Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Co nam wyjaśni koan?

Zapraszam w imieniu Tomka Sikorskiego na rzadką w świecie sztuki, nie tylko polskiej, wystawę poświeconą relacjom z inspiracjami (i nie tylko) Dalekiego Wschodu. Dlaczego zostali zaproszeni ci, a nie inni twórcy, tego dowiemy się w Radomiu. Jeszcze więcej być może poznamy 02.10 od godziny 10.00 na, jak napisał Tomek, prawdopodobnie pierwszej na świecie sesji teoretycznej poświęconej temu zagadnieniu. Problemowi niełatwemu do analizy, ale wydaje mi się bardzo ważnemu, jeśli znajdziemy wspólny język.

Wielu spyta - czym jest "koan"? Zagadką (czy czymś w tym rodzaju), którą zadają mistrzowie buddyzmu, aby sprawdzić "oświecenie" umysłu konkretnej osoby czy grupy uczniów. To bardzo ciekawe doświadczenie, jeśli ktoś miał okazję być na takim spotkaniu.

Z pewnością istnieje w Polsce grupa artystów, którzy wbrew modzie albo podążając za nią (!) praktykują różnego rodzaju praktyki dalekowschodnie, łącząc to doświadczenie z tradycją sztuki modernistycznej. Co z tego "wyrasta", jakie są "owoce" tego plonu? Częściowo zobaczymy w Radomiu. Piękny pomysł, dobrze że w końcu się zmaterializuje, choć tylko częściowo, gdyż taka jest ogólna zasada działania procesu twórczego.

Warto przeczytać wprowadzający do wystawy tekst Tomka Sikorskiego, adresowany był zarówno do uczestników tego ambitnego przedsięwzięcia, czyli artystów oraz krytyków i teoretyków, biorących udział w seminarium.  

p.s Finisaż ekspozycji 02.10.09 godz. 18.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Kilka słów o fotografii mody - Łukasz Ziętek





Fotografowanie mody jest istotne. W tym zakresie powstała już tradycja. Mamy mistrzów i autorytety. A w Polsce? Bardzo cenię w tej materii zdjęcia Tomka Sikory z lat 70. (np. dla "Skórimpexu"), które wcale się nie zestarzały.

Co mamy teraz? Wielką ilość dobrej, ale przeciętnej choć poprawnej produkcji, która we własnym świecie (czytaj sosie) szczyci się wielkimi osiągnięciami. Są jakieś konkursy, wystawy, wydawane są katalogi i czas mija. Lubię zdjęcia Magdy Wunsche, bardziej graficzno-komiksowy styl Szymona Świętochowskiego, niektóre prace Krzysztofa Kozanowskiego. Niewiele!

Nie mam przekonania i zaufania do fotografii, która z założenia ma czemuś służyć i coś reklamować, gdyż wykonujący usługę fotograf zazwyczaj ma niewielkie pole wolności twórczej. Ten rodzaj twórczości ma też swoje uwarunkowania i ograniczenia, z czego doskonale zdaje sobie sprawę np. Erwin Olaf. Czy za pomocą reklamy np. telefonu NOKIA można pokazać bardziej skomplikowane problemy tego świata? Pewnie, że można, choć nie widziałem takiej reklamy.

Ale chciałbym zaprezentować zdjęcia Łukasza Ziętka studenta z ASP w Gdańsku (licencjat fotograficzny), który jest osobą myślącą i co równie istotne, stworzył ciekawe zdjęcia, o których piszę. Dodać należy, że kolekcję ubioru pt. "What Will Be Will Be" zaprojektował Michał Szulc, modelką była Karolina Mikołajczyk.

Co wyrażają fotografie Łukasza Ziętka i z czym się kojarzą? Ktoś przesadnie porównał go do Chadwicka Tylersa z Nowego Jorku, który jest bardziej ekspresjonistyczny i skoncentrowany na portrecie. Prace Polaka są lekkie, swobodne, afirmatywne - powstaje pytanie wobec czego? Są, jak tego oczekuje się w tym typie fotografii - erotyczne, ale mają jeszcze coś - naturalny wdzięk, a to już bardzo dużo. Wyłamują się z nudy i sztampy, gdyż Łukasz ma swoją wizję, i co ważne, udaje mu się mówić własnym głosem w tym mocno skonwencjonalizowanym typie twórczości, jakim jest fotografia mody.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Lilla Szász "Razor's Edge" (2009) - najnowsza część projektu fotograficznego






Lilla Szász (ur. 1977) fotografka z Budapesztu, która już kilkakrotnie wystawiała w Polsce (festiwale w Krakowie, Łodzi, 6. Biennale Fotografii w Poznaniu) w ostatnich latach konsekwentnie pracuje i przygotowuje kolejną odsłonę większego projektu pt. "Razor's Edge" ("Ostrze brzytwy"), wcześniejsza nazwa "Desire". Pokazywała swe zdjęcia także na festiwalach w Madrycie i Kownie. Bardzo cenię jej dokonania.

Tym razem mogę oglądać kilkadziesiąt zdjęć, z których cztery pokazuję na blogu, poświęconych prostytutce Webrze i jej relacjom z dużo młodszym przyjacielem(!), który, o ironio, mógłby być jej synem. Autorka za pomocą subtelnych portretów oddaje nie tylko wewnętrzne życie swoich tragicznych bohaterów, ale próbuje je przeniknąć i zrozumieć. W tej fotografii nie ma cynizmu i manipulacji ludzkim życiem, choć trudno tego uniknąć! W związku z czym fotografuje wnętrze mieszkalne, detale, czasami "zdejmuje" ("balsamuje") martwe natury. Te ostatnie słowa mają tutaj swój dodatkowy wydźwięk.

W bardzo ciekawy sposób operuje kolorem, który nawiązuje do malarstwa barokowego z XVII wieku. Jest to o tyle istotne, że dotychczas cykl "Desire" miał wymiar tylko czarno-biały. Teraz jest bardziej malarski, także nostalgiczny a nawet tragiczny, choć dramat jest tu skrywany.

Jak zrozumieć wewnętrzny świat Webry, jak jej pomóc? Nad tym zastanawia się Lilla Szász. To bardzo trudny typ czy model fotografii, gdyż łatwo wszystko przejaskrawić, ironizować czy wręcz ośmieszyć i wypaczyć, jeśli fotografujący będzie miał tylko hedonistyczny i pasożytniczy stosunek do życia.

Chciałbym w 2010 lub 2011 roku pokazać cykl "Razor's Edge" w pełnej odsłonie w Polsce, najchętniej w Wozowni w Toruniu. Po to także, aby niektórzy zdolni polscy fotografowie mogli coś zrozumieć. Np. że wizja świata opierająca się na przedrzeźnianiu i ironizowaniu szybko się trywializuje i w końcu jest nieistotna. Ważniejsza jest postawa, jaką reprezentuje węgierska artystka, czyli wniknięcie w tragiczny świat, który można spróbować naprawić! Ale nie jest to oczywiście łatwe!

p.s. Tytuł "Webra" okazał się roboczy, właściwy to "Mother Michael Goes to Heaven", o czym piszę po konsultacjach z autorką.

p.s. [12.03.2010]
Dear friends, friends of photography,

Let me share this interview with you that Sara Rosen made with me on my latest series Mother Michael Goes to Heaven.

http://missrosen.wordpress.com/2010/09/10/lilla-szasz-interview-by-theresa-shehadeh/
I hope you will all enjoy it; it is always a pleasure for me to work with Sara!

Have a nice day and weekend!

Lilla


wtorek, 18 sierpnia 2009

"Balkon", 2008 (fot. K. Jurecki)



Czasami warto zamieścić własne zdjęcie, kiedy rozpoczyna się kolejna dyskusja o tzw. "śmierci fotografii", która po raz kolejny ożyje i zmartwychwstanie. Dlaczego nie będzie uśmiercona przez zombies czy kolejnego Terminatora? Wystarczy np. spojrzeć na ten ogród, który odżywa co roku albo przypomnieć sobie kult Dionizosa. Czy można przenosić cechy estetyczne z przyrody na fotografię? Tak, choć nie zawsze i nie do końca. Odbyła się kiedyś na ten temat nawet akademicka dyskusja między prof. Tadeuszem Pawłowskim a prof. Grzegorzem Sztabińskim.

Fotografia jako sztuka istnieć będzie dopóki działać będą artyści wierzący i poszukujący pluralistycznych wartości. Nie tylko traktujący to medium jako źródło zabawy, rozkoszy czy buntu. Wartości te istnieją w naturze, w człowieku i oczywiście w Bogu (bogach). Brzmi to oczywiście banalnie i jest truizmem.

Oczywiście w świecie art world'u dominuje od dawna postsztuka, której ojcem chrzestnym okazał się Marcel Duchamp. Ale nie przejmujmy się nim i jego kontynuatorami. Są jeszcze artyści, jest sztuka i sztuka-fotografia, przy całej umowności tego określenia.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Czytajcie Jana Michalskiego (galeria Zderzak)

Ci, którzy będą chcieli poznać zagadnienia krytyki artystycznej z pierwszej dekady XXI wieku najpierw trafią na portale takie, jak "Obieg", potem dotrą do magazynów drukowanych, jak "Arteon", "Exit", a być może do korespondencji, jak na razie prywatnej. Taką opcję wybrał Jan Michalski (galeria Zderzak), który, podobnie jak ja, nie zgadza się z "flekowaniem" uprawianym przez najmłodszą generację, określaną już mianem terminatorów i zombies. Oczywiście nie kopie się swoich, co widać w przypadku działalności krytyków-kuratorów. O ich działalności przeczytamy, nie tylko na łamach "Obiegu", same laurki. Z kolei oni rewanżują się zaprzyjaźnionym instytucjom, których reklamy migają po lewej strony ekranu "Obiegu". A innych trzeba wykończyć, zgodnie z zasadami rewolucji. Tylko jakiej? Rynkowej?

Co napisał Jan Michalski w tekście pt. "KRÓTKA HISTORIA KUBUSIA KRYTYKA" (sierpień 2009)? Oto fragment tekstu na temat jednego z krytyków młodej fali: "Szczyt koniunktury - lata 2006-2007 - to okres bujnego życia artystycznego: debiutanci odnoszą sukcesy, napływają nowi ludzie, media kierują jupitery na sztukę, a w kręgu świateł jupiterów pojawiają się twórcy mody – artyści i krytycy. Jest to okres szybkich lansów i ktoś taki jak Banasiak powinien był się pojawić, ponieważ było to na rękę największym graczom rynkowym. Przeznaczono mu pewną rolę - miał wziąć udział w nagonce. Jego blog "Krytykant" podłączono do największego portalu o nowej sztuce. Tak zaczął działać rynkowy agregat - krytycy, kuratorzy i kupcy wzajemnie siebie rekomendujący i wspólnie dokonujący sezonowych odkryć".

Zwrócę uwagę na jeden fakt. Obecna dekada jest pierwszą, w której tak mocno połączono rynek sztuki z krytyką artystyczną. Teoretycznie nie ma w tym nic nagannego, jeśli pisma czy portale o sztuce, wydawane za państwowe pieniądze nie będą prowadziły ukrytej gry rynkowej, polegającej na promowaniu tylko własnych artystów, których prace sprzedawane są przez ArtBazaar, jak ma to miejsce na łamach "Obiegu". O tym własnie zasygnaliował m.in. Michalski.

Gdzie czytać Jana Michalskiego? Powiem szczerze, że nie wiem, ale mam nadzieję, że opublikuje niedługo swoje teksty, gdyż bardzo często zgadzam się z nimi.

piątek, 7 sierpnia 2009

"Mała Wiera" (reż. Wasylij Piczuł , ZSRR, 1988)




W wakacyjny wieczór obejrzałem klasykę filmu rosyjskiego „Mała Wiera” [tytuł org. „Maleńkaja Wiera”, ZSRR, 1988 ) w reżyserii Wasilija Piczuła, ze świetnymi rolami: Natalii Niegody (Wiera), Andrieja Sokołowa (Siergiej), Ludmiły Zajcewej (matka), Yuri Nazarow (ojciec).

Dramat jest skryty, jak w powieściach Gogola. Ukazuje zwykły konflikt w socjalistycznej rodzinie między córką a ojcem, między przyszłym zięciem a niedoszłym teściem. Kluczowa w tym filmie jest postawa Wiery, która nie chce oskarżać ojca, tuszuje jego pijaństwo i przede wszystkim atak nożem na swego ukochanego. Film można odnieść także do każdej socjalistycznej, w tym polskiej rzeczywistości PRL-u i porównywać z wybitnymi realizacjami Kieślowskiego czy Holland.

Film w narracji jest spokojny, aktorzy ujawniają swoje wielkie możliwości odgrywania banalnego i pustego życia, które toczy się między pracą, domem i pijaństwem. Oskarżone zostało, choć skrycie, socjalistyczne państwo – ZSRR za brak kultury i łamanie życia rodzinnego. Socjalizm dał wolność, choć w klatce strzeżonej przez milicję i wojsko. Młodzież spotykała się na dyskotekach, aby potem bić się, gdyż była to, obok alkoholu, podstawowa forma rozrywki.

Wartość filmu polega na ukazaniu tragicznej miłości, która niszczona jest przez socjalistyczną rodzinę i jej moralność oraz arogancję Siergieja, niedoszłego pana młodego i niedojrzałość przyszłych nowożeńców, którzy nie mają perspektyw na własne mieszkanie. W tle głównym oskarżonym jest socjalistyczny modernizm – symbolizowany przez fabryki oraz zniszczone statki, nieczynne stocznie. Jest on jednak Molochem, który jak w filmie „Metropolis” Langa, choć w bardziej subtelny sposób, czuwa nad życiem, organizuje je, a tak naprawdę niszczy i pożera swe ofiary.

Film jest prawdziwy i okrutny w swym realistycznym przekazie – polecam przede wszytskim studentom szkoły filmowej, aby uczyli się nie na kinie Tarantino, a Piczuła.

środa, 22 lipca 2009

Suplement do tekstu Adama Mazura z książki "Kocham fotografię"

Ukazała się książka Terminatora fotografii polskiej - Adama Mazura pt. "Kocham fotografię". Pozycja zaczynała się atakiem na wystawę "Wokół dekady. Fotografia polska lat 90." (2002) i na mnie osobiście. Jako wytrawny manipulator autor nie zaznacza, że odpowiedziałem mu tekstem, który można przeczytać poniżej. Jeśli Adam nie napisze innej historii fotografii polskiej lat 90., a do tej pory nie podjął takiej próby, moje słowa i określenia są w dalszym ciągu aktualne. Drogi Czytelniku, sięgnij po mój tekst dopiero do wnikliwej lekturze tekstu Adama Mazura i wyciągnij wnioski. Nie zawsze rację mają ci, którzy krzyczą.


Krzysztof Jurecki
Z motyką na dekadę. Ignorant czy niezręczny manipulator?

Polemiki pisane w dobrej wierze, np. interpretacje czy wyjaśnienia jakiegoś zjawiska są pożyteczne, ba nawet ożywcze, świadczące o żywotności konkretnej dziedziny. Natomiast, gdy głównym i w tym przypadku jedynym wyznacznikiem polemiki stają się niezbyt kulturalny ton i napastliwość przechodząca w agresję, poparte bardzo wątpliwymi, nieuzasadnionymi merytorycznie zarzutami, to świadczy to o słabości autora polemiki w dziedzinie, w której próbuje się wypowiedzieć. Z tego typu postawami i zachowaniami mamy niestety do czynienia coraz częściej. Nie jest to chlubny przykład do naśladowania, szczególnie w przypadku osób i środowisk działających w kręgu kultury, jak „Fototapeta”, na łamach której zamieszczono tekst Adama Mazura "Śmieszna walka z wyimaginowanym światem".

Panu Mazurowi nie odpowiadam w „Fototapecie”, ponieważ w trakcie mojej polemiki z redaktorem tego pisma – Markiem Gryglem (2000 r.) nt. katalogu do wystawy Zygmunta Rytki z Muzeum Sztuki w Łodzi głos w tej sprawie chciał zabrać także sam zainteresowany, czyli Rytka. Napisał tekst, którego Grygiel nigdy nie odważył się opublikować. To skłania mnie do prowadzenia polemiki na takich łamach, gdzie obowiązują uczciwe zasady dyskusji.

Z dużym niesmakiem, właśnie ze względu na brak merytorycznego uzasadnienia zarzutów, przeczytałem próbę polemiki opublikowanej w „Fototapecie” pióra Mazura. Zastanawiałem się czy warto na nią odpowiadać, ponieważ Pan Mazur po pierwsze chce dyskutować o szczegółach mego tekstu, nie podejmując generalnych problemów, poza tym, co szczególnie istotne, wyciąga z moich tekstów niczym nieuzasadnione wnioski, świadczące o jego daleko posuniętej nadinterpretacji, stosowanej w sobie tylko wiadomym celu. Nie mówiąc o niebagatelnym fakcie, że krytyce podlegają sformułowania, których nigdy    n i e    n a p i s a ł e m! Więc jak dyskutować o czymś, co nigdy nie zaistniało, a jest jedynie projekcją myślową Mazura? Szczególnie zastanowił mnie akapit, w którym Pan Mazur napisał: „[...]autor [K. Jurecki] bowiem lubuje się w dość wątpliwych dla niewtajemniczonego czytelnika zbitkach myślowych w rodzaju ‘dialektyka awangardowa’, ‘działalność fotogeniczna, ‘mariaż neoawangardy z postmodernizmem’, ‘neoawangardowe zainteresowania’, ‘postmodernizm artystyczny” [...] etc. Wobec tego typu wyznania mam podstawy sądzić, że tym „niewtajemniczonym czytelnikiem” jest sam Mazur, tym bardziej, że swą ignorancję popiera używaniem sprzecznych argumentów i nieprzekonywujących merytorycznie zarzutów, skrzętnie ukrywając ją pod płaszczykiem agresji i jałowej retoryki. To cecha niewiele rozumiejących dyletantów albo manipulatorów.

Mimo wszystko memu adwersarzowi spróbuję wytłumaczyć pewne zjawiska fotografii lat 90. oczywiste dla osób mających jakiekolwiek pojęcie o tym zagadnieniu, a tym samym wyjaśnić niektóre moje sformułowania zawarte w analizowanym przez Pana Mazura tekście. Jeśli ktoś poważnie potraktuje nazwiska fotografów, których brak na wystawie, to stwierdzi, że Pan Mazur miesza wszystko ze wszystkim w zupełnie dowolny, arbitralny sposób. Jeśli dla Pana np. Krzysztof Miller, Jerzy Olek i Ryszard Horowitz są ważnymi postaciami na arenie fotografii polskiej, których chciałby widzieć obok Mariusza Hermanowicza czy Krzysztofa Gierałtowskiego, to może Pan zorganizować taką wystawę lub jeszcze lepiej – napisać tekst o znaczeniu ich dla lat 90. Z wielką niecierpliwością czekam na taką ekspozycję i z jeszcze większą uwagą przeczytam, co na ten temat Pan Mazur ma do powiedzenia.

Chciałbym zwrócić uwagę, że nigdzie nie napisałem, ba nawet o tym nie pomyślałem(!), co insynuuje mi Pan Mazur, że „powstanie III Rzeczypospolitej miało mniejsze konsekwencje dla polskiej fotografii niż zamachy terrorystyczne w USA [podkr. moje]”.  Nikt jeszcze nie wie jakie będzie to miało znaczenie. Napisałem natomiast, że najnowsza historia polityczna nie wpłynęła tak jak w latach 70. czy 80. w twórczy sposób na fotografię polską, a jest to zasadnicza różnica! Śmieszny jest zarzut, że nie podałem „klarownej definicji pojęć takich, jak postmodernizm, modernizm czy awangarda”. Jest o tyle śmieszny co świadczący o brakach w dziedzinie, w której próbuje Pan zabierać stanowczy głos. Wstęp do katalogu wystawy to nie podręcznik dla studentów, wyjaśniający terminologię stosowaną w historii sztuki! Ale może Pan sięgnąć np. do kilkuset wydań „Fototapety” i przytoczyć „klarowne” interpretacje tych pojęć. Ewentualnie proszę mi wskazać katalogi dotyczące fotografii lat 90. z „klarownymi” interpretacjami tych zjawisk. Zresztą uważny czytelnik w drugim moim tekście z katalogu "Wokół dekady" bez trudu znajdzie także interpretacje postmodernizmu i jedno z trafniejszych określeń na ten temat Romana Kubickiego (s. 32 przyp. 5). Do problemu pisania i definiowania wrócę jeszcze przy końcu tego tekstu.

Dalsza część rozważań Pana Mazura jest tak nużąca, że nawet nie próbuję zgłębić przenikliwych myśli autora na temat fotografii z Suwałk czy szkoły jeleniogórskiej. Szkoda, że nie próbuje Pan zrozumieć skomplikowanych relacji między modernizmem (przyjmuję interpretację Grzegorza Dziamskiego i Stefana Morawskiego) a postmodernizmem (przyjmuję interpretację Dziamskiego i Adama Soboty).

Nie używam postmodernizmu jako „wygodnego wytrycha” (określenie Pana Mazura), wolę własny klucz (por.: K.Jurecki, "Jaka droga"?, w:"Odkrywanie sztuki. Materiały z sympozjum", Galeria Biała, s.nlb, b.d. [1995]).  Jeśli chodzi o postmodernizm, to w dalszym ciągu jestem bliższy modernizmowi i sztuce w klasycznym znaczeniu niż twórczości postmodernistycznej. Ale nie znaczy to, że nie można korzystać z filozoficznej refleksji postmodernizmu, czy nawet przyjąć inny, ponowoczesny punkt obserwacji.

W dalszej części swej wypowiedzi Pan Mazur przypisuje mi sformułowania, których nigdy nie użyłem. Cytat: „Innymi słowy ich zainteresowania ‘postmodernizmem w postaci tzw. sztuki krytycznej’ są zbyt ‘krytyczne’ i nie wystarczająco ‘artystyczne’ by stać się sztuką, i dlatego są niczym więcej jak manipulacją”.Właśnie taki zabieg, jakim Pan wielokrotnie się posłużył, nazywa sięmanipulacją!  Takiego mojego stanowczego stwierdzenia nikt nie znajdzie, ale zapewne Pan Mazur lepiej wie, co miałem na myśli. Mało tego, podkreśliłem, że cenię sztukę niektórych „artystów krytycznych” (np. Zbigniewa Libery, Jerzego Truszkowskiego czy Konrada Kuzyszyna) i zaakcentowałem rolę gdańskiej i warszawskiej ASP! Proszę mi wskazać Panie Mazur gdzie i w jakim artykule, odnośnie Krzysztofa Cichosza napisałem o jego „zbliżeniu do łódzkich postmodernistów” – czyni Pan błąd merytoryczny i dodatkowo insynuuje, że jest to moja interpretacja. To świadczy, że terminy modernizm i postmodernizm są dla Pana równoznaczne, stosowane zamiennie. Dla mnie jednak nie!

Powinien Pan wiedzieć, gdyż na podstawie Pana wypowiedzi sądzę, że Pan o tym nie wie, iż w historii fotografii i to nie tylko polskiej, cenione są i były „wartości fotograficzne”. Nie przejąłem ich ze ZPAFu, z którym niewiele w życiu miałem wspólnego (to kolejna pańska manipulacja, tym razem na jeszcze niższym poziomie),ale z kilku światowych historii fotografii: Beaumonta Newhalla, Michela Frizota i Naomi Rosenblum. Naprawdę ręczę Panu, że takie istnieją. Na „wartościach fotograficznych”, które można by określić także „fotogenicznymi” opiera się historia fotografii, także lat 90. (np. Bogdan Konopka, Andrzej J. Lech, Ewa Andrzejewska). Ale może Pan napisać inną, ma Pan do tego prawo.

Jeśli nie podoba się Panu mój pogląd na feminizm naiwny, nic na to nie poradę! Jak Pan wytłumaczy wycofanie się nie tylko z polskiego feminizmu Natalii LL? Proszę zajrzeć do poznańskiego pisma feministycznego „Artmix” i zobaczyć, ile jest w nim przywołanych przeze mnie nazwisk. Na temat naiwności sądu Izabeli Kowalczyk odsyłam do dyskusji i bardzo przekonywującej wypowiedzi na ten temat Janusza Marciniaka z „Gazety Malarzy i Poetów”, 2001, nr 2/3. Nie neguję feminizmu, lecz uważam, że feministki mogą w autentyczny sposób starać się pomagać kobietom, a nie przede wszystkim walczyć z pojęciem fallusa, jak czyni to np. Dorota Nieznalska. Nic na to nie poradzę, że poszukuję autentycznych stanów egzystencjalnych i głębokich stanów duchowych także u feministek, mam do tego prawo. A czego Pan poszukuje?

Pan Mazur pisze także o wyeliminowaniu „z wystawy całego środowiska fotoreporterów, które w dekadzie lat 1990-tych przeżyło niesamowity rozkwit”. Jakim prawem zarzuca mi Pan wyeliminowanie? Trudno mówić o wyeliminowaniu kogoś, kto w koncepcji wystawy w ogóle nie był brany pod uwagę. Jest to z Pana strony kolejne nadużycie! Proszę przy okazji napisać o rozwoju reportażu w latach 90., szczególnie o jego rozkwicie. Ja dalej twierdzę, że był on słaby jako dokument, poza dokonaniami Tomasza Kiznego.

Pana kolejne zdanie: „Zainstalowanie na szczycie hierarchii tejże ‘fotografii artystycznej’ przypomina próby reaktywowania systemu wartości charakterystycznego dla zamierzchłych czasów świetności Związku Polskich Artystów Fotografików....” jest kolejnym nadużyciem. Proszę wskazać w moim tekście takie zdanie, w którym w swej hierarchii umieszczam na szczycie „fotografię artystyczną”. Mógłbym po raz kolejny wykazać Panu jego ignorancję odsyłając do innych mych tekstów na ten temat, ale wiem, że do tego typu wypowiedzi wiedza nie jest potrzebna. Przy okazji wspomnę, że od czasów studiów nie używam terminu „fotografika” w znaczeniu fotografii artystycznej, tak jak Pan. Mógłbym Panu udowodnić niewłaściwe, właśnie ZPAF-owskie, posługiwanie się nim, ale szkoda czasu.

Oczywiście istnieją dwa obiegi fotografii polskiej. Dlatego Katarzyna Kozyra, Grzegorz Klaman, Libera i wielu innych nigdy nie wystawiali w Małej Galerii, Galerii FF czy Galerii Pustej. Nikomu też nie wmawiam (to następna manipulacja), że ich twórczość postmodernistyczna była wtórna i nieistotna. Po raz kolejny proszę o zacytowanie takiego zdania. Pisałem zaś, nie tylko zresztą ja, o bulwersowaniu i rezygnacji z jakości, a w konsekwencji z wartości fotograficznych. I dalej tak twierdzę.

Chciałbym Panu zwrócić także uwagę, że przy jakiejkolwiek próbie polemiki dobrze jest znać dane zagadnienie i umieć czytać i interpretować teksty na ten temat. Zresztą słowa te kieruję również do redakcji „Fototapety”, która powinna dbać o odpowiedni poziom polemik. Od recenzenta danej pracy należy wymagać dużej wiedzy, ba nawet większej lub zbliżonej do piszącego te słowa. Przykro mi, że polemika z Panem Mazurem musiała ograniczyć się jedynie do podkreślenia jego ignorancji i licznych nadużyć, a także niestety – miałkich manipulacji, które sam z takim zapałem wielokrotnie mi zarzucał.

Oczywiście moja „prywatna” historia fotografii dotycząca lat 90. może redakcji „Fototapety” nie odpowiadać, ale ona istnieje, została przemyślana i napisana już w 1998 r., co zresztą zaznaczyłem w przypisie swego tekstu. Tak więc Pan Mazur zostanie w moich myślach (i wiem, że nie tylko moich) dość niezręcznym   m a n i p u l a t o r e m  i niestety ignorantem w sprawach fotografii lat 90. Z wielką niecierpliwością będę oczekiwał, kiedy przedstawi własną historię fotografii lat 90. w formie np. eseju, inną od mojej, z nazwiskami, o które się upominał, klarownymi definicjami i oczywiście podkreśleniem znaczenia warszawskiego fotoreportażu.

W jedynej chyba własnej interpretacji nt. fotografii lat 90. w ostatnich wersach swego paszkwilu (jeśli wiedział Pan, co chciał wyrazić, gdyż sformułowana myśl jest dość pokrętna), napisał Pan: „Zmiana [w latach 90. – przyp. K.J.]  jest zasadnicza i polega na zniesieniu podziałów na fotografię artystyczną (do niedawna zwaną ‘fotografiką’) i całą resztę, o której nie warto wspominać”.  Drogi Panie Mazur – kto do niedawna nazywał fotografię artystyczną fotografiką? Ma Pan dość anachroniczny aparat pojęciowy, gdyż tego terminu używali bardzo dawno temu m.in. Jan Bułhak i Edward Hartwig (album Fotografika) oraz ze względu na określoną tradycję używa jej ZPAF. Poza tym myli się Pan w kwestii znacznie ważniejszej. Ten podział między tradycją fotografii artystycznej a sztuką nowoczesną został zniesiony, choć nie we wszystkich oczywiście środowiskach i nie w latach 90. a dużo wcześniej – między 1968 a 1971 rokiem.

Czy redakcja „Fototapety” nie ma kontaktu z bardziej wyrafinowanymi „krytykami”, którzy mogliby określić mnie np. mianem „kogoś bez kompetencji”, kto pisze tylko „farmazony”? Wiemy doskonale, że tacy istnieją i niewykluczone, że wkrótce zabiorą swój głos w obronie „odważnego” tekstu Pana Mazura.

p.s.
Mój tekst z maja 2002 roku, proponowany do opublikowania w „Formacie” i „Gazecie Malarzy i Poetów”, nie proponowany „Fototapecie”. Zamieszczony w „Kwartalniku Fotografia” 2003, nr 13, ss. 116-117 oraz potem za moją zgodą na portalu kanadyjskim zeta-media.com, wydawcy "Fototapety", gdzie znajduje się atak Adama Mazura. Należy dodać, że Grygiel nie miał odwagi zamieścić mego tekstu wraz z atakiem mego polemisty. Jak to określić? Może innym razem podejmę się tego zadania.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Dwie koncepcje kina - Ługin "Wyspa" i Żuławski "Wojna polsko-ruska"



Niedawno, bo 2 lipca byłem w Toruniu na pokazie filmu "Wojna polska-ruska" oraz na dyskusji z jego reżyserem Xawerym Żuławskim prowadzonej przez Tomasza Raczka. Publiczności chyba się ten obraz, okraszony, chyba niepotrzebnie, nawiązaniami do "Kill Billa" czy "Zaginionej autostrady", poodbał. Jest to film o prymitywnych ludziach - blokersach (przepraszam za to określenie, gdyż każdy może się teoretycznie zmienić w sensie rozwoju kulturowego) i ich niskich pobudkach, czyli alkoholu i narkotykach. Do kogo jest adresowany? Chyba nie do blokersów? Film był sztuczny i nieautentyczny, mimo, że chciał pokazać "real life". Nawiasem mówiąc uczynił to znacznie lepiej Michał Brzeziński w filmie "Modern post mortem" - polecam dokumentalne ujęcia z Łodzi z autentycznymi blokersami. Film Żuławskiego nie był też dobrze zagrany, najlepiej prezentowały się zdjęcia i montaż. Powstał film ROZRYWKOWY, nie ARTYSTYCZNY i na tym polega jego słabość. Rozrywka jest w kabarecie i cyrku (kiedyś), a jeśli kino spełnia głownie taki postulat sytuuje się nisko w systemie kultury, ale przypominam, że "Batman" z Jackiem Nicholsonem był rzadkim przykładem kina pop o wysokich dystynkacjach artystycznych.

Także kilka dni temu z wielkim przejęciem obejrzałem film rosyjski "Wyspa" ("Ostrov") Pawła Ługina, który kontynuuje linię Andrieja Tarkowskiego. Utwór pokazuje wybór drogi życiowej przez mnicha, który czuje się odpoweidzialny za dokonane przez siebie (w jego mniemaniu) morderstwo popełnione pod przymusem Niemców w czasie II wojny. Jednak ofiara na szczęście przeżyła! Zrealizowany w pięknych plenerach utwór filmowy pokazuje siłę modlitwy oraz przemianę mnicha i niektórych ludzi z jego otoczenia. Świetna gra kilku aktorów oraz niezwykle subtelne operowanie napięciem scenicznym, aż do ostatniego kadru, czyni z niego utwór wybitny! Jakże proste i metaficzyczne może być kino. To zupełnie przeciwstawna koncepcja do filmu Żuławskiego. Polecam oczywiście Ługina.

środa, 24 czerwca 2009

Bardzo dobre wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi oraz wakacje


















W końcu mamy bardzo ciekawą, choć także kontrowersyjną wystawę w ms2 w Łodzi, gdzie prezentowane są prace podszyte politycznością czy niezgodą na obecne status-quo. Możemy oglądać bardzo wyrafinowaną pracę Hansa Haacke bądź medytować o umieraniu z umierającym (słynny reżyser Derek Jarman znany z filmu "Caravaggio"), czy w końcu zastanawiać się nad patologicznym obrazem Damiana Hirsta, który chyba nie należy do generacji uznającej minimal-art za swe credo artystyczne, choć obraz-obiekt z martwych much wyraża tytułowy problem ekspozycji.

Także druga wystawa obrazów i filmów słynnej grupy muzycznej Leibach w Muzeum na ul. Więckowskiego 36 jest nie tylko bardzo ciekawie zaaranżowana, ale pokazuje dziwny styl malarstwa, które trudno porównać do historycznego rozwoju i na tym m.in. opiera się jego atrakcyjność czy wyjątkowość.

Ale mamy wakacje, więc potrzeba trochę ironii wobec życia. Dlatego zamieszczam zdjęcie z 2007 roku z sympozjum w czasie Cyberfoto w Częstochowie, przedstawiające na pierwszym planie głowę..., no właśnie kogo? Odpowiedź jest oczywiście ukryta w tym poście (nie lubię tego słowa). A w tle widoczny jest piszący te słowa podczas wykładu na temat obrazu cyfrowego w twórczości Francuzki Diane Ducruet, która lansowana była m.in. w Polsce. Za kilka lat zobaczymy, co z tego wyniknie dla samej artystki?

Polskie festiwale fotografii powinny lansować twórców, którzy mają szanse być ważni na świecie, gdyż właśnie wtedy ich ranga wzrośnie. Nie można opierać się tylko na wystawach historycznych (np. Weegee, Sander), nie można pokazywać tylko twórców polskich, choć oczywiście trzeba lansować tych, którzy mają szanse w Europie czy na świecie. Kogo wylansowały lub próbują to czynić polskie festiwale fotografii w XXI wieku? Kilka nazwisk można wymienić dzięki działaniom z ubiegłego roku Festiwalu w Łodzi, który pokazał za granicą m.in. Asię Zastróżną, Andrzeja Kramarza, Weronikę Łodzińską i przede wszystkim Przemysława Pokryckiego, gdyż jego osiągnięcia wydają mi się najważniejsze z grona wymienionych w tym miejscu fotografów.

Festiwale, ale co znamienne polskie (nie słowackie, czy w Arles!) przeoczyły dokonania Magdy Hueckel, której prace rozwijające się w dwóch lub trzech kierunkach mają największy potencjał twórczy na przyszłość. Dla mnie jej twórczość fotograficzna z grona 30-latków jest najciekawsza w Polsce. Dlatego cieszę się, że mogłem zaprezentować jej prace na 6. Biennale Fotografii w Poznaniu. Magda w swych  jakże emocjonalnych pracach pokazała, podobnie jak inne artystki z mojej ekspozycji, że można obecnie tworzyć poza ideologią i polityką. A krytykowanie przez recenzentów takiej postawy i takiego mego wyboru jest według mnie śmieszne lub nawet żałosne. Nie można tematu wystawy interpertować literalnie i dosłownie, bo jest to nudne i nietwórcze. Podobnie tworząc scenariusz pokazu należy szukać nowych nazwisk, poszukiwać nowych znaczeń, a nie pokazywać znane status-quo za pomocą uznanych mistrzów i pustych ścian, aby krytycy nie musieli się zbyt wysilać. Zazwyczaj wolą oglądać mniej w postaci znanych i sklasyfikowanych dokonań. Sztuka wymaga wysiłku, także od widza i interpretotora, a z tym bywa różnie.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Czy leci z nami pilot? (Paweł Althamer w Brukseli)

Od piątku do niedzieli byłem nad jeziorem Wigry w Domu Pracy Twórczej w gościnie u Radka Krupińskiego. Zaprezentowałem dwa wykłady, potem długo dyskutowaliśmy o fotografii, także ze Staszkiem Wosiem, który zadaje trudne pytania. I to chodzi!

Takich pytań zabrakło przy analizie akcji, w której bardzo ważny artysta - Paweł Althamer zabrał 4 czerwca 150 znajomych na wycieczkę samolotem z Bródna do Brukseli z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej! Wśród "znajomych z Bródna" znaleźli się też dziennikarze i krytycy sztuki. Gdyby zabrał znajomych na wycieczkę rowerową w okolice Warszawy lub gdyby zapłacił za wynajęcie samolotu z własnej kieszeni zastanowiłbym się nad "czystością" jego poczynań. Żal mi państwowych pieniędzy, gdyż mogłyby być spożytkowane na stypendia, katalogi, etc. a tak zaspakajane są kolejne fanaberie wybitnego artysty! Określanie go szamanem, powoływanie się na teorię "rzeźby społecznej" Josepha Beuysa jest atrakcyjne, modne, ale jest jedna podstawowa różnica. Twórczość Beuysa była prosta, a jego projekty najczęściej skromne czy ubogie. Polegały one nie na wynajmowaniu samolotów, tylko na podróżowaniu własnym samochodem, także do Polski i wykonywaniu prostych zabiegów, jak zamiatanie lasu czy ulicy bądź boksowanie na rzecz walki o bezpośrednią demokrację.

Podobno teraz Althamer myśli o podróży lotniczej do Mali, do plemienia Dogonów. Pomysł świetny, tylko proszę go realizować za własne pieniądze. Wielu artystów odbywa takie podróże, także do Indii, Nepalu nie chwaląc się swymi poczynaniami, gdyż pożądaną cechą twórcy i samej sztuki jest skromność, nie zaś bizantyjskość, czyli przepych, jaki widziałem w relacjach o wycieczce Althamera do Brukseli.

p.s. Prawdziwym szamanem sztuki, co widać w jego realizacjach od początku lat 90., jest Marek Rogulski (Rogulus). Althamer jest na podobnej drodze, tylko wszedł na nią dużo później.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

"Autosugestie" Katarzyny Krakowiak i Łódź Kaliska w Muzeum Sztuki (po raz trzeci)




"Autosugestie" Katarzyny Krakowiak można oglądać w AOIA w Łodzi na ul. Zachodniej 54. Wystawa opiera się na kontraście zgrafizowanych z podwójną ekspozycją zdjęć i surrealistycznych obiektów, które czasami odnoszą się do fotografii a przede wszystkim do pamięci. W fotografiach jest klimat Łodzi, jest uniwersalizm, poczucie pustki, wręcz wyobcowania. To trochę tradycja Andrzeja Różyckiego, przypomina też prace Piotra Rosińskiego, ale widać także pozytywny wpływ promotora pracy - dra Piotra Komorowskiego. Młodej artystce (licencjat) udało się uchwycić jakże potrzebny i trudny stan, jakim jest "medytacyjność". Pisze o takiej potrzebie w niewielkim folderze do wystawy.

A w Muzeum Sztuki na ul. Więckowskiego 36 mamy kolejną wystawę Łodzi Kaliskiej pod dziwnym tytułem "Szczerość i blaga. Etyka prac Łodzi Kaliskiej w latach 1979-1989", ani śmiesznym ani wyjaśniającym, gdyż w tych pracach nie chodziło o jakąkolwiek etykę, chyba, że na nowo zdefiniujemy to pojęcie. Większość prac pokazano już w tym samym gmachu w 2004/05, o czym zapominano powiedzieć na wernisażu. Nie mówiąc, że już w 1999 otworzono w tym samym miejscu "Instalację czysta sztuka" a w 2002 ich inne prace były na ekspozycji "Wokół dekady. Fotografia polska lat 90.". Ale wiemy nie od dziś, że pamięć kuratorów, jak i artystów jest bardzo wybiórcza i zależy od "miejsca siedzenia". Niewielka wystawa jest ciekawie zaaranżowana, to pierwsza prawdziwie muzealna prezentacja kodyfikująca pierwszy czy tak naprawdę dwa pierwsze okresy w twórczości tej ważnej grupy - późny fotomedializm i neosocsurdada (Kultura Zrzuty).

Od ok. 2004 roku grupa Łódź Kaliska przeszła na pozycje twórczości akademickiej, bezpiecznej, okołoreklamowej - New Pop, oczekiwanej przez większość galerii w Polsce, gdyż jest "trendy" i "glamour". Tak, aby publiczność, podobnie jak w cyrku, mogła się trochę rozweselić. Łódź Kaliska już nie walczy i nie protestuje, przede wszystkim zbiera laury za swą wieloletnią niepokorność. Taki jest los awangardy.

p.s. W nieuzasadniony sposób na samej wystawie podzielono film "Movie picture of Łódź Kaliska" na kilka odrębnych filmików, gdyż stanowił zawsze jedną całość, zmontowaną (czego nie zaznaczono) przez Tomasza Snopkiewicza i Jacka Jóźwiaka, co w tym konkretnym przypadku jest bardzo ważne.

czwartek, 4 czerwca 2009

Co cenię w historii polskiego filmu eksperymentalnego i wideo?

O tym, co cenię w filmie eksperymentalnym mówiłem i pokazywałem na "Miesiącu fotografii w Krakowie" (14.05.) w galerii Camelot. Do mojego wykładu i pokazu mogło dojść dzięki temu, że Bunkier Sztuki (Beata Seweryn) przez rok nie odpowiadał na moją propozycję, później proponowano 2 wykłady (!), bo tak się program podobał, a potem żadnego... Podobno na przeszkodzie stanęła "Ukryta dekada" Piotra Krajewskiego. Tylko chciałbym zaznaczyć, że swoje wybory pokazuję od marca 2007 roku, długo przed pomysłem Krajewskiego, który w kilku momentach dziwnie przypomina moje wybory filmowe (Rzepecki i Zygier "Every dog has his day", Wspólnota Leeeżeć, Andrzej Dudek Dürer czy bardzo mało znany Witold Krymarys). No i różnimy się tym, że ja propaguję późniejszą twórczość takich artystów, jak: Rogulus, Marek Zygmunt, Wiktor Polak, Michał Brzeziński i Leszek Żurek oraz Anny Baumgart. Mój zestaw pokazuje także prace najnowsze z około 2005 roku. Ale zanim doszło do rozwoju techniki wideo film eksperymentalny na początku lat 80. rozkwitł dzięki pracom Łodzi Kaliskiej, potem kręgowi Strychu. Napisałem na ten temat teksty, można je odszukać w "Sztuce" i "Exitcie" (zainteresowanych odsyłam do mojej strony http://www.jureckifoto.republika.pl/. Przede wszystkim najważniejszy jest film "Movie picture of Łódź Kaliska", a polskie wideo lat 80. rozwijało się w dwóch kierunkach zainicjowanych przez Józefa Robakowskiego i Zbigniewa Liberę, czego wpływ tego drugiego okazał się istotniejszy.

Oto pełen zestaw prac, które pokazywałem przez 4 i 1/2 godziny w Bratysławie, a tym samym moich preferencji w zakresie filmu eksperymentalnego i wideo. Wcześniej, w mniejszym wyborze, prezentowany był: w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku, Lublinie, Łodzi i na Wigrach.

Program 

Natalia LL, Sztuka konsumpcyjna / Consumer Art, 1972-1974 (fragment), 13` 15`

Łódź Kaliska group and Tomasz Snopkiewicz i Jacek Jóźwiak (montage), Movie Picture of Łódź Kaliska, 1983, 3` (fragment)
Zygmunt Rytka, Retransmisja / Retransmission, 1979-83, 15`
Zygmunt Rytka, Czas do dyspozycji, cz. II / Time for spending, part II, 1989, 3` 40 `
Adam Rzepecki, Cóż artystokracie po małym fiacie? / What for Aristocrat has a small Fiat car?, 1989, 3` 15`
Adam Rzepecki i Grzegorz Zygier, Every Dog has his day, 1990, 5` 3`
Witold Krymarys, Wyścig / A Race, 1987, 4` 30`
Witold Krymarys, Minimal-video, 1988, 2`

Marek Rogulski, Etap I / Stage I, 1990, 1` 56`
Marek Rogulski, Krr, 2006,1` 30`
Marek Rogulski, Ćwiczenie łącza energetycznego / Lesson of Energetic Junction, 2006, 1`
Marek Rogulski, Łączaenie emanacji / Unique of Emanation, 2006, 1` 10`
Piotr Wyrzykowski, Atomic Love, 2002, 5` 40`
Piotr Wyrzykowski, Beta Nassau, 1993, 8`
Piotr Wyrzykowski, Runner, 1993, 5` 20

Marek Zygmunt, Medytacje / Meditations, 2001, 8`
Wspólnota Leeeżeć, Bielmo awangardy / Leucoma of Avant garde, 1996, 2` 14`
Wspólnota Leeeżeć, Prombłuny mechanizm kuszenia / Choptheglow of Mechanism of Temptation, 1999, 5` 12`
Michał Brzeziński, 2001, Ból / Pain, 7` 2`

Anna Baumgart, I kiedy pocałalowała żabę / When she Kissed a Frog…, 1997, 5`
Anna Baumgart, Zima / Winter, 1997, 2` 30`
Anna Baumgart, Kto mówi? / Who says?, 1998, 3`
Anna Baumgart, Kolekcja przypadkowych epitafium / The collection of accidental epitaphs 1998, 5

Andrzej Kwietniewski, Krzyżacy / Teutonic Knights, 2002, 4`
Andrzej Kwietniewski, Naród trwa / The people of Poland are going on, 2002, 1` 10`

Arti Grabowski, Oktoberfest, 2002, 4` 28`
Arti Grabowski, Człowiek@pl / Man@pl, 2002, 28`
Sławomir Marzec, Trzy minuty / Three Minutes, 2007, 4` 48`
Sławomir Marzec, It will be Nicely and Pleasenty, 2007, 5` 39`

Dominik Pabis, 6. zmysł / The Sixth Sense, 2003, 1`
Anna Orlikowska, Istota, A Person, 2005, 2` 11`
Anna Orlikowska, Autoportret, Self-portrait, 2005, 0` 48`
Anna Orlikowska, Film o robakach / Film about Worms, 2005, 2` 11`
Anna Orlikowska, Kyriem Angelicum, 2005, 0` 48`
Wiktor Polak, Nie można oddychać zającem / Can`t breathe a Hare , 2007, 4`
Wiktor Polak, Zabawka / A Toy, 2007, 3`15`
Wiktor Polak, Bliżej / Close to, 2005, 8`
Marcin Nowak, Cisza / Silence, 2006, 2` 40`

Andrzej Dudek-Dürer, Invisible time, 2001-02, 10` 28`
Andrzej Dudek-Dürer, Mental Steps, 2003, 5`
Katarzyna Majak, 2004, Circle D., Cactus, Cows, Factory, 11` 54``
Mirosław Rajkowski, Motus, 2006, 1`
Mirosław Rajkowski, Radom Fantom, 2006, 2`
Leszek Żurek, Mantra, 2005, 3` 48`

Łódź Kaliska, z serii New Pop / from New Pop series, 2002-2004, 15``

niedziela, 31 maja 2009

Znużenie festiwalami fotografii?

Od dwóch tygodni nie miałem czasu pisać bloga. Najpierw wyjazd do Gdańska na otwarcie wystawy "Andrzej Dudek-Dürer. Droga poprzez czasoprzestrzeń. 40 lat "sztuki butów" (1969-2009)" w galerii Pionova, a teraz do Warszawy i Krakowa, o czym poniżej.

W wielkim skrócie - obejrzałem kilka festiwali fotografii. Nie chcę ich podsumowywać. Najwięcej publiczności spotkałem w piątek na Weegeem w Muzeum Narodowym w Krakowie, wcześniej w Noc Muzeów w Łódź Art Centre w Łodzi, ale już w czwartek w Starej Galerii ZPAF w W-wie nikogo na ekspozycji Vladimira Birgusa. Wystaw jest za dużo. Za moment otwiera się kolejny festiwal w Olsztynie, z kolejnymi mistrzami polskiej fotografii (wg organizatorów). Co wyniknęło przez kilka lat festiwali w Polsce? Jakie odkryto nowe zjawiska, postaci, jakie powstały teksty odkrywające nowe karty historii? Myślę, że bardzo niewiele przy zaangażowaniu wielkich środków finansowych. Rola festiwali stała się przede wszytskim edukacyjna (np. pokazy Augusta Sandera, Zofii Rydet, teraz Weegeego). Nie zapominajmy, że festiwale w Krakowie, Łodzi, Warszawie oraz Biennale w Poznaniu publikuje duże katalogi. Sądzę, że bardzo niewiele powstało ciekawych opracowań i jaka szkoda! Pisałem kiedyś np. o ubiegłorocznym biogramie Michała Szlagi w katalogu fotofestiwalu w Łodzi, gdzie były informacje o psie Michała, a nie było o wczesnych pracach z ASP w Gdańsku. A szkoda, gdyż można pisać nie tylko o poszczególnych fotografach, ale także o całych nurtach, tendencjach, tradycji danego kraju. Można! Powstaje pytanie, które kierujemy do Dyrektorów poszczególnych festiwali - dlaczego nie ma takich takich tekstów?

W czw obejrzałem w Warszawie wystawę fotografii Zdzisława Beksińskiego w galerii Asymetria. (Wcześniej miałem sympatyczne spotkanie z Tomkiem Sikorą i Małgosią oraz Anną Bohdziewicz, potem Teresą Gierzyńską, z którą bardzo lubię rozmawiać o fotografii). Wracając do ekspozycji Beksińskiego wg mojej opinii, która oczywiście może być pomyłką - wszystkie prace były falsyfikatami (!!!) - zarówno rysunki, jak i fotografie. To nie pierwszy przykład wprowadzenia na rynek sztuki sfałszowanych dzieł Beksińskiego.

Na koniec mały apel. IPN w Warszawie w ramach obchodów kultury niezależnej w czasach przygotowuje album na temat fotografii (1976-1989). Gdyby ktoś miał takie fotografie, wiedział coś na ten temat proszę pisać do mnie, gdyż jestem zaangażowany w ten projekt, który powinien być odkryciem nowych fotografii z tego "szarego", choć ideowo czerwonego czasu. Album ukaże się pod koniec 2009 roku.

p.s. Statystyka. W maju na mój blog miał do dziś 1412 wejść, a liczba wszystkich odwiedzin, z których się cieszę to na godzinę 6.40 - 3322.

wtorek, 19 maja 2009

Miesiąc Fotografii w Krakowie (maj 2009)



Wiele nie widziałem, ale polecam retrospektywę Viktora Kolářa w Starmach Gallery, a najbardziej nieco surrealistyczne zdjęcia z górnikami. Największe wrażenie zrobiła na mnie mała wystawa Miroslava Tichý'ego – "Warianty stylu", gdzie pokazano jego malarstwo i twórczość innych Czechów będące fotograficznym wyjściem poza nie! Poprawna jest malutka instalacja Japończyka Masao Yamamoto "KAWA = flow", choć wolę jego wizualne zdjęcia niż eksperymenty z przestrzenią. Prawidłowo i logicznie ukazano dorobek Eryka Zjeżdżałki (1972-2008), w tym po raz pierwszy Jego eksperymenty z kolorem, które są także ważnym dokonaniem. Być może w tym kierunku rozwinąłby swą twórczość.

A w Bunkrze Sztuki rozczarowania i to same! Krzysztof Wodiczko, którego wystawa liczy cztery prace, ale istotne, gdyż konceptualne rozważania połączone były w nich z atmosferą alienacji i zagrożenia. Kolejne rozczarowanie - już większe - to zbiorowa wystawa czeska "W dowolnym momencie", z dużą ilością pustych ścian, ukazująca przemiany modernistyczne w czeskim środowisku, analizująca (czy starająca się to czynić) w konceptualny i socjologiczny sposób przestrzeń, ciało i rzeczywistość. Niewiele było ciekawych analiz. Ale największe rozczarowanie to ekspozycja w tym samym miejscu "Witkacy. Psychoholizm", gdzie pokazano złe technicznie i zbyt duże wydruki, całkowicie mijające się z koncepcją estetyczną autora "Nienasycenia". To przykład, jak nie należy pokazywać czy "poprawiać" Witkacego. W zasadzie nic nowego nie widziałem na tej wystawie, a jej teza o innym stylu autoportretu i innym portretów budzi co najmniej zastrzeżenia. O swym pokazie wideo napiszę następnym razem.

Warto na pewno obejrzeć dużą wystawę Weegeego w Muzeum Narodowym, gdyż to klasyk fotografii światowej, pokazany już 1996 w Łodzi. Podsumowując - nie jest źle, choć nie widziałem głównej ekspozycji poświęconej problemowi archiwum! Warto pojechać do Krakowa.

Zdjęcie w tym tekście:
Eryk Zjeżdżałka, "Kopanki", 2002

piątek, 15 maja 2009

Krzysztof Jurecki "Oblicza fotografii" już dostępne


Moja książka już się ukazała. Sam ją widziałem na festiwalu fotografii w Łodzi. A nawet dowiedziałem się, że mimo braku promocji cieszy się największym zainteresowaniem. Nie chwalę się, gdyż krótka rozmowa odbyła się przy moim studencie. Miło to było usłyszeć!

Wczoraj w Krakowie rozdałem kilka egzemplarzy podczas imprezy Krzyśka Makowskiego z księgarni "f 5" i jego konkursu na "Fotograficzną publikację roku 2008", który uroczyście zakończył się MCK w godzinach wieczornych. Ale nie wszyscy wiedzieli o takim konkursie (np. Galeria Sztuki Wozownia w Toruniu) czy chcieli w nim startować (np. K. Jurecki). Dlaczego nie zdecydowałem się wystawić do konkursu książki "Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce"? Zbyt liczni byli jurory (kilkanaście osób), a do tego do kilku z nich nie miałem przekonania, a nawet mógłbym zarzucić jednej z jurorek plagiatowanie moich tekstów!

Ale taki konkurs jest bardzo potrzebny. Radziłbym Krzyśkowi zmniejszenie ilości członków jury i promowanie przede wszystkim fotografii nie zaś techniki, gdyż ta wypromuje się sama!

środa, 13 maja 2009

Poznań - Biennale (09.05.2009)







"Od problemu symulacji do "nowego symbolizmu". Aspekty fotografii z początku XXI wieku."

(W niektórych innych materiałach galerii Arsenał mój tytuł ma trochę inną oryginalną formę - "Od problemu symulacji do "nowego symbolizowania". Aspekty fotografii z początku XXI wieku"). Tak to czasami bywa.

Przez kilka dni w Poznaniu było miło, pracowicie i ciepło, a na poziomie 2+ w Słodowni nawet gorąco. Chciałbym podziękować w tym miejscu Ani Miczko - studentce ASP w Poznaniu, która jako wolontariuszka bardzo mi pomogła w przygotowaniu wystawy, dosłownie do ostatniej chwili. Incognito przechadzał się po wernisażach Bogdan Konopka, wraz z żoną Jaqueline i Waldkiem Śliwczyńskim (ten ostatni oczywiście nie incognito).

Na wernisaż przybyli prawie wszyscy artyści, których zaprosiłem do wystawy i którzy byli wówczas w Poznaniu. Przygotowałem wystawę problemową na temat ideologii i nawet polityki (Anna Baumgart, Wolf Kahlen). Starałem się zasygnalizować zmianę w myśleniu o problemie "symulacji", bo jest to bardzo ważne zagadnienie teoretyczne. W kolejnej części przeprowadziłem eksperyment polegający na ukazywaniu przeciwstawnych postaw lub kontrastujących ze sobą (poza Natalią LL, Michałem Brzezińskim i Januszem Leśniakiem - wszyscy oni pokazani byli w wydzielonych/autonomicznych przestrzeniach).

Mocne zestawienia na moim pokazie to m.in: Ewa Świdzińska i Adam Rzepecki, Magda Hueckel i Jerzy Wierzbicki, Joachim Froese i Tadesusz Żaczek. Właśnie mieszkającego na zupełnych antypodach, bo w Australii - Froesego wielu moich rozmówców wskazywało jako najciekawszego i zupełnie nieznanego artystę! (Chciałbym mu przygotować wystawę indywidualną w Polsce. Myślę o tym, a nawet próbuję to realizować (na razie bez skutku) od 2007 roku, kiedy poznałem go na Słowacji na Letniej Szkole Fotografii).

Druga część pokazu miała wymiar parareligijny czy czasami medytacyjno-misteryjny (Tadeusz Żaczek, Stanisław Woś, Janusz Leśniak), gdyż chciałam zaakcentować indywidualne wyjścia poza ideologie właśnie w stronę religii czy medytacji! Innego wyjścia nie ma, chyba że wejdziemy w kategorie nicości...

Na końcu wystawy Marek Zygmunt pokazał świetny wg mnie cykl "Czekając na Mahometa", który łączył w sobie aspekt inscenizacji z dokumentem miejsca i ludzi.

Ekspozycja miała bardzo dokładny scenariusz, który udało mi się zrealizować, co nie było łatwe ze względu na ilość prac (188 plus filmy wideo), choć pewnie pojawią się głosy, że wystawa jest "przeładowana". Wolę nadmiar, niż miałbym ograniczyć rzadko pokazywane prace: np. Natalii LL czy A. Rzepeckiego, bądź zaprezentowane po raz pierwszy, czyli premierowo (Ewa Świdzińska, Magdalena Samborska).

W sumie nie jest łatwo mówić o wpływie ideologii na najnowszą fotografię, gdyż przez nasze życie polityczne, mamy jej dość! Wpływ ma też refleksja nad realnym socjalizmem i jego wpływ na naszą świadomość w XXI wieku.

Sądzę, że festiwale czy biennale powinno mieć swój ogólny problem czy hasło wywoławcze, bo inaczej popada się w "wszystkoizm". Ale nie przekonują mnie takie tytuły, jak w Łodzi "atak łaskotek", ale o tym innym razem.

Wszystkim artystom, którzy wzięli udział w moim projekcie dziękuję, w tym panu Marcinowi Sudzińskiemu z Lublina, który okazał się współautorem wraz z Kataryzną Majak pracy "Tryptyk wdt" (2008), czego do dnia otwarcia ekspozycji nie wiedziałem!

Lista zdjęć w tym wpisie:
St. Woś, "Stan skupienia", 2008
T. Żaczek, z cyklu "Prawosławie", 2008
J. Froese, "Wygnanie z raju", 2005
K. Matsubara, "Portret owoców", instalacja 17 zdjęć
A. Rzepecki, cykl "Feminismus", 2004-06
W. Kahlen, z serii "Zraniony Tybet", "Ozdobiony", 2009 (negatyw 1986)

niedziela, 10 maja 2009

Trochę statystyki (10.05.2009)

2 maja 2009 r. wieczorem mój blog miał już ponad 2000 odsłon. Sam byłem zaskoczony, że stało się to w tak szybkim czasie. A stało się dzięki krótkiemu tekstowi o Krzysztofie Hejke i sprawie jego listu do prezydenta Polski.

30 kwietnia miało miejsce 118 odsłon blogu po tekście o Hejke, a w następnych dniach po kilkadziesiąt. Oprócz tego czytano czy poszukiwano informacji o MS2 w Łodzi, A. Dudku-Durerze czy, co mnie cieszy, na temat mojej książki , która już jest dostępna! Dziś miało miejsce 2338 wejście na blog. Niedługo opiszę swoje refleksje po 6. Biennale w Poznaniu i zapowiedzi dyskusji, która ma odbyć się w Krakowie 15.05 w Krakowie na temat festiwali fotograficznych.

Jednocześnie zapraszam na swój wykład i pokaz, czasami unikalnych prac pt. Suplement do historii filmu eksperymentalnego i wideo w Polsce (1983-2005) - 14 maja 2009 w Galerii Camelot w Krakowie o godz. 16.30. Pokażę także to, co potem będzie można zobaczyć m.in. w Bunkrze Sztuki w 2009 r. na Ukrytej dekadzie - zestaw filmów z lat 80. i 90., wbrew tytułowi pochodzących jednak z dwóch dekad a nie jednej.

sobota, 2 maja 2009

Już wkrótce "Oblicza fotografii" K. Jureckiego (maj 2009)


Oblicza fotografii według Krzysztofa Jureckiego
wyd. Kropka, Września
na okładce fotografia Andrzeja J. Lecha
stron 275

Wydawnictwo KROPKA wydało nową książkę krytyka sztuki – Krzysztofa Jureckiego, wykładowcy fotografii w WSSiP w Łodzi i ASP w Gdańsku oraz kuratora wielu wystaw. Jego ostatnia książka "Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce" ukazała się w 2008 roku.

Książkę można już nabyć m.in. na Biennale Fotografii w Poznaniu i Fotofestiwalu w Łodzi.

Publikacja zawiera w pierwszej części dwadzieścia cztery teksty o charakterze teoretycznym i historycznym ("Krótka historia fotografii", "Fotografia a totalitaryzm"). Duża część książki analizuje mało znane wątki z okresu międzywojennego, zarówno z zakresu dokumentu fotograficznego (Józef Szymańczyk), modernizmu (Karol Hiller, Janusz M. Brzeski i Kazimierz Podsadecki) jak i awangardy (Hans Bellmer). Następna część jest rozrachunkiem z polską fotografią awangardową, w tym wiele miejsca autor poświecił: Zdzisławowi Beksińskiemu i Jerzemu Lewczyńskiemu polskim twórcom „fotografii subiektywnej”, o których miejsce w światowej historii fotografii upominał się już od lat 80. i 90. Dużo miejsca Jurecki poświęcił Zofii Rydet, której monograficznej wystawy był kuratorem w 1999 r., Wiesławowi Hudonowi, zapomnianemu przez historyków sztuki artyście, który był jednym z pierwszych polskich konceptualistów na przełomie lat 60./70. oraz próbie oceny twórczości portretowej Krzysztofa Gierałtowskiego. Końcowa część tej historycznej z założenia publikacji poświęcona jest problematyce lat 80. i 90., zarówno w sensie analiz ogólnych, jak i bardziej szczegółowym (Andrzej J. Lech, Eva Rubinstein czy Grzegorz Przyborek, którego twórczość czeka na europejskie odkrycie).

Książka jest bogato ilustrowana pracami ze zbiorów: Muzeum Sztuki w Łodzi (np. Witkacy), gdzie autor był kierownikiem Działu Fotografii i Technik Wizualnych (1998-05), archiwum K. Jureckiego oraz zdjęciami prezentowanych twórców. Niektóre ze zdjęć są publikowane po raz pierwszy (np. Jan Bułhak, Henryk Ross (getto w Łodzi), Bronisław Schlabs, Mariusz Wieczorkowski).

Zdecydowana większość tekstów była już publikowana w różnych czasopismach, katalogach, ale zostały na nowo opracowane i przeredagowane tak, aby stworzyć zarys wybranych zjawisk zarówno o charakterze problemowym i przekrojowym, jak i monograficznym. Celem jej jest wykreowanie najważniejszych zjawisk z XX- wiecznej historii polskiej fotografii.

p.s. Książka miała ukazać się do 31.03.2008 roku, a wydawcą miała być Fundacja Turleja w Krakowie, ale nie wyszła. Był to kolejny termin, który okazał się niemożliwy do spełnienia. Dlatego podjąłem rozmowy z Waldemarem Śliwczyńskim, a dodatkowo w radykalny sposób zmieniłem pierwotną zawartość publikacji i jej materiał ilustracyjny, tak aby była bardziej aktualna i interesująca.

czwartek, 30 kwietnia 2009

Czym zajmuje się prof. Krzysztof Hejke?

Niestety nie fotografią, choć naucza fotografii w filmówce, lecz pisaniem skargi do prezydenta Lecha Kaczyńskiego na temat m.in. uwiedzenia swej żony, którą podpisał jako profesor, aby uwiarygodnić swą wypowiedź! Bardzo dawno temu K. Hejke był zdolnym studentem szkoły filmowej, zorganizowałem mu wystawę w galerii CIK-u w Łodzi w 1990 roku pt. "Strefa". Pomogłem także w zakupie jego prac do kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi. Najlepsze zdjęcia wykonał jednak w latach 80. XX wieku, czyli bardzo dawno temu. Później nastąpiło to, co starałem się zasygnalizować w tekście pt. "Czas zatrzymany" ”Kalejdoskop” [Łódź], lipiec/sierpień 1993. I tak już zostało, niestety.

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Cyberfoto 2009 (RCK Częstochowa, kwiecień-maj)






Dzięki Sławkowi Jodłowskiemu mamy konkurs fotograficzny, z którego "coś" wynika, gdyż z większości konkursów wynika niewiele lub NIC. Co szczególnego zaistniało w Częstochowie przez dwanaście lat? Powstaje polska tradycja obrazu cyfrowego, z jego zaletami i wadami. Można wymienić znanych jurorów czy wykładowców corocznych spotkań. Liczy się przede wszystkim fakt, że mogą się tu pojawić znani i uznani fotografowie, jak Krystyna Andryszkiewicz, nieżyjący grafik/fotograf Marek E. Janicki czy przedstawiciele środowiska suwalskiego, jak Ewa Przytuła czy Jarosław J. Jasiński.

W tym roku wiele prac pretendowało do nagród i wyróżnień. W związku z tym mieliśmy duży kłopot, ale z takich faktów należy się przede wszystkim cieszyć, gdyż wzrasta, przynajmniej w tym międzynarodowym konkursie, poziom estetyczny i artystyczny.

Po raz kolejny mamy ciekawy katalog, m.in. z tekstem wybitnego specjalisty w zakresie obrazu cyfrowego - dra Piotra Zawojskiego, który podążając tropami teorii Zbigniewa Rybczyńskiego, zajmuje się jego paradoksami. Konkluzja jest na pozór zaskakująca - obraz cyfrowy musi być dwuwymiarowy, a także powrócić do obrazu przed otograficznego! Ale oczywiście to jedna z możliwości, bo na przeciwnej stronie znajduje się "obraz trójwymiarowy i PRZESTRZENNY", czyli "virtual reality". Powstaje tylko pytanie, czy będzie można tego typu "obrazy", które nie są obrazami w tradycyjnym sensie, tworzyć w aspekcie artystycznym, a nie tylko technologicznym, jak miało to miejsce np. z fotografią stroboskopową czy holografią.

Pragnę zwrócić uwagę na nazwiska: Olgi Grabiwody (kilkakrotnie już nagradzanej), Jacka Szczerbaniewicza (także nagradzanego już na Cyberfoto), czy działających w formule reklamowo-komiksowej: Michała Sosnę i Kornela Wołodźko. Wygrał, za działanie wbrew logice sprzętu (telefon komórkowy!) i za ryzyko jakie podjął Dawid Krzysteczko.

Za rok kolejne - trzynaste Cyberfoto! Powtórzy się konkurs, na podstawie którego tworzy się najnowsza fotografia, czasem grafika o znaczeniu kreacyjnym (wyróżniony w tym roku Sławomir Twardowski). Tym konkursem powinna cieszyć się Częstochowa.