Szukaj na tym blogu

piątek, 13 lipca 2012

"Co kryje sie na dnie oka? W kręgu auto/portretu z przełomu XX/XXI wieku" (Galeria Sztuki Wozownia, Toruń, 27.07.– 02.09.2012)

Zaproszenie

Dlaczego instytucje państwowe nie organizują problemowych wystaw fotografii? Poza Zachętą czy CSW trudno o przekrojowe ekspozycje. A tematów jest co miara: krajobraz, inscenizacja, tożsamość, migracje, etc. Można nimi "sypać", jak z rękawa.

Wacław Ropiecki,  Z Seansu Autoterapeutycznego, Autoportret w Dolinie Śmierci, 1976,   fot. czarno-biała, brom

Artur Leończuk, Poza 4, 2011, wydruk pigmentowy


Od kilku lata interesuje mnie problem autoportretu w kontekście portretu. Temu problemowi w ujęciu historyczno-ideowym poświęciłem pokaz, który będzie pokazany w Toruniu. Jedenastu artystów pokaże swoje prace, będą także debiutanci. Oto oni:

Wacław Ropiecki
Artur Leończuk
Katarzyna Karczmarz
Tomasz Fularski
Teresa Gierzyńska
Gabriela Huk
 Magdalena Samborska
Corinna Streitz (Niemcy)
Keymo
Anna66 Andrzejewska 
Rałał Karcz



Teresa Gierzyńska, Samotna (ta suknia może być domowa),1980, fot. czarno-biała, brom, 




Magdalena Samborska, Kościec tożsamości, 2011-12, wydruk atramentowy



Dlaczego na liście znajduje się jedna autorka z Niemiec? Ponieważ bardzo lubię konfrontować polskie dokonania z innymi. Można wówczas próbować ocenić poziom naszej fotografii.



 Katarzyna Karczmarz, Hotel, 2008, fot. czarno-biała, brom


Keymo, Martine, 2009, wydruk atramentowy

Wystawa prac jedenastu autorów będzie próbą odpowiedzi na pytanie dotyczące statusu portretu i autoportretu głównie w fotografii polskiej z początku XXI wieku, ale także fotografii z lat 70. i 80.,  wraz z niewielkim aneksem z fotografii niemieckiej (Corinna Streitz). Ekspozycja zaprezentuje różne postawy, które można określić jako modernistyczne, ponowoczesne, feministyczne czy należące do sztuki-fotografii w tradycyjnym znaczeniu tego terminu (Władysław Tatarkiewicz). Ma być głosem w dyskusji  na temat obecnej kondycji fotografii polskiej oraz przypomnieć istotne a mało znane prace z końca XX, z lat 70. i 80. (Wacław Ropiecki).


Gabriela Huk, REshaped, 2010, wydruk atramentowy


Corinna Streitz, z cyklu GESPINSTE (Urojenia), 2011

W ramach wystawy zobaczymy postawy wyrastające z fotoperformance z lat 70., m.in. w pracach Wacława Ropieckiego, który należał do najmłodszych przedstawicieli polskiego modernizmu. Podobną postawę, ale w duchu minimal-artu i konceptualizmu, pogłębionego o teologię ikony reprezentuje, Artur Leończuk, który debiutuje na tej wystawie.

 Anna66 Andrzejewska, Bez tytułu, 2011, wydruk atramentowy

Kolejną grupę stanowią prace związane z feminizmem – to m.in. obrazy Teresy Gierzyńskiej z początku lat 80. Stopniowo w latach 90. przeszła ona na pozycje bliższe sztuki kobiecej, fotografując jako autoportret m.in. swoją córkę.  Kwestie postfeminizmu są w dalszym ciągu stawiane, reinterpretowane w realizacjach związanych z wideo o znaczeniu totemicznym, geometrycznym, ale jednocześnie odnoszących się do codziennego, a nawet trywialnego życia kobiety (Magdalena Samborska), także w systemie poststruktalistycznym i lingwistycznym w pracach Gabrieli Huk, w których ciało artystki zmienia się w „pole znaków i walki”.

Rafał Karcz, Murder junkies , 2011, fotografia cyfrowa, tech. wł.

Formalnie blisko tych prac można umieścić obsesyjnie surrealistycznie mary nocne z portretów i autoportretów Corinny Streiz, która poszukuje  archetypicznych znaczeń. Jest to typowe obrazowanie dla czasów ponowoczesności, w których znika tożsamość, w tym konkretna i rozpoznawalna podmiotowa osobowość, na rzecz rozproszenia cielesności i zamaskowania w pejzażu.

Tomasz Fularski, Duma, 2010, fotografia, tech. wł.

Inscenizacje, w których istotne jest tworzenie monumentalnych obiektów rzeźbiarskich, umieszczanych na tle przyrody oraz w kontekście zagrożenia np. terroryzmem,  prezentuje w specyficznie zgrafizowanych pracach Tomasz Fularski.  W stronę innego typu inscenizacji w swych perwersyjnych, narcystycznych i związanych z modą, często o autentycznej aurze horroru pracach zmierza Keymo. Psychodelizm jest też punktem wyjścia dla, będącej undergroundem kulturowym, fotografii portretowej Rafała Karcza. Blisko ich postawy sytuuje się ludycznie portretowa oraz cyfrowa twórczość Anny Andrzejewskiej. Prace Keymo, Andrzejewskiej, a także, choć w sposób niezamierzony, Karcza odwołują się do fotografii mody, a także atakują pojęcie „sztucznego piękna” w typie glamour.

Ekspozycję zakończy tradycyjna pod względem formalnym fotografia o charakterze psychologicznym, poszukującym kontaktu z widzem - portrety i akty o charakterze narcystycznym i ukazującym „demoniczne piękno” Katarzyny Karczmarz.

Temat (auto)portretu rozwijał się na tle przemian sztuki najnowszej (fotoperformance, inscenizacja), stanowiąc ważny składnik modernizmu końca XX wieku. Obecnie sięga do zdecydowanie bardziej różnorodnej tradycji medialnej, nie tylko fotografii, ukazując zasłanianie i surrealistyczne maskowanie osobowości portretowanych (Streitz, Andrzejewska) oraz niszczenie tradycyjnie pojętego piękna, które stało się czymś nie tyle nieuchwytnym, co podejrzanym i anachronicznym. Fotografia portretowa wciąż pełni też rolę kliszy kulturowej, w której znajdują swe miejsce feminizm oraz badanie różnych skrytych  grup społeczności (Keymo, Kracz) czy „autoportretowaniu” siebie na tle własnej rodziny i zwykłych kobiet (Gierzyńska).



Wszystkim zainteresowanym polecam duży polsko-angielski katalog, z tekstem wprowadzającym o charakterze historycznym, biogramy twórców, kilkadziesiąt reprodukcji, a także prace innych autorów, np.: Jerzego Lewczyńskiego, Ewy Świdzińskiej, Łodzi Kaliskiej.

środa, 11 lipca 2012

"Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu" - komentarz do wystawy (Muzeum Narodowe w Krakowie, 18.05–1.07.2012)

Jerzy Lewczyński, Nieznany, 1959, fotografia czarno-biała, 50 x 40 cm, wł. K. Jurecki

Bardzo się cieszę, że ta wystawa Jerzego Lewczyńskiego w tak renomowanym muzeum polskim miała miejsce. Przy okazji przypominam, że dużo większa ekspozycja Jerzy Lewczyński. „Archeologia fotografii”. Prace z lat 1941-2005 odbyła się w Muzeum Sztuki, Łódź 2005, 19.04.-15.05.2005. Była to wystawa towarzysząca Międzynarodowemu Festiwalowi Fotografii w Łodzi, ale łódzki festiwal nie wykorzystał szansy promowania artysty na świecie, jako najwybitniejszego polskiego fotografa, wywodzącego się z koncepcji awangardowej.

Album opublikowany przez wyd. Kropka (Września, 2005). Najważniejsze kompendium wiedzy o J. Lewczyńskim

Moje refleksje o ekspozycji w Krakowie(w skrócie):

Warto przy okazji przypomnieć o innej niedawnej krakowskiej monograficznej wystawie Lewczyńskiego. Była to pokazana na przełomie 2006/07 w MHF Otwieram i zamykam oczy. Prezentacja twórczości Jerzego Lewczyńskiego. Zachęcam także do lektury ciekawego katalogu, w którym zamieszczono także kilkadziesiąt zdjęć ze zbiorów krakowskiego muzeum. Piszę to kontekście pokazania kilku reprodukcji na wystawie w Muzeum Narodowym. Sadzę, że kurator ekspozycji Wojciech Nowicki nie zna tego katalogu.

Od wielu lat nie mam wątpliwości, że dorobek teoretyczno-artystyczny Jurka trafi do światowych historii fotografii, gdyż stworzył on podstawy do bardzo różnorodnego użycia materiału znalezionego jako formy ekspresji twórczej. W tym przypadku interesująca teoria połączyła  się z wyrafinowanym obrazem.

Kilka lat temu na okładce "Kwartalnika Fotografia" pojawiła się praca Mikołaja Długosza, ale nigdy takiego zaszczytu nie dostąpił Jerzy Lewczyński, choć oczywiście dawno powinien. Teraz namawiałem "Exit", ale chyba bezskutecznie? Kto będzie pierwszy? Kto podkreśli wielkie znaczenie Lewczyńskiego dla powojennej fotografii polskiej? Zobaczymy!

 Portret Zdzisława Beksińskiego, 1959/1960, 50x40 cm, wł. K. Jurecki

czwartek, 5 lipca 2012

Natalia Giza "INCOGNITO. Tożsamość zatajona" (2011)


Rzeczywistość wirtualna, a używając terminologii Jeana Baudrillarda hiperrzeczywistość, polega m.in. na fakcie znania kogoś wyłącznie z Internetu, w tym wymiany z nim korespondencji, a potem publikowania tekstów na temat jej/jego twórczości, jeśli jest to artysta. W ten sposób znam wiele osób, m.in. Natalie Gizę (ur. 1986), absolwentkę fotografii ze szkoły  filmowej w Łodzi. Ale jej  zdjęcia  widziałem w rzeczywistości na ekspozycji Przestrzenie ujawnione (Miejska Galeria Sztuki/Ośrodek Propagandy Sztuki, Łódź, 2011). Prace te, które były dyplomem u prof. Grzegorza Przyborka, należały do najciekawszych na tej wystawie. Mam je w swej pamięci, w której skrywa się kilkanaście, a może kilkadziesiąt tysięcy rożnych obrazów, przede wszystkim fotografii. Jest to zbiór wciąż otwarty, choć z coraz większym trudem pojawiają się w nim nowe formy wizualne.


Oglądając po raz pierwszy prace Gizy myślałem, że są to autoportrety. Myliłem się jednak. Są to alegorie, może częściowo udane, może nie do końca sprecyzowane. Dotyczą tożsamości, która jest skryta i zamazana, co w naszych czasach jest symptomatyczne. Dawna alegoria tłumaczyła jakieś fakty i zdarzenia, stan rzeczy i stan ducha jednoznacznie, aby przypomnieć chociażby np. na pompatyczne obrazy Petera Paula Rubensa. W pracach Gzy widzimy nieokreśloność lub zarysowany potencjalny wybór drogi życiowej, spięty klamrą za pomocą ironii - potężnego oręża modernistów (dada, surrealizm) i jeszcze bardziej popularnego w naszej modernistycznej ponowoczesności. Ale to także wyraz rozchwiania, niejednoznaczności, braku czegoś istotnego w przygodnym życiu, by nawiązać do Zygmunta Baumana. 



Skąd  w tych wysublimowanych zdjęciach delikatne, ale wyraziste gesty, które próbują odczarować życie czy poszukiwać tożsamości, jeśli ta wciąż istnienie? W realnej przestrzeni są to wielkoformatowe prace z formą kolażu, który bardzo dobrze wzbogaca i rozbija płaskość powierzchni. Są to także realizacje na temat samotności i alienacji we współczesnym świecie. Ciekawe, że fotografie są "ukrytymi" aktami, nie eksponującymi nagości czy erotyzmu. Moim zdaniem jest to bardzo dobre rozwiązanie, gdyż w świecie zarysowanym przez Michela Houellebecqa (Platforma, 2001)  mamy swoisty konsumpcjonizm seksualny, który do niczego nie prowadzi. Żyjemy w świecie nie tyle erotycznym, co właśnie seksualnym, pomimo trwania innej religijnej tradycji. Zwycięstwo należy więc do hedonistów, w tym filozofa Michela Foucaulta i reżysera Davida Cronenberga. Ale w tym momencie w twórczości, jeśli ma ona cokolwiek znaczyć, należy uciec od obsceniczności, gdyż nie jest ona twórcza, jak to było np. w latach 80. i 90 XX w., jeśli en globe była ona inspirująca.





Mam wątpliwości, co do kolejności, w jakiej te prace powinny być zaprezentowane na wystawie w Łodzi, ale nie jest to najważniejsza kwestia. Maskowanie własnej tożsamości za pomocą potencjalnych wyborów życiowych (seks, alkohol) może być też postrzegane jako przestroga przed "złym życiem" i byciem poza prawdą.

Natalia Giza mieszka w Lublinie. Obecnie trwa tam bardzo duża wystawa Ars loci – obraz aktualny  (1 czerwca–12 sierpnia 2012) pokazująca miejscowe środowisko artystyczne. W miłym towarzystwie Lucjana Demidowskiego oglądałem tę dużą, ale bez charakteru wystawę. Błędem było niepokazanie tych czy innych prac Gizy (np. Autoportret negatywny), gdyż są bardzo ciekawe. I wytrzymują porównanie np. z prezentowanymi pracami Danuty Kuciak.

Na koniec proszę przeczytać fragment autorskiego tekstu Gizy pt:  INCOGNITO. Tożsamość zatajona: "Całość składa się na odkrywanie i wyzwolenie własnego "ja" przez kobietę. 

To próba odtworzenia jej osobowości i wizualizacji walczących ze sobą istnień w jednym ciele. Świadoma wewnętrznego rozpadu przybiera nowe oblicze, udaje przed sobą i całym światem. Panicznie dostosowuje się do życia w społeczeństwie, licząc na gwarancję spełnienia. To tylko maleńki skrawek wybranych przeze mnie "twarzy". Twarzy zasłoniętych, anonimowych, ukrytych, przerażonych twarzy w maskach. Poszukujących ochrony, unikających bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Dla bezpieczeństwa tworzy odmienny od autentycznego obraz siebie. Niszczy swoją naturę i kobiecość. Ukrywa prawdę. Przedstawiona na zdjęciach postać jest potwierdzeniem złożonego świata wewnętrznego indywiduum, skomplikowanego dla innej istoty. Człowiek jest zbiorem własności uzupełniających się, a także wielu skrajnych i sprzecznych sobie. Skrywane w każdym z nas tworzą wielobarwny wachlarz cech składających się na typ osobowości. Świadomość tego bogactwa pozwala zrozumieć i docenić różnorodność jednostki." 

czwartek, 28 czerwca 2012

Walka wygrana. Blog odblokowany

Można samemu wygrać walkę z hakerem, choć nie jest to łatwe....

Dziś pewnie po południu mój blog został odblokowany przez Google'a, już nie ma w nim nic "złego". Niedługo pojawią się nowe wpisy. Działo się dużo w ostatnich tygodniach. Byłem w Lublinie, gdzie ujawniono niezwykłą kolekcję fotografii, znalezioną na strychu na Starym Mieście.

Potem gościłem u Grzesia w Krakowie na Miesiącu Fotografii, na którym zanotowałem duży rozdźwięk miedzy wystawami zagranicznymi na polskimi. Spotkałem się z Mikołajem Dunikowskim oraz przypadkowo z Tomaszem Gutkowskim - dyrektorem festiwalu i było to miłe, choć niełatwe spotkanie. Kraków tętni życiem, a Łódź umiera, choć nigdy nie umrze.

Polecam najnowszy nr "Exitu" oraz wywiad w "GW" z Mirosławem Bałką, który powiedział szczerze, jak sądzę, co myśli o Arturze Żmijewskim i jego sposobie "bycia w sztuce".

Śmieszą mnie obecne wystawy, teksty o sporcie, które jak grzyby po deszczu wyrastają w muzeach, galeriach i w pismach artystycznych. Niestety także w "Obiegu". Mogłem się dowiedzieć, że L. Moholy-Nagy także wykonał prace na ten temat, także Janusz M. Brzeski (czego nie było w tekście). Tylko nie ma to nic wspólnego z zasadniczymi dominantami/programem ich sztuki. Słowem wszyscy idą na układy - władza chce, środowisko to wykonuje. Smutne, ale prawdziwe.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Walka z hakerem....

14.06 Michał Pikula poinformował mnie smsem, że mój blog jest ograniczony przez Google'a. Korzystam z Opery, wiec tego nie spostrzegłem. Potem już musiałem...

13.06 administrator Gmaila poinformował mnie o włamaniu do mojej skrzynki mailowej, które nastąpiło rano 13.06.12 z Niemiec.....

Rozpoczęła się moja walka z poszukiwaniem wirusów, trojanów najpierw na komputerze, a dziś już na samym blogu. Skaner, który polecam, znalazł mi kod wpisany na blogu przez hakera, który przekierowywał gdziś indziej....

Acunetix Web Vulnerability Scanner!


http://www.acunetix.com/vulnerability-scanner/vulnerabilityscanner.exe, który znalazł DOM - based Cross-Site Scripting (360)

Z strony nie otrzymałem Google'a żadnej pomocy, nawet żadnego maila, tylko na ang. stronach Google'a (17 s.), stamtąd dotarłem do skanera, który pokazał gdzie jest wirus. Był w liczniku i w poście o fotografii Stanisława Kulawiaka. Niestety musiałem go skasować.


Kto to zrobił i po co? Czy był to przypadek w związku z poczytnością mego bloga? Właśnie licznik pokazał pond 60 000 wejść od sierpnia 2009 r.


Wirusa, a precyzując przekierowania na taką stronę, jak mniemam już nie ma. Ale weryfikacja bloga może potrwać kilka dni a może tygodni, jak przeczytałem. Oczywiście można założyć nowego bloga.

Za wszelkie szkody, jakie mógł uczynić wirus przepraszam

Krzysztof Jurecki


czwartek, 14 czerwca 2012

Joanna Wider "Stado Minotaura", 2010




O projekcie autorka pisała: "Postać Minotaura była od wieków kreowana na potwora, ale jest to także symbol siły, rodzaju i płodności. Stworzenie to w mitologii zostało odosobnione, zamknięte przed światem, skazane na samotność i udrękę. Chcąc rzucić inne światło na tę mitologiczną postać przedstawiłam go w pryzmacie innej rzeczywistości. W rzeczywistości, w której nie byłby budzącą odrazy hybrydą, a normalnym stworzeniem. Mógłby funkcjonować w stadzie tworząc więzi z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Bo czy to nie okoliczności miejsca i czas, w którym się pojawiły sprawiły, że stał się bestią. Mój projekt jest próbą przywołania mitu i próbą stworzenia człowieka-byka."



Tyle pomysł, ale efekt wykonania dzięki zastawaniu prymitywnej kamery otworkowej nabrał wymiaru inscenizacyjnego i..., co zaskakujące, prawdziwego w swym przesłaniu na na temat witalności wiecznego życia. Prawda mitu, jeśli jest on praktykowany i "żywy", odżywa więc niespodziewanie. Mamy więc zwierzęcość naszej egzystencji, widzimy erotyzym życia w jego codziennym i zwykłym teatrze zdarzeń na tle demonicznej natury. Właśnie, i przyroda może mieć także rożny wymiar duchowy i świetnie, że młoda autorka to unaoczniła. 





Joanna studiuje fotografie w WSSiP w Łodzi, interesuje się surrealizmem, zgłębia jego problematykę ideowo-filozoficzną, aby móc potem wykonywać prace na temat samotności, a może melancholii życia Minotaura, którego postać w końcu żyje w każdym z nas, czy tego chcemy czy. Te prace okazały się bardzo dojrzałe i to także jest zaskakujące. Bestia-Minotaur ma tutaj swoje ludzkie oblicze i to bardzo mi się podoba. Poza bardzo dobrym kompozycyjnym i formalnym ujęciem scen.

sobota, 9 czerwca 2012

"Hand Made" Igora Olesia w Warszawie, Galeria 2b+r



Fantasmagoria, 2011

02.06.12 w Warszawie miał miejsce wernisaż wystawy Igora Olesia (ur. 1989) studenta  IV roku fotografii na PWSFTViT w Łodzi. Warto zapamiętać to nazwisko, gdyż artysta należy do najlepiej zapowiadających się twórców pracujących w aspekcie inscenizacji, odwołujących się do zasady wyobraźni, która  pozwala stwarzać formy a w rezultacie obrazy łudząco podobne do cyfrowych. Jest to istotne, że za pomocą własnej imaginacji, a nie technik cyfrowych można stworzyć wybitne prace. Nie technika, a umysł i siła ducha mają zaświadczać o ostatecznym efekcie fotografii. Autor mimo młodego wieku ma określone i sprecyzowane poglądy. Nie interesuje go ani dokument, ani reportaż, pociąga zaś tworzenie poprzez manualny proces inscenizacji. Szczególnie cenny jest w tym wyborze z pięciu  udanych cykli Vanitas, od interpretacji naczynia, poprzez akty, do śmierci ptaka.

Hostel, 2011

Parking, 2008-2010

Vanitas, 2010-11

Vanitas, 2010-11

Oto fragment mego tekstu Poszukiwanie nowej koncepcji inscenizacji. "Wielu z fotografujących spyta „czy  Igor O. jest fotografem, czy zna tajniki i rzemiosło „zdejmowania widoków świata, czyli potrafi zrobić np. portret”? Odpowiadam TAK i widać to w cyklu Vanitas, w jego części pierwszej ze znikającymi czy precyzując z zamalowywanymi postaciami, wynurzającymi się z pramaterii czy otchłani. Bardzo interesujące jest potraktowanie zwykłego portretu jako formy martwej natury! Także w istotny sposób odżywa tu tradycja body-artu czy action painting połączona z psychologicznym rysem fotografii. Te prace wydają mi się najbardziej dojrzałe…
            Ale młody artysta jest jednak chyba zwolennikiem tradycji modernistycznej i racjonalnego pojmowania świata, przynajmniej na tym etapie życia. Świadczy o tym kolejny cykl stereoskopowych prac pt. Zależności będący konceptualnym małym traktatem o przemianie materii i zależności pozornie sprzecznych form i rzeczy. Ten cykl z kolei jest najbardziej iluzjonistyczny ze względu na technikę, w jakiej został wykonany oraz świadome wykorzystanie form perspektywistycznych (pierwszy plan) i płaskich.

          W czym tkwi istota?
Niektórzy krytycy i teoretycy twierdzą, że w obecnych czasach w fotografii i generalnie w sztukach wizualnych nie jest potrzebny własny styl, gdyż żyjemy w czasie pluralizmu, chaosu, a także łączenia technik. Ale nawet najważniejsi filozofowie ponowoczesności, jak Jean Francois Lyotard domagali się w latach 80. XX wieku oryginalności.  Zwróćmy uwagę na konkluzje zawarte w  książce Wolfganga Welscha Nasza postmodernistyczna moderna (Warszawa 1998), w której na przykładzie architekta Jamesa Stirlinga argumentował potrzebę innowacyjności i oryginalności, pomimo obowiązującego prymatu pluralizmu, a nie dominacji logocentrycznego modernizmu, który odszedł w końcu XX wieku do lamusa historii.
Właśnie taki istotne i przekonywujące atuty indywidualizmu i poszukiwania nowej formy, które pochodzą ze sztuki najnowszej o modernistycznym rodowodzie, a łączą się z bardzo umiejętnym operowaniem techniką fotograficzną, jednocześnie opierając się na wierze w racjonalizm umysłu połączonego z interioryzacją oraz imaginacją, znajduję w twórczości Igora Olesia. Dlatego można je określić jako udane poszukiwanie nowej formuły inscenizacji."


                       


Vaniats, 2010-11

sobota, 2 czerwca 2012

Tomasz Ziober "Praca (i życie) na wypale węgla drzewnego w Bieszczadach", 2012

Tomasz Ziober posiada duży potencjał i wie czego szuka w fotografii dokumentalnej. Może za kilka lat osiągnie sukces jak Michał Szlaga? O fotografii, co intresujące, myślą podobnie, ale potencjalny udany debiut oczywiście zależy to od wielu aspektów i  tzw. czynników obiektywnych, jak krytyka artystyczna. Dlatego publikuję jako pierwszy te prace, które pokazują Polskę roku 2012!







Tomasz Ziober, z serii Praca (i życie) na wypale węgla drzewnego w Bieszczadach, 2012

Krótka rozmowa z autorem zdjęć, które mogły powstać np. w okresie międzywojennym czy w latach 60. Tu w Bieszczadach rzeczywistość, w tym czas zatrzymał się! Pytanie - na jak długo? Chyba jednak na długo, choć nie na wieczność. Ta posiada inny wymiar.

K. Jurecki: Co istotnego jest w dokumencie fotograficznym?
T. Ziober: Generalnie w dokumencie fotograficznym chodzi mi o ukazanie życia pewnych charakterystycznych ludzi, często po ciężkich przejściach życiowych. Wykonujących nietypowe, ciężkie, ginące zawody. Żyjących gdzieś na uboczu, często w osamotnieniu, zapomnieniu. Smolarze są przedstawicielami właśnie takiego nurtu ginących zawodów. Młodzi ludzie ze względu na trudności wykonywania tej pracy, nie podejmują się jej. Starych jest coraz mniej, wypały są zamykane ze względu na tańszy węgiel drzewny sprowadzany z Ukrainy i Chin.

To przygotowana w 2012 praca dyplomowa w WSSiP w Łodzi, w której chce pan pokazać prawdę życia? 
W reportażu i dokumencie chodzi mi o pokazywanie prawdy o życiu, jakakolwiek ona by nie była. Wiadomo, że to też jakiś mój subiektywny sposób odbierania rzeczywistości i rejestrowania jej w kadrze, jednakże staram się być maksymalnie obiektywnym (niczego nie przerysowywać nadmiernie). Celem pracy dyplomowej było ukazanie codziennego, prostego życia smolarza, ciężkiej wyniszczającej pracy i krótkich chwil odpoczynku. Podkreślenie ciężkich warunków jego życia. Większość tematów które poruszam w dziedzinie dokumentu i reportażu dotyczy zwykłych szarych ludzi i ich problemów, tematów społecznych, manifestacji ulicznych, nierówności społecznych. 

Jakie miejsce jest fotografowane?
Bieszczady są specyficznym miejscem, tutaj wielu ludzi uciekło(od czegoś lub od samych siebie), chwytając się najczęściej pracy w lesie lub na wypale, bohater reportaży "Biskup" Studiował na KUL-u w Lublinie, jednakże pewne okoliczności życiowe zmusiły go do rezygnacji ze studiów i podjęcie się pracy na wypale. Pracuje w takich warunkach ponad 25 lat. Poza sezonem wypałowym jeździ po Polsce szukając pracy dorywczej i pracuje na wolontariacie w Monarze.

A jak ocenia pan wystawę o postdokumencie, która odbyła się w CSW w Warszawie?
Co do wystawy o postdokumencie w CSW to uważam że to ciekawa próba podsumowania 20-kilku lat polskiej transformacji ustrojowej, myślę, że całkiem udana. Oczywiście są to pewne fragmenty rzeczywistości, takie klocki pewnych wydarzeń politycznych, kulturalnych (zdjęcie z 2007 r. z Imprezy Techno Mariusza Foreckiego Blue Box). Ukazuje zmiany w polskich gustach, przejęcie wzorców z kultury zachodniej) Zdjęcia z polskiej prowincji, zapomnianych popegeerowskich wiosek i braku perspektyw pokazują ciemną stronę transformacji i jej "ofiary". Dużo też jest ciekawej ironii np. Zdjęcie Bezwstydna! Anny Beaty Bohdziewicz, które zapewne miało na celu pokazania skonfrontowanej kultury konsumpcyjnej, lansowanej od 1989 w opozycji z wartościami Kościoła katolickiego mającego nie mały wpływ na wartości wyznawane przez Polaków przez i po 1989 r.
  

Ale być może T. Ziober powinien być przede wszystkim portrecistą? Wykonuje zaskakująco mocne - ekspresjonistyczne i "barokowe prace". Piękna to fotografia, gdyż pokazuje godność człowieka. Nie ma tu żerowania na nieszczęściu ludzkim, wprost przeciwnie.

Tomasz Ziober,  Portrety ludzi Bieszczadu:-), 2012


piątek, 1 czerwca 2012

Sprawy kultury mają się źle (Strajk Artystów z 24.05.12 oraz zerwanie umowy w sprawie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie)

24.05 w kilku miastach Polski, przede wszystkim w Warszawie, we Wrocławiu, w Lublinie odbył się symboliczny strajk artystów, którzy w ten sposób chcieli zwrócić uwagę rządowi polskiemu i Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego na zaniedbane, przemilczane sprawy emerytur dla artystów, czy "produkcji" wystaw, które objęte są podatkiem wat, jako forma usługi. W mediach pojawili się m.in.: Karol Sienkiewicz, Zuzanna Janin, Zbigniew Libera, Joanna Rajkowska i inni. Sprawa bytu arytstów nabrzmiewa od lat, od czasów transformacji z 1989 roku. W czasach kapitalizmu artysta wizualny stał się rzemieślnikiem, niczym nie różniącym się od producenta mebli czy butów. Niestety!

Niektóre instytucje tylko symbolicznie poprały akcję, m.in: MN w Krakowie, czy MS w Łodzi (godzinny strajk). Bały się, inaczej nie można interpretować takiego postępowania. Zresztą w Łodzi akcja strajkowa zaistniała tylko w MS przez jedną godzinę! A na stronach "Gazety Wyborczej" można przeczytać kuriozalne wyznanie jednego ze znanych artystów neoawangardy nt strajku, które kontrastują z wypowiedziami Marcina Polaka i Pawła Hajncla.

Wczoraj na TV Kultura odbyła się interesująca dyskusja w programie Studio Kultura - rozmowy: SOS dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej o rozwiązaniu umowy i wstrzymaniu na lata budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie z udziałem: wiceprezydenta miasta Warszawy Jacka Wojciechowicza, dyrektor MSN Joanny Mytkowskiej, Mirosława Bałki i Romana Pawłowskiego z "GW". Niestety pan wiceprezydent podtrzymywał swoje nieprzekonywujące racje na temat rzekomej winy architekta Christiana Kereza. Sam architekt mówi co innego. Ktoś mija się z prawdą. Wydano miliony na przeprowadzenie konkursu, także z problemami, honoraria dla architekta, a wszystko skończy się na długoletnim procesie w sądzie polskim. Władz miasta już nie będzie, ministra Zdrojewskiego także, a za wszystko zapłacą obywatele! Tak marnotrawi się miliony złotych w imię interesu politycznego. Podtrzymuję słuszność w tym względzie wczorajszej interpretacji Pawłowskiego.

Bardzo podobały mi się bezkompromisowe wypowiedzi Romana Pawłowskiego i Mirosława Bałki, który użył sformułowania "wstyd" jako oceny bieżącej sytuacji wstrzymania budowy muzeum, która kompromituje nie tylko władze warszawy, MKiDN, ale także obniża do minimum wiarygodność Polski. Żeby nie było wątpliwości ten projekt w duchu klasycznego modernizmu jak z lat 60. nie podobał mi się od samego początku, ale szanuję wybór kompetentnego międzynarodowego jury. Pojawiły się w prasie protesty środowiska artystycznego i historyków sztuki, w tym AICA. Rozpoczęła się walka, w której jedna ze stron będzie przegraną. Albo wszyscy przegrają, gdyż politycy PO skompromitowali się.

Nowy konkurs raczej niewiele zmieni, pewnie będzie bojkotowany i przez to mniej wiarygodny. Wizja nowego muzeum oddala się, jeśli nie znika na lata. Czuję zażenowanie i też jest mi wstyd!

czwartek, 31 maja 2012

SŁAWOMIR MARZEC „GENESIS JAKO WSZYSTKO" (CENTRUM RZEŹBY POLSKIEJ W OROŃSKU , 19.05 -10.06.12)

Genesis , fot. S. Marzec

Proszę o wnikliwe przeczytanie mądrego tekstu Sławomira Marca Genesis jako wszystko, który wpisuje się w teorię sztuki uprawianej przez lubelskiego artystę, także w wystawę w warszawskiej galerii Foksal. Następnie zaznajomienie się z wystawą w Orońsku, której kuratorem jest Mariusz Knorowski. Nie możemy usłyszeć wdzięku ze słuchawek. Ale nie jest to najważniejsze. Ważną częścią wystawy są grafiki, które wpisują się w historię i tradycję abstrakcji geometrycznej, sięgającej Platona i Artystotelesa. Nie jest to wizja postmodernistyczna, lecz zracjonalizowana w duchu Malewicza i Strzemińskiego, czy jego współczesnych kontynuatorów, jak np. Julian Raczko. A chaotyczne napisy wykonane szybko na podłodze? Są codziennym "bytem bycia", tym razem oczywiście według tradycji Romana Opałki. 

Przede wszystkim zapamiętam tą wystawę ze względu na jej przesłanie i tekst teoretyczny, gdyż myśl teoretyczna w dalszym ciągu jest jednym z warunków do powstania sztuki, w mniejszym  stopniu posztuki, w której reguły są zmienne, arbitralne lub wydaje się, że ich po prostu nie ma! Ale być może nie ma już posztuki. albo jest nieistotna, gdyż wszystko wolno i "wszystko jest sztuką" (koncepcja Grzegorza Dziamskiego).

Genesis , fot. S. Marzec

Genesis , fot. S. Marzec


"Czym dzisiaj jest Genesis - mitem założycielskim, wyzwaniem dla współczesnej wyobraźni, czy potwierdzeniem… performatywnego charakteru realności? A kwestii tej nie należy bynajmniej sytuować w kontekście jałowego sporu ewolucjonistów z kreacjonistami.

Nasze pytania o sens i wartość formułowane są w świecie, który zdaje się być na nie obojętny. Genesis nie tyle opowiada jak powstał świat, ale jest narracja, a może tylko obietnicą, nadzieją, w świetle której świat może stać się sensowny i wartościowy. Genesis to raczej pojawienie się określonej formy świadomości i wyobraźni.

Genesis interpretowano w przeróżny sposób: jako zestaw nieredukowlanych sprzeczności stanowiących energię różnicowania, jako - paradoksalne - unieważnienie Kresu, czy jako objawienie radykalnej zewnętrzności. U Rosenweiga  Bóg w stworzeniu nie daje innego daru poza sobą samym, a u Simon Weil wręcz stworzenie świata to stworzenie miłości. Oczywiście wypada wspomnieć też i świeckie próby tworzenia „nowego człowieka i nowego świata” w ogniach krematoriów albo w mrozach gułagów.

Moje „Genesis” to przede wszystkim sytuacja refleksji nad ideą doświadczenia, może już nie tyle doświadcznia źródłowego, czy bezpośredniego, ale formatywnego lub optymalnego. Realizacja ta oparta jest na odwróceniu procesu, to nie Słowo kreuje Formy, lecz tekst Księgi Genesis wpisany zostaje w logikę i żywioł wizualności. Tekst poddany jest dzisiejszym uniwersalizacjom, czyli basic English i standardowej powierzchni 100 x 70 cm. Powstające na tej bazie grafiki są dość schematyczne, bo i przecież powtarzają archetypy widzialności – podziału, przeciwstawiania, sekwencjonowania, rytmizowania, proporcjonowania etc. W przypadku Genesis nie ma raczej miejsca na oryginalność.

Bardzo ważny jest tu kontekst miejsca, galerii która była kaplicą; przestrzeń zdesakralizowana. Ponadto zaadaptowany został fragment poprzedniej wystawy, czyli wielka biała płyta zasłaniająca były ołtarz, która zmienia wszak swój charakter poprzez dodanie bocznych zasłon z białego płótna. Nie tyle więc unieważnia daną przestrzeń, co jedynie czyni ją nieobecną, a raczej ujawnia jej nieobecność. To subtelna, ale zasadnicza różnica. Sposób powieszenie siedmiu grafik poświęconych siedmiu Dniom Stworzenia powtarza ten układ (i pęknięcie) przestrzeni – ostatnia z nich, będąca wypadkową tekstu i obrazu drogi, wisi nie „w powietrzu”, ale na tej nowej ścianie.

Instalacji towarzyszy zapis czytania Księgi Genesis, który jest stukrotnie zwolniony (napotkałem gdzieś informację, że w czasach biblijnych przepływ informacji był… sto razy wolniejszy). Brzmienie to przypomina ultradźwięki kosmosu, i bezpośrednio aktywizuje podświadomość. Kontrowane jest to słuchawkami wpiętymi w ciszę (?) ścian.   

Na podłodze napisane są kredą daty z mojego życia – rejestr przypadkowych dni, których nie pamiętam, ale których wagi przecież właściwie rozstrzygnąć nie potrafię (np. według Louisa Lavelle czas ogranicza naszą obecność; to czas i przestrzeń są nośnikami nieobecności). Ta niewspółmierność siedmiu dni sprzed kalendarza i „nieważnych” dni jednostkowej biografii to kolejne pęknięcie, kolejna rysa kreująca przestrzeń tej wystawy."      

Sławomir Marzec   


Genesis , fot. S. Marzec

Genesis , fot. S. Marzec