowsza fotografia, czasem grafika o znaczeniu kreacyjnym (wyróżniony w tym roku Sławomir Twardowski). Tym konkursem powinna cieszyć się Częstochowa.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Nowy talent - Tomasz Adam Fularski (wystawa w ŁTF-ie w Łodzi)




Z panem Tomaszem spotykamy się co dwa tygodnie na wykładach z historii sztuki w WSSiP w Łodzi. Należy do wyjątkowo zainteresowanych i uzdolnionych studentów, choć edukację fotograficzną rozpoczął późno. Ale nigdy nie jest za późno, aby przypomnieć tylko Zofię Rydet, która rozpoczęła zainteresowanie fotografią jako dojrzała kobieta, w wieku czterdziestu kilku lat, ok. 1954 roku.

Na wystawie w galerii ŁTF-u (do 20 kwietnia) wiedzieliśmy dwa cykle, z których zdecydowanie dojrzalszy był "Za betonową kurtyną" - rodzaj intymnego pejzażu i chęć sakralizowania go, a także poszukiwania w nim ostatniej nadziei, w sensie uratowania czy ratowania resztek człowieczeństwa. Autor bardzo dobrze "panuje" nad fotografowaną materią a potem materializacją wydruków, które zyskują na aurze niejednoznaczności i tajemniczości. Często w wydruku, jako formie zgrafizowanej, młodzi artyści tracą jakości foto-techniczne i przede wszystkim ontologiczne (jeśli przyjmiemy, że takie istnieją). A Tomasz Fularski nie tylko zapanował nad nimi, ale je zwielokrotnił.

W niektórych pracach czytelna jest pewna naiwność, ale może to być zarówno kategoria pozytywna, jak i negatywna, wtedy jeśli ktoś nie panuje nad nią i wymyka się ona spod kontroli. Artysta nie tylko pokazuje romantyzm przyrody, ale jej mistycyzm, gdyż skryta jest atmosfera nieracjonalości, czy panreligijnego nieokreślonego rytułau. Ale uwaga jesteśmy już blisko kiczu, którym można się bawić, ale nie można mu ulec.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Dlaczego mało ludzi odwiedza ms2 w Łodzi?

Ze zdziwieniem otworzyłem maila wysłanego do mnie dziś o godzinie 18.17 z Muzeum Sztuki - o spotkaniu i dyskusji w muzeum, dziś o godz. 18 (!)... Jak można przyjść na dyskusję w czasie jej trwania, chyba, że jest się właśnie na terenie Manufaktury. Spotkania są organizowane dzień po dniu i tak jest w tym tygodniu, stąd pustki wśród widzów. Oczywiście nie wiem, jak będzie dzisiejszego wieczoru. Sądzę, że niewiele osób przyjedzie na panel dyskusyjny w sobotę, bo nie ma takiej tradycji, a o nową trudno.

Niewielkim echem odbija się w prasie druga wystawa w nowym ms2, która zrobiona jest pod publiczność i miała udowodnić niesprawdzalną tezę, że "każdy jest artystą". Teza Josepha Beuysa używana była przez niego wyłącznie w systemie edukacji, jaką prowadził ze studentami, nie zaś wystawiennictwa. Szkoda miejsca, czasu i tradycji, jaką ma czy miało Muzeum Sztuki. W sierpniu br miną trzy lata od powołania nowej dyrekcji Muzeum Sztuki. Dlaczego nie zorganizowano praktycznie żadnych poważnych wystaw muzealnych, dlaczego nie pokazuje się bogatych zbiorów grafiki czy fotografii? Jedynym jasnym punktem są tylko organizowane czasami spotkania i dyskusje oraz dwie kawiarnie, ale to zdecydowanie za mało.

Ciekawe, jakie pisma artystyczne i czasopisma podsumują dotychczasowe wystawy i publikacje? Sądzę, że żadne, bo "Obieg" jest układowy czy systemowy. Może "Arteon", a najszybciej uczyni to "Spam".

piątek, 17 kwietnia 2009

6. Biennale Fotografii w Poznaniu. Fotografia, ideologia, polityka





8 maja w Poznaniu otworzone będzie kolejne Biennale Fotografii. Kiedyś, ok. 2000 r. była to jedyna(?) i najważniejsza impreza poświęcona najnowszej fotografii. Ale bardzo szybko pojawiły się "młode wilki", ujawnione na festiwalach w Łodzi i Krakowie. Impreza w Poznaniu stała się zbyt poznańska i zbytnio skoncentrowana na fotografii studenckiej, z której szybko wykruszają się zdolni i mniej zdolni. Wystarczy sięgnąć do katalogu sprzed kilku lat.

Czy w tym roku roku Poznań sprosta konkurencji? Zobaczymy, zależy to od poziomu wystaw głównych - Izabelli Kowalczyk, Macieja Szymanowicza i mojej. Zestaw nazwisk i prac w ekspozycji Kowalczyk wydaje się zbyt "klasyczny" i znany. Nieoczekiwanie pojawił się jeszcze nowy festiwal - w Warszawie, koncentrujący swe eksploracje na fotografii czeskiej, podobnie jak festiwal w Krakowie. Powstaje ciekawe porównanie i konfrontacja.

Na mojej ekspozycji (Stary Browar, Słodownia +2) zaprezentuję ponad 200 prac 24 artystów. Wymieniam ich w kolejności, w jakiej będą pokazani w Pozaniu: Anna Baumgart, Wolf Kahlen (Niemcy),Dominik Pabis, Ewa Świdzińska, Adam Rzepecki, Magda Samborska, Ken Matsubara (Japonia), Magdalena Hueckel, Jerzy Wierzbicki, Katarzyna Majak/Marcin Sudziński, Lilla Szász (Węgry), Michał Brzeziński, Natalia LL, Andrzej Dudek-Dürer, Waldemar Jama, Jaroslav Malik (Czechy), Sławomir Marzec, Tadeusz Żaczek, Joachim Froese (Australia), Grzegorz Zygier, Janusz Leśniak, Stanisław Woś, Marek Zygmunt.

Co wyniknie z mojego pokazu? Jaką świadomość w zakresie ideologii i polityki pokażą kuratorzy biennale? Jest to jeden z najważniejszych problemów i fotografii, i "sztuki krytycznej" i tzw. postsztuki. Fotografia dysponuje w tym zakresie swą tradycją oraz historią, wobec której należy być także krytycznym a nawet wstrzemięźliwym. O czym piszę? Nie ujawnię, zachęcam do przeczytania swego tekstu z katalogu tej ekspozycji pt. "Czy wikłać się w ideologiczność fotografii?"

P.S. zdjęcia w tym tekście są w następującej kolejności: K. Majak i M. Sudziński, M. Samborska, L. Szász i J. Malik. Zobaczymy m.in. sakralizującą świat i umarłych dawno ludzi "archeologię fotografii" w wydaniu czeskim (Malik), problem komunikacji czy przyjaźni z prostytutką (Szász), polski feminizm w aspekcie domowym i prowincjonalnym (Samborska) oraz dalszą historię sukni ślubnej znanej z projektu "Desire" (Majak).

P.S. O tym, że drugim autorem pracy pod tytułem "Tryptyk wdt" jest Marcin Sudziński dowiedziałem się późno, bo podczas wieszania tej pracy na Biennale Fotografii. No comments.

środa, 8 kwietnia 2009

Krzysztof Jurecki "Oblicza fotografii" (wyd. Kropka, Września 2009)



Trwają ostatnie przygotowania do druku mojej książki o historycznym przesłaniu. Akcenty interpretacyjne postawiłem na dwóch problemach - okresie międzywojennym oraz latach 50. XX wieku w fotografii europejskiej i polskiej. Publikacja powinna ukazać się w maju 2009 roku. Na okładce znajdzie się zdjęcie Andrzeja J. Lecha "Stary Gierałtów" (1985). Poniżej spis treści, stron jest 275 oraz wiele ilustracji, w tym także ze zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi.


Spis treści

Wstęp 5
Krótka historia fotografii 7
Współczesne funkcje fotografii 14
Fotografia i totalitaryzm. Uwagi ogólne 23
Racjonalność w fotografii. Obszar, granice. Analiza historyczna 41
Unikatowy dokument Louise Arner Boyd 52
Oblicza wsi poleskiej w twórczości Józefa Szymańczyka (1909-2003) 55
Autoportrety. O istocie wizerunku w historii fotografii 61
Fotografia polska 1912-48. Na marginesie wystawy
w Rezydencji Księży Młyn 73
Fotografia i awangarda w Polsce do 1996 roku 81
Twórczość Hansa Bellmera na tle fotografii surrealistycznej
w okresie międzywojennym 111
Apokaliptyczna wizja miasta w twórczości fotomontażowej
Janusza Marii Brzeskiego i Kazimierza Podsadeckiego? 120
Heliografika Karola Hillera 132
Weegee. Czy są granice moralności w fotografii? 137
Czy istniała polska fotografia subiektywna? 140
Antyfotografia i ciąg dalszy. Beksiński, Lewczyński, Schlabs 157
Twórczość fotograficzna Zdzisława Beksińskiego w latach 1953-60.
Od awangardy do postmodernizmu 162
„Aura fotografii” Jerzego Lewczyńskiego 168
Niekwestionowana wielkość Zofii Rydet (1911-97) 178
Dwa etapy rozwoju portretu w twórczości Krzysztofa Gierałtowskiego 191
Początki konceptualizmu w fotografii polskiej.
Wiesław Hudon — Artysta w podróży 199
Fotografia polska lat 80. 209
Wyzwolone fotografie Andrzeja Jerzego Lecha 225
O inscenizowanej fotografii Grzegorza Przyborka 237
Wobec rzeczywistości, wobec fotografii — twórczość Evy Rubinstein 252
Utrwalić czas. Wyjść poza ograniczenia fotografii 256
Indeks nazwisk 266

środa, 1 kwietnia 2009

Dwie wystawy w ŁTF-ie (marzec 2009)




Wystawiały dwie studentki WSSiP w Łodzi. Ku mojemu zaskoczeniu była to bardzo dobra wystawa, jeśli ocenimy ją w kategoriach studenckich. Obie działają na styku fotografii reklamowej i kreacyjnej/artystycznej, gdyż taka jest specyfika naszej szkoły. Wydaje mi się, że rzadko na tym polu udaje się twórczo połączyć obie koncepcje, ale są takie przykłady. Raczej mamy oddzielenie fotografii reklamowej od artystycznej (Man Ray, Erwin Olaf) lub tworzenie reklamowej tak, aby uznana został za sztukę (Cecil Beaton, Helmut Newton).

W pierwszej sali prace pokazała Marta Wiktoria Słyż pod tytułem "A dziś co czujesz jak na mnie patrzysz?". Autorka w fotografii trochę francuskiej poszukuje nastroju i kontaktu z portretowanymi parami. Bardzo dobrze panuje nad stroną techniczną. Sprawnie operuje przynajmniej dwoma konwencjami. Pierwsza to zdjęcie skontrastowane z tłem i silnym światłocieniem, zgrafitowane. Druga, dla mnie ciekawsza, to lekko poruszone bardziej intymne portrety, o charakterze raczej piktriolnaym niż dokumentalnym.

W drugiej, mniejszej salce obsesyjne prace pokazała Aleksandra Korszuń. Tytuł pokazu "Dystans intymny". Tym razem znowu można było zobaczyć kilka konwencji, z których najbardziej przemawiała do mnie ta, w formie barwnych prac, gdzie ciało sprowadzone zostało do zagadkowego obiektu, który toczy jakąś walkę - z życiem, z samym sobą? Mogliśmy także obejrzeć animację zdjęć, utwór pośredni medialnie, pomiędzy wideo a klasyczną fotografią, także bardzo intrygujący.

Ważne jest kiedy młodzi fotografowie zaczynają pokazywać swoje prace oraz skoncentrowanie się nad jednym lub kilkoma problemami, a potem wnikanie w nie, jak najdłużej i jak najbardziej w sensie znalezienia nowej i własnej formuły. Potem przekazanie w niej własnej wizji życia i bycia ("Sein"). Tego życzę także autorkom tej udanej ekspozycji.

niedziela, 29 marca 2009

Trochę statystyki, czyli o moim blogu


Dziś jest święto i to podwójne - niedziela, teoretycznie dzień wypoczynku i refleksji o życiu. Dziś zanotowałem 1000 wejść na mój blog, któremu licznik założyłem w środę ok. południa w dniu 25.02.2009. W lutym zanotowałem 170 wejść, zaś do dziś, czyli 29.03.2009 - 830(!), co daje ładną sumę 1000. To cieszy!

Największą popularnością blog cieszył się dnia 13.03, kiedy opublikowałem wpis o wystawie "Zwiadowca". W ciągu dnia było 100 wejść, co mnie zaskoczyło. Kto czyta moje recenzje, informacje? Najwięcej wejść jest z Łodzi, potem na liście znajduje się: Kraków, Warszawa, Poznań i Trójmiasto, dalej Lublin i Szczecin. Czasami są egzotyczni czytelnicy z Koła (1), Kielc (1), których "biją na głowę" miłośnicy fotografii z Francji (11), Australii (6) czy Meksyku i Ameryki Pł. (6). 62 wejścia na blog system zidentyfikował jako "nieokreślone".

Jako materiału wizualnego użyłem tym razem zaproszenia na wystawę w Korei na wielkim festiwalu fotografii młodej artystki - Ji-Hyun Kwon, o której pisałem w ostatnim "Kwartalniku Fotografia" (2009 nr 28), w tekście pt. "18. rok Mesiaca Fotografie w Bratysławie". Bardzo lubię zdjęcia Ji-Hyon, studiującej w niemieckim Bielefeld. Na zaproszeniu widnieje subtelna praca z serii "The Family", odnosząca się do Jej... oczywiście poetyckiego odczytania rodziny. Na pierwszy rzut okna przypomina o równie ciekawych zdjęciach Jadwigi Sawickiej.

Ale jest niedziela, więc jeszcze wypoczywajmy.

czwartek, 26 marca 2009

O Łodzi Kaliskiej to będzie (1979-2009)


Na stronach www.lodzkaliska.pl pojawiła się, a potem zniknęła (dlaczego?) praca magisterska pani Marty Pierzchały z UŁ o grupie Łódź Kaliska napisana u prof. Ryszarda W.Kluszczyńskiego, a obroniona w 2009 r.oku . To kolejna próba oceniania dokonań z zakresu antysztuki Łodzi Kaliskiej, która przeszła kilka zasadniczych metamorfoz - fotomedializm, Kultura Zrzuty (neosocsurdada) i New Pop.

Niewiele nowego dowiedziałem się z tej pracy. Niepotrzebnie długi wstęp o łódzkiej awangardzie niczego nie wnosi, a przecież Adam Rzepecki i Andrzej Świetlik działają także w innych miastach i innych kontekstach. Większe znacznie miała dla nich np. tradycja grupy Zero 61, niż łódzki konstruktywizm, z którego Marek Janiak dosłownie kpił, a chodziło mu o jego recepcję w wydaniu Ryszarda Waśko. Także nie zgadzam się wyrażoną w pracy oceną nawy św. Krzysztofa - galerii z lat 80., że były to działania marginalne w ramach ówczesnego układu sztuki niezależnej. Prezentowano tam bardzo duże i ważne wystawy, m.in. Zofii Rydet czy Evy Rubinstein.

Główną wadą pracy jest jednak brak oparcia na właściwych, tj. szerokich źródłach krytyczno-historycznych. Autorka nie wie i nie zna zarówno moich książek, w tym takich, jak "Fotografia polska lat 80." (Łódź 1989), podobnie jak kilku katalogów z Muzeum Sztuki (np. "Wokół dekady. Fotografia polska lat 90., 2002), jak i moich najnowszych i starych tekstów o łódzkiej grupie. Przeczytałem bibliografię, gdzie wymieniono moje 2 (słownie dwie) pozycje.

Na mojej stronie www jest ich kilkanaście, a w szerszym kontekście kilkadziesiąt. Nie mówiąc o fakcie, że tekst mój bez tytułu z albumu "Bóg zazdrości nam pomyłek" został skrócony i ocenzurowany przez Andrzeja Kwietniewskiego, za co mu dziękuję, gdyż wydrukowałem go powtórnie bez jego ingerencji na łamach "Exitu" w 1999 i 2000 pod nazwą "Łodzi Kaliskiej twórczość opowiedziana przez fotografie..." w trzech odcinkach. Ale tego nie zna pani Pierzchała, a szkoda. Opublikowałem także kilka wywiadów z członkami grupy oraz Kultury Zrzuty, w tym z krytycznie oceniającym działalność Kaliszaków Andrzejem Kwietniewskim ("Poszukiwanie sensu fotografii..., Łódź 2008), ale autorka pracy tego także nie wie. Polecam także tekst z "Kalejdoskopu" z 1989 pt. "Chłodnym okiem?", gdzie opisywałem performance Marka Janiaka, który w pracy pani Pierzchały został datowany na początek lat 90...

W przeciwieństwie do autorki oraz takich krytyków, jak Kazimierz Piotrowski, Łukasz Guzek, Jolanta Ciesielska, od ok. 2005 twierdzę i piszę (czasami), że najnowszy okres w twórczości Łodzi Kaliskiej - New Pop jest słaby, w wymowie karykaturalny, zbliżający się do skomercjalizowanej postawy Salvadora Dali, a nie np. Luisa Bunuela. Przestrzegałem ich kilkakrotnie, aby nie podążali śladami tego pierwszego, ale nie rozumieli mej przestrogi. Stąd ich wystawa w CSW w 2009 r., która wydaje mi się nieudana, w sensie koncepcji a nawet formy. Zdecydowanie zgadzam się z jej negatywną oceną w wydaniu Doroty Jareckiej na łamach "GW" oraz feministki Agnieszki Graff w filmie prezentowanym niedawno na TV Kultura.

wtorek, 24 marca 2009

Teksty Józefa Robakowskiego o...? ("Kalejdoskop", [Łódź]1995, nr 10, ss. 40-41

W ostatnich tygodniach [1995 roku] ukazała się książka Józefa Robakowskiego – ważnego łódzkiego animatora i artysty pt. Teksty interwencyjne 1970-1995 (wyd. BWA w Słupsku). Wstęp do niej drukował tygodnik „Verte”[dodatek kulturalny do łódzkiej "GW"] wraz z polemiką Krzysztofa Cichonia (17.VIII.1995 r.).

Obszerny zbiór zawiera nie tylko tzw. „teksty interwencyjne”, ale także druki ulotne, eseje o charakterze historycznym (ważny jest np. artykuł Proces kształtowania się polskiej neoawangardy. FOTOGRAFIA-FILM 1947-1969) i publikacje innych autorów, zamieszczane bez zgody zainteresowanych (np. Andrzeja Osęki), co świadczyć może o charakterze i stylu postępowania interweniującego artysty.

O czym traktują teksty Robakowskiego? Odpowiedź jest prozaiczna: o nim samym i jego najbliższym otoczeniu, które od lat współtworzy. Czasem grozi swym przeciwnikom i walczy z nimi w imię partykularnego interesu, nie przebierając w środkach. W jego artykułach, nie tylko „interwencyjnych” zazwyczaj nie widać problemów filozoficznych lub wykładni własnej doktryny artystycznej, poza kuriozalnymi wyznaniami np. na temat definicji sztuki, jak na str. 156: „Moim zdaniem twórczość jest synonimem niepodległości człowieka.”

Celem ataku może być każdy, kto nie pasuje do linii nazywanej „neoawangardową”, „niezależną”, „progresywną”, etc., którą Robakowski wytycza według własnego punktu wiedzenia. Dlatego on sam, jako organizator Lochów Manhattanu, mógł do wystawy zaprosić „nowych dzikich” (np. z warszawskiej „Gruppy”), a jako artysta interwencyjny miesza z błotem cały te ruch malarski (str. 11) oraz promujących go krytyków. Dlaczego Jolanta Ciesielska była w porządku jako krytyk, kiedy pisała pochlebne teksty o „mistrzu”, ale ostatnio okazało się, że z „ciepłego stołeczka rozdawała bezkrytyczne opinie” na temat ekspresyjnego malarstwa (str. 165). Czy o samym Robakowskim również? Podobnie jest z łódzkim Muzeum Artystów, do którego początkowo odnosił się niechętnie (str. 98, tekst z 1989 roku). Obecnie, po kilku latach, jest już ono ważną niezależną instytucją (str. 3). Ale uważany obserwator wie dlaczego – ponieważ odbyły się tu m.in. indywidualna wystawa Robakowskiego i organizowany przez niego kolejny pokaz Łódzki ruch neoawangardowy (1992). Czyli dobre są przede wszystkim te instytucje, galerie, wystawy, które są animowane przez Robakowskiego lub jego sojuszników. Jest to jedyny klucz, według którego porusza się nestor łódzkiej neoawangardy, sam chętnie nazywający się „pseudoawangardzistą”. Natomiast w momencie, kiedy ja posłużyłem się tym nieprzypadkowym określeniem, spotkałem się z atakiem „mistrza”.

Kuriozalne są wyznania na temat pieniędzy otrzymywanych z Urzędu Wojewódzkiego i Urzędu Miasta za działalność artystyczną i organizacyjną (str. 175). Zapewne zapomniał, że jako prawdziwy niezależny artysta nie powinien ich przyjąć, podobnie jak stypendiów, które pobierał w latach 80. z państwowej kasy. Innym bez żenady zarzuca „ciepłe posadki”(sic!). Takich niekonsekwencji, nieścisłości służących manipulowaniu, jakby to był jego podstawowy cel, jest dużo więcej.

Fenomen Robakowskiego jest istotny, ponieważ naprawdę udało mu się, jak na razie, niejedno wmówić, tak, że odgrywa on bardzo ważną rolę kreując się jako animator wielu, również ogólnopolskich zjawisk. Zauważył ten niebagatelny fakt Andrzej Kwietniewski, który podkreślił, że nikt nie jest go w stanie z tego miejsca ruszyć, ponieważ on sam (i służący mu krytycy) wykreował swój mit i stworzył legendę.

Robakowski traci jednak poczucie rzeczywistości artystycznej, ponieważ do istotnych miejsc Łodzi zalicza, we wstępie do swej książki, nowe knajpki (np. Fabrykę); ba nawet dyskotekę Alcatraz; oraz chwali całkowicie nieudane wystawy, jak II Marcowe Gody, gdzie twórczość w ogóle nie była istotna, ginąc w pokazach mody i ogólnym nihilizmie. Pozostaną one w pamięci jako impreza z wielkim zadęciem i ogromną ilością kradzieży (słabiutkich zresztą!) prac.

Współczuję „progresywnym” i „niezależnym”, którzy idą pod sztandarem „mistrza”, gdyż nie wie on już, dokąd ich prowadzi. Miesza pojęcia, style, kierunki (powołuje się na ekspresjonizm Jung Idysz i sprzeczną z nim tradycję Strzemińskiego, w imię wyimaginowanego własnego celu, polegającego na przewodzeniu w łódzkiej sztuce. Do tradycji neoawangardowej włącza np. Wspólnotę Leeeżeć, co jest niezrozumieniem praw dialektyki artystycznej, a nawet sprzecznością w jego poglądach, ponieważ jest to formacja z innego postmodernistycznego obszaru kulturowego.

Teksty pisane są ad hoc, bez głębszego zastanowienia, głównie po to, aby kogoś skrytykować lub zaatakować, stąd zawarte są w nich często sprzeczne poglądy. Dla przykładu w artykule z 1974 r. „umiera duch artystycznej Łodzi” (s. 175), a już w innym artykule z 1995 r. „...łódzki ruch sztuki progresywnej […] ma się dobrze” i „ostatnio w MIEŚCIE coś się ruszyło” (s. 3). „Bardzo się ruszało” również w wywiadzie z 1989 r.

Do progresywności („nowej wrażliwości”) Robakowski zaliczył również modę ze Szkoły Plastycznej. Po przeczytaniu takiej konkluzji zemdlałby z wrażenia nie tylko Przyboś i Strzemiński, ale także wielu innych artystów przywołanych we wstępie do książki.

Mam nadzieję, ze w kolejnej antologii, która z pewnością niedługo powstanie J. Robakowski nie zapomni o mym artykule, który powstał jako reakcja na niektóre fragmenty jego książki, jak np. Na bezrybiu i rak ryba (ss. 135-138). Niezależny artysta, za jakiego uważa się Robakowski , oczywiście zapomniał zaznaczyć w swej publikacji, że po jego bezpardonowym ataku (który sam, o ironio, określa mianem „tekstu interwencyjnego”), odpowiedziałem mu w tym samym numerze „Obiegu” (1990, nr 10) artykułem Bezczelny komfort bycia.

Robakowski lubi walczyć, sam znajduje sobie przeciwników, zatracając inne, potencjalne ważniejsze, zagadnienia dla swej twórczości, która programowo wyzbyta jest wartości duchowych, koncentrując się na stronie medialnej i grze z widzem, opartej na manipulacji i cynizmie. Dlatego jego wielkość i czasami genialna wprost intuicja artystyczna zbyt często sąsiadują z małostkowością ocen, prostactwem wywodu i goryczą, które świadczą o znikomości i ograniczoności świata, który Robakowski od lat – na ile może – kreuje i w którym żyje.      

 Recenzja książki J. Robakowskiego Teksty interwencyjne 1970-1995, BWA Słupsk, 1995

wtorek, 17 marca 2009

"28 DNI" (kurator Agnieszka Kulazińska, CSW Łaźnia Gdańsk)




Byłem ciekawy wystawy poświęconej problemowi "28 dni" (cyklowi menstruacyjnemu), gdyż łatwo w tej tematyce popaść w banał i przejaskrawienie koncepcji, która jest ważna dla feministek, a może stać się trywialna dla przeciętnego odbiorcy.

Pisałem kiedyś o tym problemie w tekście o fotografii polskiej lat 90. ujmując ten aspekt jako "feminizm naiwny", przy okazji wymieniając związane z tym artystki i krytyczki sztuki. Od lat 90. poszukuję feminizmu prawdziwego. Czy taki istnieje? Według mnie tak, np. w twórczości Natalii LL od lat 80., a obecnie u Ewy Świdzińskiej, Anny Baumgart czy Magdy Samborskiej, która pokazała co prawda tylko jedną pracę na pokazie w Łaźni, ale jak wiele mówiącą, o ciele-pancerzu, jaki może ono tworzyć. Powstaje pytanie dla kogo jest on stworzony i przed kim broni? Artystka bardzo ciekawy efekt uzyskała dzięki plastrom antykoncepcyjnym, gdyż w przewrotny sposób zaistniała tu tradycja abstrakcji geometrycznej, która jest teraz martwa.

Wystawa Agnieszki Kulazińskiej jest udaną ekspozycją, na której możemy zobaczyć w niewielkiej przestrzeni kilkanaście ciekawych realizacji.

Zwrócił moją uwagę autobiograficzny film "Dzień w pigułce" Anki Leśniak (uwaga - pierwsza fotografia w tym wpisie, druga to oczywiście praca M. Samborskiej), która używa różnych narracji, ale wnikliwie wnika w opis przywoływanej sytuacji, np. martwoty wernisażu w Muzeum Sztuki. W jej twórczości, podobnie jak u innych feministek, mamy jednak problem z malarstwem, które nie poddaje się feministycznej retoryce i najczęściej wygląda sztucznie.

U Ewy Potockiej w realizacji "28 dni – ja, moja macica i kuchenka gazowa" przy trywializacji tekstu towarzyszącemu pokazowi i śmiesznym komentarzu, płynącym ze słuchawek (o antykościelnym wydźwięku), podobała mi się symulacyjna forma montaży fotograficznych, która w nietypowy sposób opisywała banalność codziennego życia w obliczu kuchenki gazowej.

Ale feminizm dobrze realizuje się także w pracach zespołowych, czy zainscenizowanych jako zespołowe przez kuratorkę pokazu, co widać było w pracach Jowity Żychniewicz, Iwony Demko i Anny Tomaszuk. Ze zdziwieniem przeczytałem w tekście Agnieszki Kulazińskiej, że dwie artystki odmówiły udziału w wystawie, traktując wystawę jako "antyfeministyczną"! Świadczy to, że w tym środowisku artystycznym panuje pomieszanie pojęć, gdyż trudno o bardziej feministyczny i dodatkowo na wysokim poziomie pokaz.

środa, 11 marca 2009

"Zwiadowca" kurator Marek Rogulski (CSW Łaźnia, Gdańsk, luty-kwiecień 2009)




Ekspozycja Marka Rogulskiego „Zwiadowca – projekt Poza Postmodernizm. Re: Re: rekonstrukcja”, pokazuje znanych  artystów, jak: Andrzej Dudek Dürer, Agata Michowska, Leszek Golec i Tatiana Czekalska, Marek Rogulski, Andrzej Miastkowski i Wspólnota Leeeżeć oraz mniej uznanych, jak rewelacja ekspozycji w Gdańsku Carmen Feliu, czy czołowi przedstawiciele młodego wideo Michał Brzeziński i Marek Zygmunt. Ten ostatni pokazał instalację interaktywną w formie labiryntu, rzadki jeszcze w Polsce rodzaj twórczości.

Wystawa, co rzadko się zdarza, weszła w kontakt, a nie tylko w relacje z architekturą starej łaźni. Najlepiej udało się to fotografii Carmen Feliu, wykorzystującej wodę i pęcherzyki powietrza. Praca dziwna i ciekawie inscenizowana, o kanibalistycznej i animistycznej strukturze człowieka. Bardzo dobrze prezentowały się fotografie - monumentalny autoportret Dudka-Dürera, jedne z przykładów obrazu cyfrowego z XXI wieku w Polsce, o "cyklopowym" obliczu. Bardzo dobrze prezentują się instalacje Egona Fietke (Wspólnota Leeeżeć), który tworzy archaiczne, trochę psychodeliczne światy komunikacji międzyplanetrownej, a przynajmniej wierzy, że może to uczynić. Przekonuje także film z pogranicza jawy i snu, o poetyckim obrazowaniu, zbliżonym do koncepcji Man Raya z lat 20. i kina onirycznego. Także kurator i artysta - Marek Rogulski pokazał kilka rzeźb, z których jedna nawiązująca formą do mamuta, posłużyła mu do wykonania ryzykowanego performance. Mamy tu kolejny przykład oryginalnej koncepcji nie tylko formalnej (performance i rzeźba), ale idei programu teoretycznego realizowanego od początku XXI wieku wyjścia "poza postmodernizm". Do refleksji buddyzmu nawiązuje od lat duet Czekalska/Golec, ale w zaprezentowanej rzeźbie nieokreślonego świętego ujawnili swe archeologiczne zainteresowania, które można by rozpatrywać w związku z koncepcją teoretyczną Jerzego Lewczyńskiego, choć oczywiście nie tylko.

Wystawa w Łaźni jest bardzo ciekawa i tak też zaaranżowana, choć sam projekt "poza postmodernizm" jest bardziej związany ze sferą koncepcyjno-teoretyczną, która nie bardzo mieści się w murach galerii.

P.S. Wczoraj ten post (wpis) czytało lub odwiedziło 77 osób, czyli zanotowałem rekord wirtualnych wizyt. Na wystawie w Gdańsku możemy obejrzeć także prace wideo o strukturalnym, a trochę konceptualnym przesłaniu, Polaka mieszkającego w Meksyku - Pawła Anaszkiewcza, które jednak mnie nie zachwyciły. Dlatego dopiero dziś, czyli 13.03 o nich wspominam.

poniedziałek, 9 marca 2009

Wystawa "Kopalnia", WBP w Poznaniu (05.03.09) oraz jubileusz Władka



Jednodniowa wyprawa do Poznania rozpoczęła się od spotkania w Starym Browarze, gdzie obejrzałem przestrzeń ekspozycyjną oraz nieudaną wystawę Zbigniewa Rybczyńskiego.

Nadmiernie wyeksponowano jego materiał szkicowy w postaci zapisów, rysunków, partytur muzycznych na niekorzyść filmów. Dlaczego nie sięgnięto do archiwum Szkoły Filmowej w Łodzi? Artysta musiał wykonywać nie tylko etiudy filmowe, ale także fotografie. Dlaczego w samym wideo wyeksponowano klip "Imagine", a nie "Tango" czy prace wykonane w ramach Warsztatu. Czy ten pierwszy reklamowy film jest najważniejszy w twórczości Rybczyńskiego? Jeśli tak sądzi kurator pokazu, to jest to błąd merytoryczny. 

Później odbyłem spotkanie z Maciejem Szymanowiczem w najważniejszej galerii fotografii w Polsce, czyli w galerii "pf". Rozmawialiśmy m.in. na temat przygotowywanej wystawy Eryka (1972-2008)..., o którym jeszcze nie raz napiszę, gdyż był wspaniałym człowiekiem. Przy okazji obejrzałem po raz kolejny wystawę Wojciecha Wilczyka "Niewinne oko nie istnieje", o której dyskutujemy na łamach "Obiegu" z Adamem Mazurem. Wojtek nie był jednak tego dnia zbyt rozmowny...

Następnie w towarzystwie Sławka Tobisa, który od lat "szlifuje" swój elementarny styl i jest na coraz lepszej drodze artystycznej, zjadłem obiad. Sławek wyrasta na ciekawego kontynuatora tradycji tzw. szkoły jeleniogórskiej, a szuka własnego"ja". Później w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej odbył się wernisaż wystawy Kolskiego Klubu Fotograficznego FAKT z Koła pt. "Kopalnia". Wśród wielu dobrych i poprawnych znalazłem trzy inne, moim zdaniem najciekawsze - Bogusława Biegowskiego, gdyż pokazujące "własne", zupełnie inne oblicze banalnego, a może obarczonego socjalistyczną retoryką tematu.

Była to także okazja do uczczenia jubileuszu 30-lecia pracy animatora i ciekawego twórcy "fotografii prowincjonalnej" Władysława Nielipińskiego, człowieka jakże skromnego i miłego zarazem. Przy okazji wertowania ostatniego numeru "Kwartalnika Fotografia", a potem katalogu Władka, uświadomiłem sobie, że uprawiona on ciekawą fotografię, zdecydowanie bardziej lepszą w wersji czarno-białej niż w kolorze. I jest to fotografia coraz bardziej świadoma swej materii, o czym informuje chociażby wywiad z katalogu. Na koniec odbyła się prezentacja mojej książki oraz dyskusja o niej z Dorotą Łuczak, która postawiła mi ciekawe i niełatwe pytania.

Wśród kilku znanych gości znalazł prof. Stefan Wojnecki, co mnie szczególnie uradowało, gdyż znamy się od 1985 roku. Ze spotkania w WBP oraz długiej dyskusji byłem zadowolony. A goście, chyba także byli zadowoleni, choć tego oczywiście nie mogę być pewien.

piątek, 27 lutego 2009

Wystawa nie tylko o Jerzym Grotowskim - "Performer" (Warszawa, Zachęta, luty 2009)


Wystawa „Performer” w warszawskiej Zachęcie posiada mylący tytuł. Poświęcona jest geniuszowi teatralnemu, jakim był Jerzy Grotowski, który stworzył alternatywną wizję teatru dramatycznego, sięgającego m.in. do medytacji dalekowschodnich jako formy nauki gry aktorskiej. Ale należy zaznaczyć, że Grotowski i jego teatr przekraczał i nie miał wiele wspólnego z kategorią performnce, wywodzącą się ze sztuk plastycznych. Wiemy, że poza Nim, który był prawdziwym filozoficznym guru, jego uczniowie doskonale „panując nad ciałem” raczej nie realizowali jego filozofii. Świadczy o tym historia życia Ryszarda Cieślaka – najlepszego aktora grającego ciałem. Ale jego nauki przejęli inni wielcy reżyserowie, jak Eugenio Barba.

Ekspozycja jest trudna do obejrzenia ze względu na wielkość materiału wizualnego w postaci spektakli, prób, zapisów oraz fotografii. Pokaz konfrontuje bardzo rożne poszukiwania z kręgu performance, raz celnie i z sensem (Marina Abramović), innym razem w sposób przypadkowy (feminizm, Ligia Clark, która znalazła się w tym zestawie jako odprysk wystawy łódzkiej z Katarzyną Kobro). Ale taka konfrontacja dokonań Grotowskiego w miejscu, jakim jest Zachęta, ma także inny wymiar, gdyż można ją analizować w kontekście sztuki wizualnej. Najsłabszą stroną tej ekspozycji jest jednak udział artystów polskich. Można przyjąć, że Zbigniew Warpechowski był i jest ważnym performerem, ale nie są nimi ani Grzegorz Sztwiertnia ani Roman Dziadkiewicz (praca pt. C – D – G, odwołująca się m.in. do Robinsona Cruzoe, ale w stylu „zafałszowanego obiektu” Roberta Kuśmirowskiego).

Czego zabrakło na tym pokazie? Przede wszystkim analizy zjawiska, które trzeba było pokazać w kontekście Grotowskiego – medytacji dalekowschodniej w sztukach plastycznych, akcjach parateatralnych i performances, które pojawiły się w Polsce w działaniach katowickiej grupy Oneiron i Andrzeja Urbanowicza oraz Andrzeja Dudka-Dürera. I to jest największy mankament tej ciekawej skądinąd ekspozycji, na której można zobaczyć rzadkie w kraju prace akcjonistów wiedeńskich sięgających do misteriów Dionizosa, nie zaś kultury i mądrości Indii, jak Grotowski od lat 60. do 90. a Dudek-Dürer od lat 70. do chwili obecnej.

P.S. Na koniec o miłej sprawie. Mój blog właśnie dziś 27.02.09 miał 500 odsłonę. Kto go czyta, tego do końca nie wiem, choć wiem z jakich miast pochodzą internauci.