Każde podsumowanie w zakresie sztuk wizualnych można zanegować lub nie zgodzić się z
nim. Tak stało się z moim tekstem W stronę ogłupienia? Ale nie tylko! zamieszczonym wczoraj na portalu Magazynu O.pl.
Doświadczyłem tego szybko, kiedy korporacja zwolenników komiksu zadała
mi pytania odnośnie słynnego już dzieła o Chopinie, które oczywiście jest
niedostępne. Odpowiedziałem na nie w komentarzach pod samym tekstem. Ujawnię, że jednego z twórców tego dzieła uczyłem kilka lat temu na ASP w
Łodzi, ale niestety moje wykłady musiały trafić w próżnię.
Keymo, Bez tytułu, 2008
O komiksie jako gatunku artystycznym, a właściwie jego
polskich dokonaniach, nie mam najlepszego zdania. Wieje nudą i sztampą, choć
jak każda forma okołoartystyczna ma szansę rozwoju.
Aleksandra Ska, FAT LOVE, DVD, pokaz w delikatesach mięsnych w Poznaniu, 2009, fot. SKA
Aleksandra Ska, FAT LOVE, DVD, pokaz w delikatesach mięsnych w Poznaniu, 2009, fot. SKA
Czas na krótkie uzupełnienie tekstu o roku 2010 w sztuce polskiej. Pisząc o Aleksandrze Ska i Magdalenie Hueckel w kontekście galerii Piekary miałem na myśli ich prawie dziesięcioletnią karierę artystyczną, która jest dla mnie bardzo istotna czy najważniejsza w kontekście ogólnopolskim. Oczywiście w generacji młodych twórców. W
moim tekście zabrakło przede wszystkim też informacji o Keymo. Właśnie ukazał się 1 numer „Exitu” z 2011 roku,
gdzie zamieszczono mój tekst pt. Przekroczenia przed eksplozją?,
oczywiście o Keymo. Co mogę
jeszcze dodać? Jednak największym odkryciem artystycznym w 2010 roku, była dla mnie Keymo –
fotografka, która wychodząc z koncepcji zdjęć mody przekracza ustalone granice,
zacierając ślady między inscenizacją, stylizacją a krytyką reklamy, patrząc na
świat z pozycji queer. Jej eklektyczne prace pokazane były w galerii Olympia w
Krakowie na wystawie zbiorowej Pink Cube. Niedługo w tej samej galerii
artystka pokaże nowe prace.
Katarzyna Karczmarz, 2008
Bardzo duże wiążę z twórczością: Katarzyny Karczmarz i Marcina Siudzińskiego. Niestety w 2010 roku rozczarowały mnie dokonania Katarzyny Majak i projekt Desire czy Dechirer, z których niewiele wynika, poza nawiązaniem do konceptu Sophie Calle czy nieświadomy do Ewy Partum. Ale Katarzyna Majak odnosi sukcesy artystyczne w Polsce i za granicą, jako kurator i krytyk. Życzę jej powodzenia, gdyż może to ja się mylę? Nigdy nie wolno być zbyt pewnym siebie!
Pisząc o tym, co dzieje się
obecnie w 2011 roku odnotuję dwie ekspozycje z Warszawy. W Zachęcie pokaz, który
nie wnosi nic nowego dyskusji o dyskursie feministycznym lat 70. - Trzy
kobiety. Maria Pinińska-Bereś, Natalia Lach-Lachowicz, Ewa Partum (01.03 -
08.05). Co z tego, że prace są ładnie wyeksponowane, przede wszystkim
Natalii LL, kiedy twórczość Pinińskej-Bereś rozwijała się w zupełnie innych
obszarach, niż foto-medialna, podszyta konceptualizmem Ewy Partum, która była
najbardziej feministyczna z trzech pokazanych postaci. Natomiast
autotematyczna Natalii LL już w latach 70. zaczęła poszukiwać stanów duchowych,
a latach 80. inspirowanych mistyką. Kuratorce wystawy zabrakło pomysłu na
przewartościowanie czy przedstawienie nowych tez. Wystawa ma charakter przede
wszystkim edukacyjny, dla tych wszystkich, który nie znają tej twórczości. Dużo
ciekawszym zestawieniem mogłoby pokazanie zamiast Pinińskiej-Bereś np. Izabelli
Gustowskiej.
Ale jeszcze większego rozczarowania
doznałem, kiedy zobaczyłem wystawę Tomasza Kowalskiego Kominiarz na dachu
kościoła (CSW), który przez kuratora pokazu, określony został jako „jedna z
kluczowych postaci młodej generacji polskich artystów”, co postawię bez
komentarza. A rzekomy „surrealizm” jest tylko dokoracyjno-infantylny. Od kilku lat sztucznie kreuje się, na
potrzeby rynku sztuki, tzw. nowych surrealistów polskich, których dobrze można
by nazwać „kostiumowcami”.