Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 13 grudnia 2010

"Ogólna teoria jesieni" Tomasza Sobieraja

Dla miłośników sztuk pięknych w wersji klasycznej lecz o lekko erotycznej wykładni, i dla tych, którzy poszukują odpowiedzi na najbardziej istotne pytanie „czym jest i jak wyraża się sztuka” polecam niewielką książkę Tomasza Sobieraja (wyd. Editions sur Ner, 2010). Jest  nieznanym w Łodzi, choć tu mieszka, interesującym fotografem. Jego prace z serii Kolosalna morda miasta  czekają na dogłębną analizę.

Nie jest to łatwa lektura, a autor prowadzi nas przez swe wyimaginowane i zarazem realne życie dając wyraz swym fascynacjom literackim i wcale nie mniejszym plastycznym oraz fotograficznym. Początkowo myślałem, że czytam epigona Skamandrytów, ale szczególnie dwa rozdziały wyprowadziły mnie z błędu. Chyba do końca życia będę pamiętał walkę z Goliatem tygrysim z rozdziału Kongo i dziedziniec z ludzkich czaszek (jakże smutna metafora historii ludzkości) w surrealistycznym rozdziale Obłęd księcia Ventoux.

Jakże wyrafinowanym i soczystym językiem potrafi operować Tomasz Sobieraj! Niezwykle trafnie umie okiełznać swe uczucia, przemyślenia i nostalgiczną, choć wywodzącą się z idealizmu refleksję o powolnym przemijaniu. Jest wyrafinowanym estetą, który niczym duchy wywołuje swych ulubionych autorów, m.in. Josepha Conrada, Witkacego czy Goethego. (Ja także uwielbiam Jądro ciemności!).

A dla miłośników refleksji fotograficznej przytoczę krótki fragment ze strony 33. z rozdziału FED: „Materia jest pamiętliwa, wierzył w to mocno. Również tak zwana materia nieożywiona – bo jej martwota jest tylko pozorem, a to, że trwamy w naiwnym przekonaniu o jej bezduszności i stanie absolutnej śmierci, jest tylko dowodem naszej intelektualnej niemocy […] i niezrozumienia, że życie może przybierać formy pozabiologiczne”.

Do tej pachnącej kolorami pór roku książki będę jeszcze powracał, gdyż w przeciwieństwie do słynnej, ale nieużytecznej dla mnie prozy Doroty Masłowskiej, pozycja Tomasza ma bardzo wiele znaczeń i autentycznej refleksji filozoficznej.






środa, 8 grudnia 2010

Bajki z mchu i paproci. Wywiad z Józefem Robakowskim ("GW" [Łódź] 18.11.2010)

Artyści, nie tylko megalomani, lubią opowiadać bajki. Wybierają sobie do tego krytyków i dziennikarzy, którzy nie znają się na opowiadanej historii, aby uniknąć tzw. niezręcznych czy trudnych pytań. Taką kolejną bajkę, którą słyszę od lat 80. XX wieku o braku cenzury, geniuszu artystycznym, czy o tym, że Wojciech Weiss chronił przed realizmem socjalistycznym (choć tworzył w tej konwencji!) upubliczniła "Gazeta Wyborcza" w Łodzi. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że w bajkach owych nie ma ani fragmentu o filozofii sztuki, teorii artystycznej, są za to dykteryjki i anegdoty, wielokrotnie już publikowane w wielu "niezależnych" wywiadach. Pisałem już na ten omijany dalekim łukiem przez krytykę temat w  artykule Teksty Józefa Robakowskiego o...? (1995) i w Bezczelnym komforcie bycia.

Czemu służy bajka? Wzmocnieniu mitu m.in. o latarkach, o artystach-przestępach, o "rozwaleniu nadętego malarstwa". To promocja kolekcji Galerii Wymiany, która co kilka lat jest pokazywana pod różnymi nazwami. 

Tylko dlaczego zabrakło na tej ekspozycji prac Małgorzaty Potockiej i Barbary Konopki, które prowadziły tę galerię przez długie lata? Pamiętam jeszcze wystąpienia Józefa Robakowskiego, kiedy przedstawiał M. Potocką, jako jedną z najważniejszych artystek Kultury Zrzuty (np. Nurt intelektualny w sztuce polskiej po II wojnie światowej, BWA Lublin 1984). Dlaczego nie reprezentuje już ona historycznej zrzuty na wystawie w Atlasie Sztuki? Zresztą i ta galeria uprawia "real polityk" publikując następujące słowa: "W 2008 roku zrealizowaliśmy w naszej przestrzeni wystawienniczej indywidualną wystawę artysty zatytułowaną Manifest energetyczny, zaś w ubiegłym roku Józef Robakowski przygotował wystawę zbiorową KOLEKCJA ZDARZEŃ, sztuka istnieje poza obrazem… prezentującą fragment kolekcji Dariusza Bieńkowskiego. Obie ekspozycje zebrały świetne recenzje".  Powiem tylko, że nie zgodzę się z powyższą opinię i ekspozycja Manifest energetyczny była jedną z najmniej udanych w kilkuletniej historii Atlasa Sztuki. 

A teraz najbardziej zajmujące fragmenty bajki prof. Józefa Robakowskiego z "GW", (numery kolejnych fragmentów "bajek" dodane zostały przez mnie subiektywnie):

1. Ruch studencki wbrew pozorom nie był obserwowany przez władzę
2. - Kiedyś na pochodzie w Toruniu wszyscy krzyczeli: "Niech żyje Gomułka". Ja krzyczałem: "Niech żyje Kowalski" i reszta też to powtarzała! 
3. Panie Józefie, dowiedziałem się, że byliście nielegalnie we Włoszech, pokazywaliście szkolne filmy, których my nie znamy!". O Polańskim: "Jakim prawem pan jakiegoś Żyda chwali!". Tłumaczyłem, że to wybitny filmowiec, że "Nóż w wodzie" musi każdy obejrzeć. W 1975 r. rozwiązano nam grupę. [WFF istniał do ok. 19977 przypis K.J.]
4.   Robiliśmy wystawy 1 kwietnia, kiedy wszystko było wolno takim chłopakom dzieciakom. 
[Czy studenci to dzieci, w pewnym sensie tak!] 
5. Ale ile było krzyku pani kustosz Urszuli Czartoryskiej: "Jak można tak zniweczyć fotografię!" - lamentowała. - "Powinna być pięknie oprawiona, w muzeum pokazywana".[Ciekawe, że J. Robakowski atakuje także osoby nieżyjące, kiedyś także prof. Piotra Krakowskiego. Dlaczego takich słów nie powiedział, kiedy żyła U. Czartoryska?]

Ale wielu czytelników, czytaj odbiorców tej skomplikowanej sztuki i gmatwaniny rożnych poglądów nie daje się nabrać na niezbyt mądre bajki. Zacytuję kilka sensownych wpisów z forum "GW" na temat sygnalizowanego wywiadu:

 Autor: wirusx, 18.11.10, 19:27
"Oj, panie Robakowski, skoro jest pan taki osobny i sarkastyczny to dlaczego jest pan ... profesorem? Przecież to chyba sprzeczne z pańskim życiowym credo? Albo się kontestuje naprawdę, albo akceptuje "drobnomieszczańską" ścieżkę naukowej kariery, żeby być wiarygodnymNo, chyba że jest pan hipokrytą, jak wielu kontestujących nonkonformistów.
Gdyby pan rzeczywiście był groźny czy nawet upierdliwy dla władzy opowiadałby pan w tym wywiadzie jak pana gnębiła - ale pan ją tylko szczeniacko poszczypywał. Pan z niej drwił a ona pana i takich jak pan najzwyczajniej w świecie olewała. Kłopoty mieli ci, których sztuka mogła mieć rzeczywisty wpływ na masy, choćby tak z niechęcią przez pana przywołani Kieślowski czy Wajda - ale to zrozumiałe: siedzieli u władzy na garnuszku więc musieli iść na kompromisy. A takim niszowcom - offowcom jak członkowie Warsztatu Formy nikt niczego nie zarzucał bo was nie było widać poza kręgiem krewnych i znajomych królika...
Ruch studencki wbrew pozorom nie był obserwowany przez władzę.
Czyżby? Wbrew pozorom był, bo władzę bardzo interesowało czym skorupka za młodu nasiąka. Znam takich ludzi z śwczesnego ruchu studenckiego, którzy doskonale pamiętają jak cenzorzy czepiali się każdej podejrzanej dupereli, choćby w spektaklach teatrzyków studenckich."

Autor: Gość: Max IP:  19.11.10, 15:10 [zachowana oryginalna pisownia - K.J.]
"No coz... Nie sposob nie docenic obecnosci I aktywnosci profesora Robakowskiego w lodzkim swiecie artystycznym. Czytajac jednak tekst wywiadu odnosze wrazenie, ze przemyslenia sa powierzchowne, a chuliganstwo artystyczne pozorne I bez znaczenia. Odbiorcy maja prawo oczekiwac od artysty , ktory osiagnol zaawansowana dojrzalosc, wazkich przemyslen na temat sztuki I naszej rzeczywistosci historycznej. Wyszlo na to, ze artysta w swej drodze tworczej " cos tam mruczal pod nosem I troche sobie zartowal, a ma ambicje wstrzasnac polskim malarstwem. Obawiam sie, ze na to jest zbyt slaby I koniunkturalny . Przebicie gwozdziem jednej odbitki jest smiesznym gestem wobec postawy wielu artystow, ktorzy w naszej rzeczywistosci politycznej ponosili ryzyko egzystencjalne gdzie sztuka I zycie istnialy w proporcji 1:1 - Strzeminski, Wroblewski, Opalko, Abakanowicz, Modzelewski, Zmijewski, Kozyra, Libera, Balka I wielu innych...".

Autor: nandik, 19.11.10, 23:39
"Za dużo megalomanii, braku pokory i rozprawiania o sobie - p. Robakowski. Dla pana ta wystawa to chyba pretekst do powtórnego zaistnienia w Łodzi ( kosztem czegoś, z nadzieją na więcej), to raczej ma byc tło dla pańskiej prześmiewczej autokreacji - pytanie czy tak powinno być? a może to także jest SZTUKA...? i jest pan jednym z tych dziwnych eksponatów..?!."

środa, 1 grudnia 2010

To nie żart - to prawda o nominacjach profesorskich

Oto krótki fragment z "GW".

"Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski wręczył akty nominacyjne nauczycielom akademickim oraz pracownikom nauki i sztuki. Wśród uhonorowanych osób znalazło się czworo wykładowców Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. To:
[...] * Wojciech Malajkat - aktor teatralny i filmowy (m.in. "Stan strachu"), dubbingował bohaterów najpopularniejszych kreskówek, w tym Kota w butach we wszystkich częściach Shreka, pięć lat temu został odznaczony przez Prezydenta PR Złotym Krzyżem Zasługi;

* Elżbieta Teresa Protakiewicz - dziekan wydziału operatorskiego, realizatorka programów i widowisk telewizyjnych oraz filmów dokumentalnych;"

No comments.

Spadł śnieg i pokrzyżował moje plany!

Moje plany, w tym dotyczące bloga, pokrzyżował zalegający na ulicach śnieg. Sam także z nim walczę, ale przegrywam. Miasto Łódź przedwczoraj i nawet częściowo wczoraj było dosłownie  sparaliżowane! Do tego wszystkiego jeszcze tiry, które blokowały kilka głównych arterii. Nikt z władz miasta nie pomyślał, aby ograniczyć ich ruch albo wręcz nie wpuszczać do miasta. Koszmar! Nie ul. Wiązowej, ale np. ul. Promińskiego, jeśli ktoś wczoraj podróżował swym samochodem po oblodzonej jezdni. To był prawdziwy "taniec na lodzi(e)". W związku z tym wiadomo już kto wygra wybory w Łodzi na urząd prezydenta.

Łódzka "GW" słusznie zainteresowała się Łódź Art Center i sposobem rozliczenia się przez tą instytucję z państwowych, czytaj miejskich pieniędzy. Okazuje się, że ta instytucja oraz kilka innych nie musiały przedstawiać żadnego rozliczenia czy faktur z organizowanych przez siebie wielkich imprez! Każdy by tak chciał, ale jest to po prostu oszukiwanie ludzi, czytaj podatników.

Starania Łodzi w konkursie na Europejską Stolicę Kultury okazały się zupełnym blamażem. Przejrzałem łódzką aplikację i oprócz wielu ogólników nie znalazłem w niej nic zajmującego. Słowo blamaż to za mało, gdyż była to zupełna kompromitacja zespołu, który to przygotował. Zmarnowano także 2,5 ml złotych polskich.

Taka sytuacja nie wróży niczego optymistycznego dla łódzkiej kultury. Dotyczy to także sposobu, w jaki są wydatkowane nasze pieniądze. Dlatego też od kilku lat organizuję wystawy w Toruniu (Galeria Wozownia), Gdańsku (CSW Łaźnia) i Poznaniu (galeria Arsenał).


p.s. Na zimowe wieczory polecamy erotyczne zdjęcie Keymo - fotografki, którą cenię, także za zen, jeśli jest to autentycznie zen. Interesujące jest, że tej realizacji nie można było zamieścić na Facebooku! Czyli ten portal jest bardziej święty od św. Inkwizycji, która przynajmniej przeprowadzała śledztwo, zanim wydała słuszny wyrok.


Keymo, Czerwona linia mini, 2010

czwartek, 18 listopada 2010

Spotkanie z Natalią LL (wystawa Prywatne magie. Ze zbioru OPERA OMNIA, galeria FF w Łodzi, listopad 2011)

Fragment z tryptyku Transfiguracja Odyna2009

Natalia LL jest artystką wyjątkową z kilku powodów, przede wszystkim bardzo wysokiego poziomu artystycznego utrzymywanego od początku lat 70. do chwili obecnej. 

Chichot Odyna, 2010

Jest przy tym wszystkim osobą  bardzo sympatyczną, co naprawdę w tym środowisku należy do rzadkości. Potrafi także powiedzieć prawdę, jeśli uzna, że jest to konieczne. Stanowi dla mnie jeden z niewielu autorytetów obok chociażby Jerzego Lewczyńskiego i Andrzeja Różyckiego. We współczesnej sztuce brak nam  autorytetów. Jest ich tak mało dlatego, że trzeba być nie tylko wybitnym artystą, ale posiadać także określoną charyzmę i nie koncentrować się tylko na sobie i własnych znajomych. Tak, to bardzo trudne i niepopularne. Lepiej i bezpieczniej mówić np., że Wilhelm Sasnal "wielkim artystą jest" i kręci świetne filmy.


Kruki Odyna, 2009 

Ekspozycja w Łodzi Natalia LL. Prywatne magie. Ze zbioru Opera Omnia ukazuje problem transformacji mitów, w tym głównie germańskich, (co jest zaskakujące), w prywatne życie artystki.  Widzimy więc powstanie a może reinkarnację nowej Natalii, obserwujemy obumieranie starego Odyna i siłę młodego boga o tym samym imieniu, który niczym Chrystus=Apollo (w interpretacji Stanisława Wyspiańskiego) nigdy nie umiera.

 Fragment z tryptyku Transfiguracja Odyna2009

Czy artystka uprawia formę magii? Z pewnością tak - za pomocą swej sztuki, ale niektórzy wierzą, że potrafi czynić czary! Rozmawiałem kiedyś w 2002 roku na ten temat z Andrzejem Lachowiczem, który podawał mi konkretne przykłady z ich życia. I jest to możliwe, jeśli ktoś w to wierzy i istnieje w energetycznym kręgu powiązań. Inni uśmiechną się z niedowierzaniem.  Ale jeśli ktoś oglądał w oryginale niektóre obrazy Francisco Goi zrozumie, że umysł ludzki pomoże powołać do życia nie tylko gusła, demony, ale i krwiożerczych bogów, którzy potrafią niszczyć dusze i umysły.

 Fragment z tryptyku Transfiguracja Odyna2009

Jednak zdecydowana większość odbiorców sztuki Natalii LL (w tym i ja) znajduje się poza ich bezpośrednim  magicznym oddziaływaniem. W niektórych realizacjach dostrzegam nawet ironię, która od lat towarzyszy artystce. Wielu podobnych aluzji twórczych i poszukiwań doszukuję się także w twórczości Marka Rogulskiego (Rogulusa), bardzo ważnego artysty ze sceny gdańskiej - twórcy monumentalnych rzeźb, performera i wideo, a także kuratora problemowych wystaw.

 Widok ogólny na wystawę w galerii FF w Łodzi

Podsumowując, najbardziej ciekawe są realizacje z Odynem - stary bóg umiera, aby narodził się nowy. Życie nie zna próżni, materia przesycona jest wieczną energią życia, choć sama w sobie jest niczym. Coś lub ktoś czyni ją życiodajnym strumieniem - Élan vital.

sobota, 13 listopada 2010

Kilka fotografii. Kilka historii - od Horst P. Horsta do Adama Klimczaka

Adam Klimczak oprowadza po Biennale Łódzkim. W tle autor bloga

Niestety nie było to udane biennale, nie tylko moim zdaniem. Ale niedzielna wycieczka z dobrym przewodnikiem sztuki  we wrześniowe popołudnie była udana. Podobał mi się profesjonalizm Piotra Kurki i wideo Anny Molskiej, ale to bardzo niewiele. A także orzeł - instalacja Koreanki. Bardzo ciekawa była też wystawa fotografii z malarskimi interwencjami Ryszarda Waśki w Muzeum Kinematografii.

Erwin Blumenfeld, Grace Kelly, 1955

Tego typu zdjęcia zrobiły karierę nie tylko w fotografii reklamowej. Ktoś wychodzi poza ramę obrazu lub zdjęcia. Czy to tradycja malarstwa romantycznego? W Polsce tego typu fotografie wykonywał Aleksander Krzywobłocki.
 

Horst P. Horst, Dream of Venus, 1939

Erotyczne zdjęcie według kompozycji i pomysłu Salvadora Dali, nie kryje swych erotycznych aluzji, ale są one  trywialne, by nie powiedzieć puste. Udawana tajemnica zamienia się w kabaret. Już mamy blisko do Łodzi Kaliskiej.

Anna B. Bohdziewicz, Tomek Sikora i ja, Zachęta , wrzesień 2009


Spotkaliśmy się w Zachęcie, aby obejrzeć wystawę fotografów "Gazety Wyborczej", która była jednak nie do obejrzenia. Zdjęcia wisiały tak wysoko, że nie było ich widać. Wypiliśmy kawę i każdy z nas poszedł własną drogą. Moja byłą chyba najdłuższa, bo do Łodzi.


Piotr Miazga, Robal, 2010

Praca Piotra Miazgi - bardzo ciekawa realizacja z zakresu obrazu cyfrowego, w którym realność staje się nierealna. Sens zatraca się z bezsensem? Czy na tym polega rzeczywistość wirtualna. Z pewnością nie tylko, gdyż jej "kłącza" sztuki i jej idee rozrastają się nie wiadomo gdzie.

piątek, 12 listopada 2010

Nasz sukces na FIAC – Bogdan Konopka po raz wtóry…


Dotarła do mnie, i nie tylko do mnie, optymistyczna wiadomość. Na pewno bardzo istotna dla mistrza Bogdana, gdyż w tym roku był on obok Romana Opałki jedynym z nielicznych artystów polskich biorących udział w prestiżowych targach sztuki FIAC w Paryżu. Informacja ta jest także mniej budująca, gdyż w tym roku nie pojawiały się w Paryżu żadne polskie galerie! Trzeba dużo zainwestować, żeby sprzedawać klasykę sztuki modernistycznej i postmodernistycznej i Polaków niestety na to niestety nie stać! Odnotujmy innych polskich artystów biorących udział na FIAC, przede wszystkim Paulinę Ołowską, która wystawia w słynnej nowojorskiej Metro Pictures, sprzedającej prace Cindy Sherman. Z innych polskich twórców obecnych na tych prestiżowych targach wymieńmy także: Romana Opałkę, Anetę Grzeszykowską, Agnieszkę Kalinowską i Michała Budnego. Ale być może kogoś pominąłem, gdyż przeglądanie setek prac w Internecie jest nużące i jak to na targu bywa  znajdziemy praktycznie wszystko co dusza zapragnie, w każdym rodzaju i stylu, zaczynając od klasyki awangardy (Laszlo Moholy-Nagy) a kończąc na Mirosławie Bałce.

Bogdan Konopka i François Paviot na targach FIAC w Paryżu, 2010 

Bogdan Konopka napisał mi kilka dni temu istotne informacje odnośnie zamieszczonej poniżej pracy. Oto fragmenty z kilku maili: „Moja galeria pokazała tylko jedną moją fotografię styk z 8x10 cala zrobioną pięć lat temu. Zdjęcie limitowane jest do pięciu egzemplarzy. […] Na FIAC kopii sprzedało się cztery a piąta - ostatnia jest zarezerwowana. Czyli że można powiedzieć, iż poszedł cały nakład. To dość wyjątkowa sytuacja , przynajmniej w mojej karierze. Raz tylko zdarzyło mi się na targach ART Moscou pokazać w galerii GLAZ 14 (ale rożnych) fotografii i wtedy poszły wszystkie co do jednej jak leci. To było w 2008 tuż przed kryzysem”.
 
 Bogdan Konopka, Hommage  á Andy Warhol, 19.04.2005

Dlaczego ta fotografia sprzedała się w całym nakładzie. Czy potencjalni odbiorcy chcieli mieć „dwa obiekty w jednym”, czyli przypomnienie mitu Warhola w wydaniu Konopki? Być może, ale polski artysta długo pracował na swój sukces i jest rozpoznawalną postacią na mapie fotografii nie tylko francuskiej (i oczywiście polskiej), ale europejskiej. Operuje bardzo wyrazistym stylem, którego się trzyma przynajmniej od kilkunastu lat w odróżnieniu od tzw. polskich „nowych dokumentalistów”, którzy wątpią w dokument oraz poczucie stylu. 


Warto zaznaczyć, że dokument w Polsce od początku lat 80.  istnieje bez kontekstu i związków  z tzw. „nowym dokumentem” i ma się całkiem dobrze dzięki: Konopce, Andrzejowi Lechowi, Wojciechowi Zawadzkiemu i Ewie Andrzejewskiej. Był jeszcze jeden bardzo zdolny fotograf w tym zakresie – Eryk Zjeżdzałka (zm. 2008), lecz okrutny los, pozbawiał go szansy rozwoju artystycznego. Mamy też nowego fotografa w tym gronie – Katarzynę Karczmarz, która tworzy przekonywujące portrety i martwe natury. Za moment ukaże się mój tekst na ten temat w „Exitcie”.

 Etykiety wystawowe z Galerii François Paviot - Konopki i Brassaïa

Bogdan Konopka zapracował sobie na ten sukces – artystyczny i finansowy. Zachęcam do przeczytania naszego wywiadu z książki wydanej wraz z Krzysztofem Makowskim, (którego  serdecznie pozdrawiam w trudnych dla niego chwilach), pt. Słowo o fotografii (2003) oraz najnowszego wywiadu, jaki przeprowadził z Konopką Marek Grygiel w „Fototapecie”, pt. Co się widzi, a czego się nie dostrzega. Rozmowa z Bogdanem Konopką, który z pewnością zasługuje na bardziej wnikliwą analizę, ze względu na kontrowersyjne wypowiedzi obu rozmówców. 


P.s. Dziś rano, czyli 13.11.10 uświadomiłem sobie, że zapomniałem o jeszcze jedynym prawdziwym dokumentaliście, czyli fotografie z takim potencjałem. Jest nim Marcin Sudziński z Lublina - autor przejmującej ekspozycji o swym ojcu i przeczuciu zbliżającej się śmierci, pokazanej w 2010 na Fotofestiwalu w Łodzi. Oosbiście dla mnie była to najciekawsza wystawa indywidualna. Jego prace dotyczące Wisconsin Death Trip, wykonane razem z Katarzyną Majak, pokazałem także na Biennale Fotografii w Poznaniu w 2009 roku.

wtorek, 2 listopada 2010

Keymo’s Gallery of Photographs. Artystka końca epoki



Władysława, 2009


Autorka skrywająca się pod pseudonimem Keymo działa na polu fotografii portretowej, malarstwa i rysunku. Jest absolwentką ASP w Krakowie.


Ada, 2009

Pozostawmy na razie jej dokonania z zakresu tradycyjnych technik i zastanówmy się nad fotografią. Jaki uprawia styl? Dlaczego jest tak blisko fotografii mody, czego nie potrafię do końca zrozumieć. Chyba, że pragnie pokazać prawdziwe oblicze tego środowiska, jeśli jest to możliwe. Jej fotografia jest bardzo sugestywna i przypomina mi perwersyjną ekspresję w stylu Egona Schielego – wielkiego artysty ciała, który musiał zaistnieć, aby powstała twórczość Hansa Bellmera.


Asia, 2009

Bez tytułu, 2009

Jest to jednocześnie rodzaj narcystycznego fotografowania, w którym znajdziemy kilka wzajemnie uzupełniających się konwencji. Jest to trochę styl zbliżony do „lekkiego” („soft”) antyfeminizmu Helmuta Newtona. Kiedy indziej zbliża się do dokonań: Nobuyoshi Arakiego („znęcanie” się nad kobietą), ekshibicjonizmu Nan Goldin, amatorskości "prawdziwego" ujęcia Juergena Tellera. Jeszcze innym razem do surrealistki Claude Cahun, przełamującej dominujący schemat płci. Jest to także sugestywna fotografia portretowa o charakterze fetyszu, mocno erotyczna i niezwykle silnie przesiąknięta seksualnością. Niektórych widzów może odrzucać wątek sadomasochistyczny i perwersyjny. Całość wydaje się być na razie mocno eklektyczna i manieryczna, ale żyjemy w takich czasach. Czyżby była to dekadencka wersja końca pewnej epoki?


Kat, 2009



Jednak zdjęcia, szczególnie barwne, dzięki wykorzystaniu analogowych materiałów posiadają określoną temperaturę uczuciową i wielki potencjał malarskości, w tym tradycji Witolda Wojtkiewicza. Jestem pod ich wrażeniem! Wszystko to dzięki Rafałowi Piekarzowi - kuratorowi wystawy zbiorowej Pink Cube w krakowskiej Galerii Olympia, gdzie do 27.11.2010 r. można oglądać wybór 21 fotografii Keymo.


 
Sabinacity, 2009

Oto fragment maila Keymo do mnie (01.11.2010) na temat "pesymistycznej" według mnie wymowy jej prac: "Perwersja obecna w mojej fotografii nie jest pesymistyczna, to pewna estetyka ciała, która dla mnie pozostaje najciekawsza.... perwersja pozwala wydusić z ciała prawdziwe piękno, to trochę jak z owocem, trzeba go zgnieść, żeby uwolnić soki, poczuć zapach miąższ....tradycyjne akty patrzą na ciało, jakby głodny zaglądał  przez witrynę do sklepu pełnego żarcia... a ja staram się raczej wejść do sklepu i coś podpierdolić :)".


 Fashion, 2009

Mam jednak nadzieję, że ten czar szybko nie pryśnie. Ale muszę zaznaczyć, że przeszkadza mi w tych pracach pesymistyczne przesłanie. W latach 90., w podobnym „stanie” wizualnym powstawały zdjęcia Sławka Beliny, który praktycznie przestał już tworzyć. Czasami stać go tylko na żart. Ale to za mało, aby na dłużej przetrwać w ludzkiej pamięci!


 Martine, 2009

czwartek, 28 października 2010

Pożegnania i nowe znajomości. Portal http://o.pl/


Zbliża się 1 listopada - czas wspomnień o tych, którzy odeszli. O najbliższych i wciąż o Eryku.


Właśnie tak się stało, że definitywnie pożegnałem się z "Kwartalnikiem Fotografia" (nr 34) publikując tekst Czym jest i może być "archetyp fotografii"?, który nie jest recenzją z własnej ekspozycji z Gdańska, ale namysłem krytyczno-teoretycznym nad psychologicznym statusem twórczości. Nie odpowiada mi obecny program magazynu, zarówno większość publikowanych zdjęć, jak i tekstów o nich. Być może zgodnie z zasadą "wiecznego powrotu" kiedyś jeszcze coś napiszę dla "KF". Kiedyś, dokładnie w 2002 roku, pożegnam się już z pismem "Format".

Z periodykiem "Kwartalnik Fotografia" związany byłem od samego początku, czyli od 2000 roku, kiedy pismo prowadził Zbyszek Tomaszczuk, a potem Eryk Zjeżdżałka. I był to świetny okres, gdy promowano nie tylko polską (np. Magda Hueckel, Sylwia Kowalczyk czy Andrzej Dudek-Dürer), ale i zachodnią fotografię (np. Miroslav Tichy, Diane Ducruet). Od numeru 35. nie będzie mnie już wśród współpracowników pisma. Szkoda, ale nie uczestniczę w zjawiskach, których nie akceptuję, gdyż szanuję swoje nazwisko. Zresztą, mam zupełnie inną wizję fotografii i jej relacji w kulturze artystycznej.

Jednocześnie rozpocząłem współpracę z krakowskim portalem o kulturze http://o.pl/, prowadzonym z sukcesem przez Mikołaja Dunikowskiego. Opublikowałem tam tekst o świetnej łódzkiej wystawie intermedialnej Roberta Morrisa pt. Robert Morris nie tylko w wersji minimal-artu. Zwracam uwagę na jego znakomite filmy o charakterze performance, strukturalnym, w tym lingwistycznym. Zamieściłem także artykuł o bardzo ważnej kolekcji fotografii Cezarego Pieczyńskiego i ekspozycji w PGS w Sopocie w nowej siedzibie pt. Oh no, not sex and death again, która pokazała wiele światowych prac, w tym takich autorów, jak: Thomas Ruff, Nan Goldin, Jan Saudek czy Ewa Świdzińska i Magda Hueckel, która wyrosła na bardzo ważną osobowość dla polskiej fotografii z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, a w jej generacji wiekowej - najważniejszą. I wcale nie rzucam słów na wiatr! Jej twórczość obserwuję od roku 2003.

Oczywiście są inne wartościowe postaci, których nie ma w kolekcji Galerii Piekary, jak: Magdalena Samborska, Katarzyna Karczmarz czy Keymo, odkryta przez Rafała Piekarza i pokazywana obecnie na wystawie w galerii Olympia w Krakowie, o czym napiszę niedługo na blogu.


Keymo, Bez tytułu, 2010 

Niedawno na wspomnianym portalu www.o.pl zamieściłem tekst pt. Konceptualizm. Medium fotograficzne, poświęcony ważnej ekspozycji historycznej, przygotowanej przez Marikę Kuźmicz w ramach Fokus Biennale w Łodzi,  prezentującej doświadczenia i kontynuacje polskiego konceptualizmu w fotografii. Mogliśmy zobaczyć i ocenić np. prace Wiesława Hudona i skonfrontować je z bardziej znanymi Andrzeja Lachowicza czy Zbigniewa Dłubaka. Ekspozycji towarzyszy dobrze opracowany katalog, który z pewnością posłuży do kolejnych analiz, gdyż jak na razie poza moją recenzją, nie znam żadnej innej. Dlaczego nikt inny nie napisał do tej pory analizy z tak dużej wystawy? Nie wiem, ale myślę, że się jeszcze pojawią, gdyż ekspozycja na to zasługiwała.

Pożegnania i  nowe znajomości, a nawet przyjaźnie. Życie w całej swej okazałości, choć skryte i ledwo widoczne - jak poranna mgła za oknem. Pożegnania dotyczą także słowa drukowanego na papierze, który ma swój zapach i miękkość. Odchodzi on powoli w zapomnienie, choć nie do końca, jak fotografia analogowa(!), przegrywając konkurencję z internetem i e-bookami. Cywilizacja nasza jest i będzie cyfrowa, czy chcemy tego czy nie. Jednym z jej proroków był Andreas Müller-Pohle  - niemiecki teoretyk i w mniejszym stopniu artysta, posługujący się fotografią.

czwartek, 21 października 2010

Trochę historii. Czyli jeszcze raz o moim blogu

Dziś, czyli w wietrzny dzień 21.10.2010 roku przypadkowo, jeśli przypadek istnieje, bo wcale tego nie jestem pewien, przeczytałem blog http://dagmarella.blog.onet.pl, gdzie znalazłem miłe dla mnie refleksje po zakończonym dawno konkursie na Blog Roku zorganizowanym przez portal Onetu. Oto interesujący fragment z tekstu (posta) Blog Roku 2009 (12.02.2010): "Konkurs za nami ;) Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tegorocznym zwycięzcą - jest nim bardzo dobry blog literacki: http://zimno.blog.pl/ Wpadł mi w oko już wcześniej, kiedy drogą sms-ową znalazł się w dziesiątce i z tejże dziesiątki wyraźnie się wyróżniał, choć, mimo że wielu narzekało na poziom, dało się znaleźć sporo dobrych blogów. Najbardziej z literackich wyróżniały się też moim zdaniem: Coryllus  http://coryllus.salon24.pl/  i Refleks http://refleksje-wspomnienia.blog.onet.pl/.  W kategorii kultura nagrodę zdobył interesujący i profesjonalny blog filmowy Michała Oleszczyka http://michaloleszczyk.blogspot.com/, chociaż nie mniej ciekawy był http://www.jureckifoto.blogspot.com/. Sama w wolnej chwili na pewno będę odwiedzać te blogi. Trochę rozczarowała mnie kategoria "Ja i moje życie". Nie żeby wytypowani przez jury byli słabi, natomiast prawda brutalna jest taka, że "zwykłym" ludziom, którzy piszą o swoim zwyczajnym życiu ciężko jest startować w jednej kategorii z ludźmi piszącymi o chorobach. Spośród kilku interesujących blogów, w finale znalazły się trzy blogi o chorobach. Owszem, wartościowe, ale pominięto moim zdaniem rewelacyjny i fascynujący blog http://chatamagoda.blogspot.com/, o życiu w Bieszczadach, z intrygującymi zdjęciami i wcale nie gorszym tekstem". 

Zgadzam się, że  z wielu podobnych konkursów właśnie ten jest najbardziej prestiżowy, choć przyznane nagrody dotyczą głownie problemów nieszczęścia, epatowania(?) chorobą. Czy tak powinno być? Jak porównać sprawy nieporównywalne, czyli zagadnienia fotografii czy kultury z blogiem politycznym pani prof. Joanny Senyszyn? Nie da się tego zrobić, gdyż polityka dominuje nad refleksją typu kulturalnego, choć w perspektywie czasowej może być zupełnie odwrotnie. Nazwisko Czesław Miłosz mówi nam dużo więcej niż np. Józef Tejchma czy inny Józef - Cyrankiewicz. I bardzo dobrze! 

Niedawno, w ubiegłym miesiącu, miało miejsce 25-tysieczne wejście na mój blog istniejący od końca 2008 roku, adresowany do określonego typu czytelników zainteresowanych głównie tzw. "sztuką wysoką" ("high art"), gdyż tylko taka mnie interesuje. Nie piszę i nigdy nie będę snuł swych refleksji o komiksie, designie, modzie, bo szkoda mi na to czasu. Zmieniłem także formułę mojej refleksji na bardziej teoretyczną oraz staram się uprawniać "krytykę pozytywną", polegającą na nie atakowaniu swych potencjalnych przeciwników. Staram się uprawiać inny typ krytyki niż blog The Krasnals czy detektywistyczny Galerii Browarnej. Szczególnie blog Krasnali zaczyna mnie nużyć...

Będę poszukiwał nowych i pomijanych ciekawych artystów, nie tylko z kręgu polskiej fotografii i wideo, ale także europejskiej. W tym celu wybieram się na Miesiąc fotografii do Bratysławy.

p.s. Niestety cytowany przez mnie blog został skasowany! W internecie są tylko kopie niektórych wpisów. 

środa, 20 października 2010

"Duma" (2010) Tomasza Adama Fularskiego


O pracach studenta fotografii WSSiP w Łodzi Tomasza Adama Fularskiego pisałem już na blogu przy okazji jego wystawy w Łódzkim Towarzystwie Fotograficznym w 2009. Jego talent rozwija się w sposób zaskakujący! Oczywiście w polskich pismach fotograficznych czy na portalach nie zobaczymy jego dokonań, ani nie dowiemy się o dużym sukcesie artystycznym, o czym za chwilę. Dowiemy się za to o kolejnej wystawie fotografii szkoły filmowej, nawet realizowanej na płocie, lub zobaczymy kolejną płytę DVD ze zdjęciami absolwentów ASP w Poznaniu. Ilość wykonywanych i prezentowanych prac najczęściej nie przekłada się na jakość. 


Duma, 2010




Oto fragment maila z października 2010 Tomasza Fularskiego do mnie: „W sierpniu bieżącego roku ogłoszone zostały wyniki w odbywającym się w USA międzynarodowym konkursie fotograficznym "International Photography Awards" (IPA). W tym roku do IPA zgłoszono ponad 15 tysięcy fotografii ze 103 krajów świata. Honorowe wyróżnienie w kategorii “Fine Art” otrzymały moje – jeszcze nigdzie nie wystawiane – prace z cyklu Duma.”. Sądząc po składzie jury można ryzykować, że jest to poważny konkurs.

Duma, 2010

Jak rozpatrywać te niebanalne i wybijające się na tle modnego „nowego dokumentu” prace?
1.      W bardzo świadomy sposób artysta zbliża się do nowej koncepcji fotografii i eksploruje problem rzeźby czy - precyzując - obiektu przestrzennego w typie prac Edwarda Łazikowskiego. Kolejnym etapem jest wykonanie przed kamerą fotograficzną rodzaju performance, w którym odkrywa swą nagość i pragnie dokonać transformacji własnej osoby i natury a nawet uczynić z niej Boga(?) Myślenie romantyczne przekłada się tu na oryginalną i indywidualną formę.

  1. To przykład inscenizacji, ale odwołuje się w przemyślany sposób do zdjęć amatorskich wykonywanych przez strażników amerykańskich w więzieniu Abu Ghraib w Iraku. W tych pracach Fularski mówi także o swym zniewoleniu fotografią i sztuką, dla której konstruuje i buduje ołtarz!

  1. Efekt pracy jest bardzo zgrafizowany, przybliża się do kategorii akwatinty, przez co artysta pragnie odróżnić się od nijakości standardowych wydruków. Ale co do materii tych prac mam pewne wątpliwości, gdyż chcąc niechcąc wracamy do formy piktorialnej z końca XIX wieku i do twórczości o tradycji akademickiej, od której, co warto zaznaczyć, „uciekł” wspomniany Łazikowski – wybitny, lecz niestety zapomniany artysta.

Duma, 2010



I jeszcze jeden fragment maila Fularskiego do mnie (19.10.2010): „A co do występujących na zdjęciach "konstrukcji", to fotografia jest dla nich najważniejszą formą życia. Choć ich przygotowaniu poświęcam często bardzo wiele dni, a nawet tygodni, wszystkie one zaistniały tylko po to, by dalej żyły na fotografiach. Są więc równie "ulotne", jak cała inscenizacja. Pozostaje tylko fotografia.”

Duma, 2010

p.s. Eksponowanie prac na płocie szkoły czy galerii świadczy o braku poszanowania dla fotografii, które narażone są na uszkodzenie, jeśli nie unicestwienie.

Duma, 2010