Szukaj na tym blogu

sobota, 25 grudnia 2010

Święta - czas miłości i zadumy

Po co są święta? Poniżej zamieszczam  refleksję artysty, który ideowo jest mi bliski i wyjaśnia to precyzyjnie i dobitnie.

Bo miłość to esencja Bożego Narodzenia - gdy poświęcamy uwagę i czas rodzinie, przyjaciołom a nawet nieznajomym. Czy wiesz, jaki najlepszy prezent mógłbyś sprawić Solenizantowi dzisiejszego Święta? Znajdź czas na miłość. Ciesz się dekoracjami, pysznymi potrawami, prezentami, ale nie pozwól, aby to wszystko przyćmiło najważniejszą rzecz, która przetrwa Święta, przyszły rok i całe nasze życie - MIŁOŚĆ!

Wacław Ropiecki

Prezentowane poniżej zdjęcia poświadczają o własnej drodze twórczej i określonym stylu, który w dalszym ciągu jest podstawowym wyróżnikiem, tego co nazywamy artystycznością, mającej jednak wiele różnych oblicz i odcieni. Czy to pojęcie "sztuka" zmieniło się przez tysiąclecia? Oczywiście jest stale modyfikowane, ale tkwi w swym podstawowym określeniu od kilkudziesięciu tysięcy lat.


 Witold Krymrys

Z wielu życzeń/kartek zamieszczam te, które są ciekawe  zwłaszcza dla pojęcia fotografii, o niej głównie jest w końcu mój blog.

Stanisław Kulawiak

Grzegorz Jarmocewcz


Brygida i Ir Kulik


Leszek Żurek


Andrzej Różycki


 Reiner Riedler


Środkowoeuropejski Dom Fotografii w Bratysławie (fot. Šimon Kliman)


   Sylvia Francová  

 Josef Moucha, Belgrad, 1991


 Choinka, Teresa Gierzyńska


Świt, 22.12.10, godzina 7 rano, fot. Krzysztof Jurecki


Andrzej Dudek Dürer

środa, 22 grudnia 2010

"Homoformy" Magdaleny Jemielity. Dyplom z fotografii na ASP w Gdańsku (5)



Gdy pierwszy obejrzałem prace dyplomowe Magdaleny Jemielity miałem wątpliwości dotyczące powtarzalności formy, tak dobrze znanej z twórczości fotograficzno-filmowej surrealizmu, serigrafii Romana Cieślewicza i kilku jeszcze innych twórców, działających także obecnie.


  


Ale kiedy zajrzałem do "wnętrza" realizacji pani Magdaleny zobaczyłem, że osiągnęła ona równorzędną formę, za każdym razem sugerującą inny wymiar. Na przykład pierwsze zdjęcie (powyżej) przypomina mi o Man Rayu i jego Człowieku żabie - znanej surrealistycznej fotografii. Bardzo ciekawa jest druga realizacja, znajdująca się między rzeźbami Henry Moore'a a dokumentowaniem swej starości aż do końca swego życia przez Johna Coplansa! Bycie "pomiędzy" może okazać się bardzo twórcze nie tylko dla młodych artystów.




Trzecia praca jest tak naprawdę bliska obiektom surrealistycznym, zaczynając od Man Raya, a kończąc na kadrach z filmu Waleriana Borowczyka Dom. Wiele z tych prac zrealizowanych przez M. Jemielity wyrasta z zainteresowań filmem awangardowym, w jego animowanej odmianie. Stąd moje odwołanie do jednej sceny z filmu Borowczyka. Na ten temat autorka napisała pracę pt. Fotografia jako medium ekspresji w polskim filmie animowanym. Prace poniżej, o czym nie wie autorka, kontynuują dokonania z lat 90. Tomasza Komorowskiego z Łodzi, który po bardzo ciekawym początku, nie wytrwał przy tego typu surrealistycznych analizach. Zabrakło mu autentycznej idei, podtrzymującej dłuższe istnienie tych prac. Ten sam problem pojawi się w twórczości gdańskiej absolwentki ASP. 







Inna praca, pokazana poniżej, przywodzi na myśl erotyzm czy nawet sztukę feministyczną. W przyszłości, gdyby autorka chciała rozwijać ten cykl, należałoby skupić się na jednej formie i ją eksplorować. Chyba, że prace podporządkowane zostaną strukturze filmowej, wtedy różnorodność będzie ich siłą, wspomagającą medium filmowe czy wideo. Zobaczymy! 


Dyplom obroniony w Pracowni Fotografii Medialnej Witolda Węgrzyna.

wtorek, 21 grudnia 2010

"Plaża" Andrzeja Leśniewskiego. Dyplom z fotografii (ASP w Gdańsku, (4))




Czy tylko kobiety studiują na ASP? Oczywiście że nie, dowodem na męskość fotografii jest trochę kobiecy w nastroju dyplom Andrzeja Leśniewskiego, z aurą tajemniczości, intymności i skrytego erotyzmu, umiejętnie połączonych z krajobrazami natury za pomocą techniki montażu. Autor korzystał z aparatu cyfrowego, ale swoim wydrukom nadał charakter fotografii analogowej, sprowadzając jej walory do czerni i bieli i efektu tzw. ziarna. W ten sposób na całym świecie obraz cyfrowy próbuje anektować dawną estetykę i tradycję artystyczną. Czy to się może udać? Nie do końca. Nie wszystko można imitować! Nie każdy rodzaj fotografii "można przełożyć na cyfrę". Należny o tym prostym fakcie pamiętać.


W przypadku pracy teoretycznej A. Leśniewskiego Zdjęcia Oliviera Toscaniego w reklamie Benettona nastąpiło całkowite rozminięcie się pomiędzy zdjęciami absolwenta z gdańskiej ASP a przesłaniem ideowym słynnego włoskiego artysty, któremu Leśniewski zbyt zaufał. Według mnie np. nie powinno się stosować w reklamie wizerunków ludzi umierających, nawet jeśli wszystko jest w zgodzie z literą prawa. Prawo do godnej i intymnej śmierci powinien mieć każdy, także osoby niewierzące.  Ale w dzisiejszym bardzo pogmatwanym i nieludzkim świecie handluje się wszystkim, także obrazami śmierci!









Zdjęcia A. Leśniewskiego przypominają swym klimatem prace kilku artystów. Postrzegam w nich estetykę Edwarda Hartwiga, Staszka Wosia, Pawła Żaka, także archetypiczne kamienie rodem z niedocenianej twórczości Zygmunta Rytki. O czym są te fotografie? O kobiecie, która jednoczy się naturą i jest jej istotą. Temat romantyczny, ale jakże trudny do realizacji, gdyż łatwo stworzyć prace przesadnie "ładne". Są to także realizacje badające perspektywę widzenia obserwatora, który musi się zastanowić czy postrzegany kształt na pewno jest wyobrażeniem człowieka.




Dlaczego lubię te realizacje? Posiadają w sobie dużo  tajemnicy i nieokreśloności, przy wszystkim aspektach, jakie naszkicowałem. W sztuce zawsze chodziło i w dalszym ciągu chodzi o penetrowanie tajemniczy, i tym różni się od rozrywki i kultury popularnej.






Promotor dyplomu: st.wykł. Witold Węgrzyn
Praca wykonana w Pracowni Fotografii Medialnej

poniedziałek, 20 grudnia 2010

"Drobne wariacje na temat drobiu" Alicji Kondrackiej, dyplom z fotografii na ASP w Gdańsku (3)

W czym tkwi istota dobrego dyplomu z fotografii na wyższej uczelni artystycznej, np. ASP? Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w odpowiednim przygotowaniu teoretycznym, które znajdzie swą materializację w pracy praktycznej. Tak na ASP w Gdańsku między 1997 a 2010 rokiem nauczano fotografii dzięki starszemu wykładowcy Witoldowi Węgrzynowi. Widziałem wiele świetnych dyplomów z pracowni prof. Grzegorza Przyborka, ale ich adepci znikają w mroku historii. Dlaczego? Może kiedyś o tym napiszę.







Przyjrzymy się kolejnemu dyplomowi Alicji Kondrackiej, który pod względem znajdowania (nie poszukiwania) nowej formy artystycznej był najciekawszy. Było to duże zaskoczenie, także dla mnie.  A. Kondracka jest także znaną na wybrzeżu modelką. Ten atut wykorzystała w swej pracy praktycznej, która była odwołaniem do body-artu, performancu i... fotografii reklamowej, której liderem i patronem duchowym jest Oliviero Toscani. Jedna z prac Kondrackiej przedstawiała "naszyjnik" wykonany z kurzego serca, celowo skontrastowany z kobiecymi piersiami. Ułudne piękno i realne piękno skrycie ze sobą rywalizowały w surrealistycznym stylu, opierającym się na zderzaniu dwóch form cielesności! Była to jednak trudna praca do zaakceptowania przez mój wewnętrzny "aparat moralny", gdyż generalnie jestem przeciwnikiem korzystania z tzw. mięsności" twórczości, propagowanej m.in. przez akcjonistów wiedeńskich, a w Polsce w latach 80. i 90. Grzegorza Klamana i Jadwigę Sawicką.




Autorka posłużyła się skórą  drobiu, z której modelowała rękawiczki, maskę na twarzy, eleganckie buty, etc. Trzeba mieć w sobie dużo odwagi i przekonania, aby wykonać takie realizacje i nadać im odpowiednią estetyczną formą. A. Kondrackiej udało się do znakomicie. Niektórzy pytali, jakie prace artystka wykona w przyszłości, gdyż te były już bardzo transgresyjne.



Proszę spojrzeć na wieniec/kapelusz, tak naprawdę upiorny w swym przesłaniu, a jednak piękny. Wyraża on najnowsze tendencje zacierające dawne  dystynkcje pomiędzy "pięknem" i "dobrem", przesuwając znaczenia w innym kierunku, związanym ze złem czy ukrytą brzydotą.  Jest to proces widoczny w całej kulturze wizualnej od końca XX wieku do teraz, aby wymienić tylko zdjęcia: Andresa Serrano czy Roberta  Mapplethorpe'a.




A. Kondracka napisała bardzo ciekawą pracę teoretyczną pt. Fotografia - lekarstwo, narkotyk czy trucizna? Analiza twórczości Diane Arbus, w której stwierdziła m.in.: "Najczęściej można się spotkać z poglądem, że śmierć Arbus była efektem przegranej walki z samym sobą. Czy oby na pewno? Pojawiły się opinie, że to właśnie samobójstwo nadało sens twórczości, ale również i życiu artystki." (s. 13).




Promotorami tego niezwykłego dyplomu byli: st.wykł. W.Węgrzyn i dr hab. J. Okrassa. Czy będzie to najlepszy dyplom z fotografii w roku 2010 w Polsce? Oczywiście jeśli odbędzie się taki konkurs, który przygotuje Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu i ten dyplom zostanie do niego zgłoszony. Pani Alicjo, proszę startować! Warto.

 Obrona

sobota, 18 grudnia 2010

Paulina Terendy "Autoportrety - konfabulacje", dyplom z fotografii na ASP w Gdańsku (2)





Drugi z prezentowanych przez mnie dyplomów - Pauliny Terendy - obroniony został na ASP w Gdańsku, 12.12.2010, w Pracowni Fotografii Medialnej Witolda Węgrzyna.






Paulina Terendy podjęła popularny w fotografii, a także w takich tendencjach jak performance, body-art  fakt przywdziewania "maski", zmiany swej osobowości, także płci na rzecz transseksulaności, określanej teraz mianem "queer". Sfotografowała siebie w różnych nierealnych sytuacjach, które jednak mogły się w dalszej perspektywie czasowej (i życiowej) zdarzyć, jak to opowiedziała na obronie dyplomu licencjackiego autorka. W rezultacie powstały bardzo ciekawe inscenizacje, o charakterze "nowego dokumentu", świadomie tylko zrealizowane w czerni i bieli. Autorka operowała w nich grą aktorską, przywdziewała określone maski, tworząc kolejne plany o niespełnionym życiu i polskiej rzeczywistości.







W swej pracy teoretycznej napisanej pod moim kierunkiem pt. Maski, poszukiwania innej tożsamości autorka stwierdziła (s. 30): "Im częściej zakładana jest maska, im więcej charakterów ujawnia,  tym bardziej możemy określić o co tak naprawdę postuluje artysta: czasem jest to napiętnowanie różnego rodzaju dyskryminacji (kobiet: Sherman, Cahun; transseksualnej: Cahun, Osika), czasem jest to batalia o normalny sposób traktowania (bez względu na kalectwo - Toulouse-Lautrec). Inni artyści, okazuje się, byli czy są uzależnieni od fotografowania siebie, co dawało im (i daje) poczucie bezpieczeństwa, zrozumienia rzeczywistości i świata (Witkacy, Pepe).






Na temat obronionej pracy autorka napisała do mnie 13.12.10: "Z perspektywy czasu (bo w końcu minął już 1 dzień :) muszę przyznać, że kilka rzeczy w swoim dyplomie zmieniłabym i nie jestem w pełni z niego zadowolona :( . Myślałam wcześniej o pełnych cyklach tematycznych, by jedną odsłonę pokazać w kilku zdjęciach i stworzyć z tego fabułę, albo przynajmniej dłuższą historię, no cóż, popracuję na tym w przyszłości [...]."  To dobrze świadczy o P. Terendy, gdyż z dystansu potrafi spojrzeć na swoją niewielką ekspozycję, którą można było pokazać w inny sposób. Ale i tak była to bardzo ciekawa realizacja.








W ten sposób zainteresowania historią fotografii spełniły się we własnym wyimaginowanym, choć częściowo realnym życiu. Sprzeczność? Być może, ale na tym też polega działalność artystyczna.

piątek, 17 grudnia 2010

Gabriela Huk "RE: shaped, 2010" (ASP Gdańsk, dyplom z fotografii (1))



Gabriela Huk dysponuje wyjątkową wiedzą teoretyczną na temat fotografii i języka, co potwierdziła w pracy teoretycznej  pt. Fotografia a język. Studium z semiotyki fotografii, która mogłaby być obroniona na jakimś uniwersytecie i to niekoniecznie w Polsce. Być może tak się stanie! A to fragment z jej rozważań: "Można zatem powiedzieć, że fotografię charakteryzuje estetyka fragmentarności. Jej metaforyczne znaczenie objawia się dopiero po oddzieleniu od referencji, tak, aby element znaczący i znaczony pozostawały ze sobą w arbitralnym związku. W tym sensie można uznać, że fotografia jest rodzajem języka, który za pomocą obrazów przekazuje pewien sposób widzenia świata, a nie jak to często sądzono, rzetelne informacje o przedstawianym przedmiocie".








Fotografie te są o silnym wyrazie i znaczeniu feministycznym. Autorka nie bała się pokazać swej nagości, ale uniknęła powtarzalności i zdecydowanie przekroczyła estetykę "glamour", tworząc prace świadomie nostalgicznie. Swe ciało zanalizowała w sposób przede wszystkim strukturalny za pomocą znaków, a jednocześnie także symboliczny, dzięki powstałym znaczeniem, które odwołują się do tajemnicy życia, niż ikonografii religijnej.






Oczywiście G. Huk posiada świadomość, że nawiązała m.in. do twórczości Natalii LL z lat 80. i 90., kiedy twarz wrocławskiej artystki uzupełniana była bardziej graficznymi i malarskimi znaczeniami o charakterze obrazu egzystencjalnego, czy nawet parareligijnego.








Czego nadaje tym pracom strukturalny znak i jaki jest podstawowe znaczenie tego zestawu? Gabriela Huk tak napisała dziś do mnie w mailu na ten temat: "Tytuł może być rozumiany dwojako:
RE: shaped jako 'regarding shaped', czyli "odnośnie/ dotyczy kształtowania"
RE: shaped czytany łącznie - 'reshaped', czyli "kształtowany na nowo"
samo słowo "shape" odnosi się w jęz. angielskim zarówno do figur geometrycznych jak i do kobiecego ciała".


A na temat swej działalności pisała w następujący i dojrzały sposób: "Problemy, które w niej poruszam wydają mi się uniwersalne i choć nie ukrywam, że moje własne doświadczenie legło u podstaw tych prac to "pokazanie nagości" nie było celem samym w sobie. Tak jak napomknęłam tłumacząc tytuł serii, starałam się poruszyć problem wpływu kultury/ cywilizacji na kształtowanie jednostki oraz zastanowić się nad miejscem kobiety w skodyfikowanym przez normy kulturowe świecie. Wykorzystując pozy klasycznego aktu kobiecego chciałam wskazać na zmianę, która zaszła w ciągu ostatnich dziesięcioleci: kobieta jest już nie tylko przedmiotem sztuki, lecz coraz częściej także jej podmiotem. "








W sensie poszukiwania nowej formy o znaczeniu erotycznym, co jest bardzo trudnym wyzwaniem, zdjęcie powyżej jest dla mnie najciekawsze, gdyż praca jest feministyczna, odważna a w zastosowanym w  niej rytmie rysunku, opartego na trójkącie, wypada bardzo przekonywująco.






Tak opisywany dyplom wyglądał w całej okazałości.



Zdzisław Beksiński, [bez tytułu], ok. 1957

Gabriela Huk w wyjątkowy sposób nawiązała do klasyki fotografii światowej, np. do Man Raya,  sztuki feministycznej, a także do polskiej, o czym zaświadcza akt Z. Beksińskiego, który dla kolejnych pokoleń będzie niezastąpionym odwołaniem. W pracy twórczej ważne jest przekroczenie obowiązujących wzorców i kanonów lub ich twórcza ich kontynuacja. W dyplomie G. Huk mamy i jedno i drugie. Jest to wybitny dyplom!



poniedziałek, 13 grudnia 2010

"Ogólna teoria jesieni" Tomasza Sobieraja

Dla miłośników sztuk pięknych w wersji klasycznej lecz o lekko erotycznej wykładni, i dla tych, którzy poszukują odpowiedzi na najbardziej istotne pytanie „czym jest i jak wyraża się sztuka” polecam niewielką książkę Tomasza Sobieraja (wyd. Editions sur Ner, 2010). Jest  nieznanym w Łodzi, choć tu mieszka, interesującym fotografem. Jego prace z serii Kolosalna morda miasta  czekają na dogłębną analizę.

Nie jest to łatwa lektura, a autor prowadzi nas przez swe wyimaginowane i zarazem realne życie dając wyraz swym fascynacjom literackim i wcale nie mniejszym plastycznym oraz fotograficznym. Początkowo myślałem, że czytam epigona Skamandrytów, ale szczególnie dwa rozdziały wyprowadziły mnie z błędu. Chyba do końca życia będę pamiętał walkę z Goliatem tygrysim z rozdziału Kongo i dziedziniec z ludzkich czaszek (jakże smutna metafora historii ludzkości) w surrealistycznym rozdziale Obłęd księcia Ventoux.

Jakże wyrafinowanym i soczystym językiem potrafi operować Tomasz Sobieraj! Niezwykle trafnie umie okiełznać swe uczucia, przemyślenia i nostalgiczną, choć wywodzącą się z idealizmu refleksję o powolnym przemijaniu. Jest wyrafinowanym estetą, który niczym duchy wywołuje swych ulubionych autorów, m.in. Josepha Conrada, Witkacego czy Goethego. (Ja także uwielbiam Jądro ciemności!).

A dla miłośników refleksji fotograficznej przytoczę krótki fragment ze strony 33. z rozdziału FED: „Materia jest pamiętliwa, wierzył w to mocno. Również tak zwana materia nieożywiona – bo jej martwota jest tylko pozorem, a to, że trwamy w naiwnym przekonaniu o jej bezduszności i stanie absolutnej śmierci, jest tylko dowodem naszej intelektualnej niemocy […] i niezrozumienia, że życie może przybierać formy pozabiologiczne”.

Do tej pachnącej kolorami pór roku książki będę jeszcze powracał, gdyż w przeciwieństwie do słynnej, ale nieużytecznej dla mnie prozy Doroty Masłowskiej, pozycja Tomasza ma bardzo wiele znaczeń i autentycznej refleksji filozoficznej.






środa, 8 grudnia 2010

Bajki z mchu i paproci. Wywiad z Józefem Robakowskim ("GW" [Łódź] 18.11.2010)

Artyści, nie tylko megalomani, lubią opowiadać bajki. Wybierają sobie do tego krytyków i dziennikarzy, którzy nie znają się na opowiadanej historii, aby uniknąć tzw. niezręcznych czy trudnych pytań. Taką kolejną bajkę, którą słyszę od lat 80. XX wieku o braku cenzury, geniuszu artystycznym, czy o tym, że Wojciech Weiss chronił przed realizmem socjalistycznym (choć tworzył w tej konwencji!) upubliczniła "Gazeta Wyborcza" w Łodzi. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że w bajkach owych nie ma ani fragmentu o filozofii sztuki, teorii artystycznej, są za to dykteryjki i anegdoty, wielokrotnie już publikowane w wielu "niezależnych" wywiadach. Pisałem już na ten omijany dalekim łukiem przez krytykę temat w  artykule Teksty Józefa Robakowskiego o...? (1995) i w Bezczelnym komforcie bycia.

Czemu służy bajka? Wzmocnieniu mitu m.in. o latarkach, o artystach-przestępach, o "rozwaleniu nadętego malarstwa". To promocja kolekcji Galerii Wymiany, która co kilka lat jest pokazywana pod różnymi nazwami. 

Tylko dlaczego zabrakło na tej ekspozycji prac Małgorzaty Potockiej i Barbary Konopki, które prowadziły tę galerię przez długie lata? Pamiętam jeszcze wystąpienia Józefa Robakowskiego, kiedy przedstawiał M. Potocką, jako jedną z najważniejszych artystek Kultury Zrzuty (np. Nurt intelektualny w sztuce polskiej po II wojnie światowej, BWA Lublin 1984). Dlaczego nie reprezentuje już ona historycznej zrzuty na wystawie w Atlasie Sztuki? Zresztą i ta galeria uprawia "real polityk" publikując następujące słowa: "W 2008 roku zrealizowaliśmy w naszej przestrzeni wystawienniczej indywidualną wystawę artysty zatytułowaną Manifest energetyczny, zaś w ubiegłym roku Józef Robakowski przygotował wystawę zbiorową KOLEKCJA ZDARZEŃ, sztuka istnieje poza obrazem… prezentującą fragment kolekcji Dariusza Bieńkowskiego. Obie ekspozycje zebrały świetne recenzje".  Powiem tylko, że nie zgodzę się z powyższą opinię i ekspozycja Manifest energetyczny była jedną z najmniej udanych w kilkuletniej historii Atlasa Sztuki. 

A teraz najbardziej zajmujące fragmenty bajki prof. Józefa Robakowskiego z "GW", (numery kolejnych fragmentów "bajek" dodane zostały przez mnie subiektywnie):

1. Ruch studencki wbrew pozorom nie był obserwowany przez władzę
2. - Kiedyś na pochodzie w Toruniu wszyscy krzyczeli: "Niech żyje Gomułka". Ja krzyczałem: "Niech żyje Kowalski" i reszta też to powtarzała! 
3. Panie Józefie, dowiedziałem się, że byliście nielegalnie we Włoszech, pokazywaliście szkolne filmy, których my nie znamy!". O Polańskim: "Jakim prawem pan jakiegoś Żyda chwali!". Tłumaczyłem, że to wybitny filmowiec, że "Nóż w wodzie" musi każdy obejrzeć. W 1975 r. rozwiązano nam grupę. [WFF istniał do ok. 19977 przypis K.J.]
4.   Robiliśmy wystawy 1 kwietnia, kiedy wszystko było wolno takim chłopakom dzieciakom. 
[Czy studenci to dzieci, w pewnym sensie tak!] 
5. Ale ile było krzyku pani kustosz Urszuli Czartoryskiej: "Jak można tak zniweczyć fotografię!" - lamentowała. - "Powinna być pięknie oprawiona, w muzeum pokazywana".[Ciekawe, że J. Robakowski atakuje także osoby nieżyjące, kiedyś także prof. Piotra Krakowskiego. Dlaczego takich słów nie powiedział, kiedy żyła U. Czartoryska?]

Ale wielu czytelników, czytaj odbiorców tej skomplikowanej sztuki i gmatwaniny rożnych poglądów nie daje się nabrać na niezbyt mądre bajki. Zacytuję kilka sensownych wpisów z forum "GW" na temat sygnalizowanego wywiadu:

 Autor: wirusx, 18.11.10, 19:27
"Oj, panie Robakowski, skoro jest pan taki osobny i sarkastyczny to dlaczego jest pan ... profesorem? Przecież to chyba sprzeczne z pańskim życiowym credo? Albo się kontestuje naprawdę, albo akceptuje "drobnomieszczańską" ścieżkę naukowej kariery, żeby być wiarygodnymNo, chyba że jest pan hipokrytą, jak wielu kontestujących nonkonformistów.
Gdyby pan rzeczywiście był groźny czy nawet upierdliwy dla władzy opowiadałby pan w tym wywiadzie jak pana gnębiła - ale pan ją tylko szczeniacko poszczypywał. Pan z niej drwił a ona pana i takich jak pan najzwyczajniej w świecie olewała. Kłopoty mieli ci, których sztuka mogła mieć rzeczywisty wpływ na masy, choćby tak z niechęcią przez pana przywołani Kieślowski czy Wajda - ale to zrozumiałe: siedzieli u władzy na garnuszku więc musieli iść na kompromisy. A takim niszowcom - offowcom jak członkowie Warsztatu Formy nikt niczego nie zarzucał bo was nie było widać poza kręgiem krewnych i znajomych królika...
Ruch studencki wbrew pozorom nie był obserwowany przez władzę.
Czyżby? Wbrew pozorom był, bo władzę bardzo interesowało czym skorupka za młodu nasiąka. Znam takich ludzi z śwczesnego ruchu studenckiego, którzy doskonale pamiętają jak cenzorzy czepiali się każdej podejrzanej dupereli, choćby w spektaklach teatrzyków studenckich."

Autor: Gość: Max IP:  19.11.10, 15:10 [zachowana oryginalna pisownia - K.J.]
"No coz... Nie sposob nie docenic obecnosci I aktywnosci profesora Robakowskiego w lodzkim swiecie artystycznym. Czytajac jednak tekst wywiadu odnosze wrazenie, ze przemyslenia sa powierzchowne, a chuliganstwo artystyczne pozorne I bez znaczenia. Odbiorcy maja prawo oczekiwac od artysty , ktory osiagnol zaawansowana dojrzalosc, wazkich przemyslen na temat sztuki I naszej rzeczywistosci historycznej. Wyszlo na to, ze artysta w swej drodze tworczej " cos tam mruczal pod nosem I troche sobie zartowal, a ma ambicje wstrzasnac polskim malarstwem. Obawiam sie, ze na to jest zbyt slaby I koniunkturalny . Przebicie gwozdziem jednej odbitki jest smiesznym gestem wobec postawy wielu artystow, ktorzy w naszej rzeczywistosci politycznej ponosili ryzyko egzystencjalne gdzie sztuka I zycie istnialy w proporcji 1:1 - Strzeminski, Wroblewski, Opalko, Abakanowicz, Modzelewski, Zmijewski, Kozyra, Libera, Balka I wielu innych...".

Autor: nandik, 19.11.10, 23:39
"Za dużo megalomanii, braku pokory i rozprawiania o sobie - p. Robakowski. Dla pana ta wystawa to chyba pretekst do powtórnego zaistnienia w Łodzi ( kosztem czegoś, z nadzieją na więcej), to raczej ma byc tło dla pańskiej prześmiewczej autokreacji - pytanie czy tak powinno być? a może to także jest SZTUKA...? i jest pan jednym z tych dziwnych eksponatów..?!."

środa, 1 grudnia 2010

To nie żart - to prawda o nominacjach profesorskich

Oto krótki fragment z "GW".

"Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski wręczył akty nominacyjne nauczycielom akademickim oraz pracownikom nauki i sztuki. Wśród uhonorowanych osób znalazło się czworo wykładowców Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. To:
[...] * Wojciech Malajkat - aktor teatralny i filmowy (m.in. "Stan strachu"), dubbingował bohaterów najpopularniejszych kreskówek, w tym Kota w butach we wszystkich częściach Shreka, pięć lat temu został odznaczony przez Prezydenta PR Złotym Krzyżem Zasługi;

* Elżbieta Teresa Protakiewicz - dziekan wydziału operatorskiego, realizatorka programów i widowisk telewizyjnych oraz filmów dokumentalnych;"

No comments.

Spadł śnieg i pokrzyżował moje plany!

Moje plany, w tym dotyczące bloga, pokrzyżował zalegający na ulicach śnieg. Sam także z nim walczę, ale przegrywam. Miasto Łódź przedwczoraj i nawet częściowo wczoraj było dosłownie  sparaliżowane! Do tego wszystkiego jeszcze tiry, które blokowały kilka głównych arterii. Nikt z władz miasta nie pomyślał, aby ograniczyć ich ruch albo wręcz nie wpuszczać do miasta. Koszmar! Nie ul. Wiązowej, ale np. ul. Promińskiego, jeśli ktoś wczoraj podróżował swym samochodem po oblodzonej jezdni. To był prawdziwy "taniec na lodzi(e)". W związku z tym wiadomo już kto wygra wybory w Łodzi na urząd prezydenta.

Łódzka "GW" słusznie zainteresowała się Łódź Art Center i sposobem rozliczenia się przez tą instytucję z państwowych, czytaj miejskich pieniędzy. Okazuje się, że ta instytucja oraz kilka innych nie musiały przedstawiać żadnego rozliczenia czy faktur z organizowanych przez siebie wielkich imprez! Każdy by tak chciał, ale jest to po prostu oszukiwanie ludzi, czytaj podatników.

Starania Łodzi w konkursie na Europejską Stolicę Kultury okazały się zupełnym blamażem. Przejrzałem łódzką aplikację i oprócz wielu ogólników nie znalazłem w niej nic zajmującego. Słowo blamaż to za mało, gdyż była to zupełna kompromitacja zespołu, który to przygotował. Zmarnowano także 2,5 ml złotych polskich.

Taka sytuacja nie wróży niczego optymistycznego dla łódzkiej kultury. Dotyczy to także sposobu, w jaki są wydatkowane nasze pieniądze. Dlatego też od kilku lat organizuję wystawy w Toruniu (Galeria Wozownia), Gdańsku (CSW Łaźnia) i Poznaniu (galeria Arsenał).


p.s. Na zimowe wieczory polecamy erotyczne zdjęcie Keymo - fotografki, którą cenię, także za zen, jeśli jest to autentycznie zen. Interesujące jest, że tej realizacji nie można było zamieścić na Facebooku! Czyli ten portal jest bardziej święty od św. Inkwizycji, która przynajmniej przeprowadzała śledztwo, zanim wydała słuszny wyrok.


Keymo, Czerwona linia mini, 2010

czwartek, 18 listopada 2010

Spotkanie z Natalią LL (wystawa Prywatne magie. Ze zbioru OPERA OMNIA, galeria FF w Łodzi, listopad 2011)

Fragment z tryptyku Transfiguracja Odyna2009

Natalia LL jest artystką wyjątkową z kilku powodów, przede wszystkim bardzo wysokiego poziomu artystycznego utrzymywanego od początku lat 70. do chwili obecnej. 

Chichot Odyna, 2010

Jest przy tym wszystkim osobą  bardzo sympatyczną, co naprawdę w tym środowisku należy do rzadkości. Potrafi także powiedzieć prawdę, jeśli uzna, że jest to konieczne. Stanowi dla mnie jeden z niewielu autorytetów obok chociażby Jerzego Lewczyńskiego i Andrzeja Różyckiego. We współczesnej sztuce brak nam  autorytetów. Jest ich tak mało dlatego, że trzeba być nie tylko wybitnym artystą, ale posiadać także określoną charyzmę i nie koncentrować się tylko na sobie i własnych znajomych. Tak, to bardzo trudne i niepopularne. Lepiej i bezpieczniej mówić np., że Wilhelm Sasnal "wielkim artystą jest" i kręci świetne filmy.


Kruki Odyna, 2009 

Ekspozycja w Łodzi Natalia LL. Prywatne magie. Ze zbioru Opera Omnia ukazuje problem transformacji mitów, w tym głównie germańskich, (co jest zaskakujące), w prywatne życie artystki.  Widzimy więc powstanie a może reinkarnację nowej Natalii, obserwujemy obumieranie starego Odyna i siłę młodego boga o tym samym imieniu, który niczym Chrystus=Apollo (w interpretacji Stanisława Wyspiańskiego) nigdy nie umiera.

 Fragment z tryptyku Transfiguracja Odyna2009

Czy artystka uprawia formę magii? Z pewnością tak - za pomocą swej sztuki, ale niektórzy wierzą, że potrafi czynić czary! Rozmawiałem kiedyś w 2002 roku na ten temat z Andrzejem Lachowiczem, który podawał mi konkretne przykłady z ich życia. I jest to możliwe, jeśli ktoś w to wierzy i istnieje w energetycznym kręgu powiązań. Inni uśmiechną się z niedowierzaniem.  Ale jeśli ktoś oglądał w oryginale niektóre obrazy Francisco Goi zrozumie, że umysł ludzki pomoże powołać do życia nie tylko gusła, demony, ale i krwiożerczych bogów, którzy potrafią niszczyć dusze i umysły.

 Fragment z tryptyku Transfiguracja Odyna2009

Jednak zdecydowana większość odbiorców sztuki Natalii LL (w tym i ja) znajduje się poza ich bezpośrednim  magicznym oddziaływaniem. W niektórych realizacjach dostrzegam nawet ironię, która od lat towarzyszy artystce. Wielu podobnych aluzji twórczych i poszukiwań doszukuję się także w twórczości Marka Rogulskiego (Rogulusa), bardzo ważnego artysty ze sceny gdańskiej - twórcy monumentalnych rzeźb, performera i wideo, a także kuratora problemowych wystaw.

 Widok ogólny na wystawę w galerii FF w Łodzi

Podsumowując, najbardziej ciekawe są realizacje z Odynem - stary bóg umiera, aby narodził się nowy. Życie nie zna próżni, materia przesycona jest wieczną energią życia, choć sama w sobie jest niczym. Coś lub ktoś czyni ją życiodajnym strumieniem - Élan vital.